5-latek terroryzuje przedszkole. Nauczycielka zdradza, jak wygląda praca z agresywnym dzieckiem

Agnieszka Miastowska
Jak już dzięki współczesnej psychologii wiemy, nie ma dzieci "niegrzecznych", są tylko takie ich zachowania, które pokazują, że najmłodsi nie potrafią jeszcze radzić sobie ze swoimi emocjami. Co, jednak jeśli pięcioletnie dziecko w przedszkolnej grupie przejawia takie napady agresji, że nauczycielki wracają do domu posiniaczone i pogryzione, inne dzieci boją się przychodzić na zajęcia, a chłopiec zamiast "dzień dobry" wita się z pedagożkami słowami "świnio je**na"?
Dziecko agresywne w przedszkolu. Jak sobie z nim poradzić? \ Unsplash
O tym, jak wyglądała sytuacja w przedszkolu, opowiada mi Karolina, która już od 2 lat opiekuje się i uczy Kubę, który przewrócił szkolny porządek do góry nogami. Informacji psychologicznej udziela mi psycholożka-psychoterapeutka Katarzyna Kucewicz.

"Nieudolni pedagodzy"


Nauczycielka tłumaczy, że gdy tylko chłopiec przyszedł do przedszkola, mama była bardzo przejęta tym, jak się odnajdzie w grupie, mówiła, że boi się o jego zachowanie, ale nie powiedziała nic konkretnego.

– Co więcej, podkreśliła, że musiała wypisać chłopca z poprzedniego przedszkola ze względu na nieudolnych pedagogów. Potem okazało się, że to chłopiec został z niego wydalony – szybko przekonałyśmy się dlaczego – podkreśla nauczycielka.


– Kuba od początku był nerwowy, wyładowywał swoje emocje na rzeczach, przewracał krzesełka. Gdy próbowałyśmy spokojnie z nim rozmawiać, przekrzykiwał nas, wyciągał ręce, żeby nas od siebie odepchnąć – mówi pedagożka.

Oczywiście nie jest to szczególnie niezwykłe zachowanie, małe dzieci często odreagowują złość czy strach w taki sposób. Jednak mimo pracy nauczycielek Kuba z roku na rok zachowywał się coraz bardziej problemowo.

Podarte rajstopy, posiniaczone nogi, pogryzione ręce


Chłopiec nigdy nie wykonywał poleceń za pierwszym razem, nie był w stanie dostosować się do zasad panujących w grupie. Zwykły komunikat "idziemy na obiad" powtarzany była mu kilkukrotnie i spokojnie, za każdym razem jednak się sprzeciwiał.

– Gdy mimo jego sprzeciwu nie ustępowałyśmy, wpadał w szał. W momencie jego wybuchów potrafił nas uderzyć i gryźć, a także sięgał po przedmioty, którymi w nas celował. Były to np. plastikowe pudełka z zabawkami, piach, trawa, krzesełka z sali, nawet ciężka ławka w przebieralni.

Generalnie wszystko to, co w danej chwili miał pod ręką. Koleżanki pytały mnie, czy ktoś mnie pobił, czy pies mnie pogryzł. Wracałam do domu podrapana, posiniaczona, w rozerwanych rajstopach, bo Kuba bardzo szybko zauważył, że jest to element, który można łatwo zniszczyć, odreagowując swoją złość. Nawet takie małe dziecko w przypływie szału ma bardzo dużo siły – opowiada nauczycielka.

Psycholog Katarzyna Kucewicz podkreśla, że agresja pojawia się na skutek braku zaspokojenia jakiejś potrzeby i nieumiejętności wyrażenia jej. Musimy jednak pamiętać, że otwartość na agresywne dziecko to empatia, a nie bierne przyzwalanie na takie zachowania.

Ekspertka wyjaśnia także, jak zareagować, gdy dziecko stosuje wobec nas przemoc fizyczną, tak żeby nie zrobić mu krzywdy, ale jednocześnie postawić jasne granice. Kiedy widzimy, że dziecko stosuje przemoc, to jego reakcję należy przerwać i wyjaśnić stanowczo, dlaczego jego zachowanie jest dla nas nie do przyjęcia. Warto wyrazić zdecydowany sprzeciw i dać dziecku przejrzysty komunikat, że takie zachowanie się nam nie podoba i że chcemy, żeby natychmiast je przerwało.

– Marchall Rosenberg twórca koncepcji NVC mówi o tak zwanym "ochronnym użyciu siły". Polega ono na tym, że kiedy dziecko podnosi na mnie rękę, albo kopie kogoś, zatrzymuję zdecydowanie ten ruch (czyli przytrzymuję jego kończynę), ze słowami "widzę, że jesteś bardzo zezłoszczony, że zabrałam ci ten wóz strażacki i chciałbyś się nim znowu pobawić?".

Tylko nie "niegrzeczne dziecko"

Należy powiedzieć dziecku, o co nam chodzi, bez bez krzyku i wyzywania go od „niegrzecznych dzieci”, tylko rