Z tej książki dzieci dowiedzą się więcej, niż w szkole. "Klimatyczni" to ekoedukacja w pigułce

Magdalena Konczal
"Klimatyczni" to książka inna niż wszystkie, zarówno pod względem formy, jak i treści. Dzięki niej czytelnik ma szansę poznać sześć sylwetek osób z różnych zakątków planety, którzy zmienili świat na lepsze. Oprócz tego zawiera praktyczne rady, w jaki sposób zostać szczęśliwym aktywistą. Jest to książka niezwykła, prawie tak, jak sama autorka – Olga Ślepowrońska.
Archiwum prywatne Wydawnictwa Tekturka. Na zdjęciu od lewej: ilustraktorka Weronika Żurowska i autorka Olga Ślepowrońska
Miałam okazję porozmawiać z panią Olgą. Opowiedziała mi o tym, jak w jej głowie powstał pomysł na napisanie "Klimatycznych", co w człowieku może zmienić aktywizm i, w jaki sposób angażować się społecznie, by nasze działania były przyjemnością, a nie smutnym obowiązkiem.
Po samym zobaczeniu książki, a później także przeczytaniu, odniosłam wrażenie, że jest ona szczególna pod wieloma względami. Skąd pomysł na właśnie taką treść i formę?

Bardzo mi zależało, żeby mówiąc o trudnych i ważnych sprawach, nie zostawiać młodego czytelnika z poczuciem bezradności. Szukałam takiej formuły, w której będę mogła powiedzieć o tym, co jest dla mnie istotne.
Archiwum prywatne



Chciałam, żeby to były historie, które będą punktem wyjścia do innych rozmów, a jednocześnie zależało mi, by przedstawić wizerunki osób, które poradziły sobie z jakimś tematem na większą skalę.

Te osoby, chociaż niewiele miały, to posiadały w sobie poczucie sprawczości, które zadecydowało o tym, że stworzyły coś wielkiego. Jestem bardzo zafascynowana działaczami społecznymi i aktywistami. Bardzo bym chciała, żeby byli równie popularni, jak gwiazdy rocka.

Mam wrażenie, że wybór "klimatycznych" bohaterów nie był łatwy. W końcu jest bardzo dużo ludzi, którzy robią coś dobrego dla świata. Czy miała pani jakieś dylematy, związane z tym, jacy bohaterowie powinni znaleźć się w książce?

"Klimatyczni" to książka dla dzieci, więc zależało mi też na tym, by pojawili się również dziecięcy działacze. Oczywiście, tak ja pani mówi, aktywistów jest mnóstwo, ale ja w książce chciałam pokazać prawdziwych innowatorów. To byli ludzie, którzy podjęli jakieś działanie, wprowadzili zmianę społeczną.

Od wielu lat śledzę takich działaczy. Zrobiłam dla nauczycieli kalendarz z aktywistami na każdy dzień roku we współpracy z jedną z wrocławskich fundacji.
Archiwum prywatne Wydawnictwa Tekturka


Zawiera on pomysły, w jaki sposób można wykorzystać pracę konkretnego działacza z dziećmi. Teraz myślę o podcaście na temat aktywistów, pochodzących z różnych stron świata.

Media nieustannie zasypują nas treściami, które mówią: "jest źle" lub pozostawiają nas z poczuciem winy, strachu albo bezradności, a przykłady takich osób dają nadzieję i bardzo inspirują. Historie ludzi – nie tylko tych przedstawionych w książce – pokazują, jak wiele przeciwności czasami muszą pokonać, żeby działać. To jest dla mnie coś fascynującego.

A czy nie obawiała się pani, że bohaterowie, którzy występują w książce, nie będą bliscy polskiemu czytelnikowi? Jednak większość z nich to osoby spoza naszego kręgu kulturowego...

Ja bardzo dużo podróżuję, więc może dlatego nie odczuwam takie różnicy kulturowej. Pisząc książkę, myślałam sobie, że bardzo często pokazuje się białych działaczy, którzy jadą do Afryki i wprowadzają wielkie zmiany.

To jest bardzo krzywdzące, bo pod każdą szerokością geograficzną są ludzie, którzy mają pomysły i moc, by działać.

Poza tym nam jest znacznie łatwiej w wielu przypadkach i pokazanie, że dzieci z krajów biedniejszych dobrze sobie radzą w różnych sytuacjach, może okazać się inspirujące dla polskiego czytelnika. Myślę, że zafascynowanym można być człowiekiem z każdego zakątka świata.

Kilkoro pani bohaterów to dzieci. Dlaczego właśnie ich sportretowała pani w swojej książce?

Z założenia mój czytelnik jest dzieckiem, więc pomyślałam, że to będzie dobry pomysł. Chciałam pokazać, że nie trzeba czekać, aż stanie się dorosłym, żeby działać. Ważne jest dla mnie to, by najmłodsi uświadomili sobie, że dzieci mają moc, a dorośli – że mogą wspierać je w konkretnych działaniach.

Prowadzę grupę wsparcia dla osób, które mierzą się z problemem depresji klimatycznej. Przychodzi bardzo dużo młodych ludzi, którzy mówią o ogromnej wściekłości na dorosłych za to, że zostawiają im świat, który będzie się mierzył z katastrofą klimatyczną. Zainspirowana rozmowami z młodymi ludźmi szukałam takich właśnie działaczy.

Chociaż wspomniała pani, że "Klimatyczni” są książką dla dzieci, to mam wrażenie, że będzie ona także ciekawą lekturą dla dorosłych czytelników albo do wspólnego, rodzinnego czytania.

Może powiem trochę o moich refleksjach, dotyczących pani książki, ponieważ kiedy przewróciłam ostatnią stronę, to miałam wrażenie, że znów jestem tą małą dziewczynką z wielkimi marzeniami, która może zrobić coś konkretnego i dobrego dla świata.

Oczywiście w dorosłym życiu szybko się o tym zapomina, więc myślę, że warto "Klimatycznych" polecić także starszym czytelnikom.


To cudownie! Jest mi naprawdę bardzo miło. Ja, kiedy byłam mała, bardzo dużo czytałam z tatą – to był taki czas dla nas. To właśnie wtedy dostałam od rodziców książkę „Zostań Zielonym”, która później gdzieś mi się zagubiła.

Tam było mnóstwo pomysłów dla dzieci, co one mogą same zdziałać. Pamiętam, że ta lektura była dla mnie zupełnie wywrotowa. Miałam wówczas chyba z 10 lat i zupełnie zaskoczyło mnie to, że już mogę zacząć działać, coś zmienić.

Często dzieci mają poczucie małej sprawczości, bo na wielu polach są zależne od rodziców. Oczywiście trzeba się z tym w jakimś stopniu pogodzić, bo dorośli mają większe doświadczenie, ale bardzo dobrze, by były też takie obszary, w których najmłodsi mogą poczuć sprawczość.

Mam wrażenie, że przesłaniem pani książki jest to, by zachęcić ludzi do konkretnych działań, angażowania się w życie społeczne. Czy rzeczywiście takie jest przesłanie "Klimatycznych"? A może towarzyszyła pani podczas pisania jakaś inna myśl przewodnia?

Uważam, że każdy z nas ma jakieś kompetencje i jeśli każdy z nas będzie w swoim obszarze naprawiał świat, to będzie lepiej.
Archiwum prywatne Wydawnictwa Tekturka


Nie możemy siedzieć z założonymi rękami i czekać na działania polityków czy innych osób. Zastanawianie się, jak coś usprawnić, zmienianie czegoś w świecie to swego rodzaju sposób na życie.

Pamiętam, jak byłam w ciąży z moją córką. Leżałam wówczas na patologii ciąży i tam założyłam biblioteczkę z książkami o rodzicielstwie bliskości. Pomyślałam sobie wówczas, że może to pomóc komuś, ale przy tym wszystkim ja się dużo lepiej poczułam, kiedy byłam w sytuacji niemocy, oczekiwania i lęku. Takie poczucie, które się w nas rodzi, że mamy moc, nadaje sens życiu.

Na końcu książki została pani umieszczona jako jedna z osób "klimatycznych", co było prezentem od redakcji. Nie bez powodu, ponieważ sama jest pani działaczką społeczną: autorką projektu "CzujCzuj", inicjatorką przedsięwzięcia "Spa dla mam" i wielu innych działań. Czy miałaby pani jakąś radę dla naszych czytelników i czytelniczek – co zrobić, żeby stać się osobą "klimatyczną"?

Przede wszystkim warto zastanowić się, co nas interesuje i jaki obszar chcielibyśmy naprawić. Powinniśmy chyba zacząć od dbania o relacje z innymi ludźmi i o swój kawałek świata. Mnie się wydaje, że szukanie w sobie obszaru, który chciałoby się zmienić, myślenie nad tym, co sprawia mi radość, jest bardzo ważne.

Nie ma jednego modelu działania. Jeden się sprawdzi, wyprowadzając psy ze schroniska, a drugi – organizując akcję sadzenia drzew. Jest mnóstwo obszarów, które trzeba usprawnić!

Bardzo ważne jest, by to była rzecz, która rzeczywiście będzie nam sprawiać radość. Chodzi o to, żeby wykonywać ją w duchu odkrywania, z energią i pasją. Ja uwielbiam to, co robię.

"Spa dla mam" to inicjatywa, która ma zapewnić chwilę odpoczynku osobom, zajmującym się dziećmi z niepełnosprawnością.

Mnie sytuacja tych mam bardzo porusza i nie jestem żadną cierpiętnicą, kiedy zajmuje się tą inicjatywą. Bardzo ważne jest to, żeby w tym wszystkich była radość, ale też nie powinno podejmować się jakichś działań kosztem własnego zdrowia czy czasu spędzonego z dziećmi. Mnie aktywizm społeczny po prostu uskrzydla.

Czy miała pani jakieś obawy przed rozpoczęciem swoich działań i projektów?

Ja działam od 16 roku życia. Zaczęło się od wyjazdów integracyjnych dla osób z niepełnosprawnością, podczas których osoby pełnosprawne i niepełnosprawne pracowały razem na polu.

To doświadczenie bardzo mocno mnie ukształtowało, więc raczej nie miałam większym obaw. Może jedynie, jak mój syn miał przyjść na świat, to zastanawiałam się, czy da się pogodzić aktywizm z rodzicielstwem, ale okazało się, że tak.

Zauważyłam też, że jemu samemu bardzo to służy. Nasz dom jest otwarty, a on poznaje różnych ludzi. Dzięki temu bardzo dużo wie o świecie. Kiedyś mieliśmy projekt, podczas którego jeździliśmy po szpitalach z teatrzykiem cieni. On także uczestniczył w tym wydarzeniu, a miał wówczas może z 5 lat.
Archiwum prywatne Wydawnictwa Tekturka


Jakiś czas później szliśmy ulicą i mijaliśmy dziewczynkę, która jedno oko miała zakryte i on wówczas powiedział: "Wiesz mamo, ta dziewczynka ma chore oczko. Może zrobilibyśmy dla niej teatrzyk?".

Wtedy pomyślałam sobie, że o to właśnie chodzi. On się jej nie przestraszył, nie zaczął się z niej śmiać, a jedynie nazwał sytuację i zastanowił się, czy można coś dla tej dziewczynki zrobić. Myślę, że taka sytuacja ucieszyłaby każdą mamę. Zrozumiałam wówczas, że łączenie aktywizmu i rodzicielstwa naprawdę ma sens.

Książka "Klimatyczni" Olgi Ślepowrońskiej miała swoją premierę 26 września 2020 roku. Można ją kupić na stronie Wydawnictwa Tekturka.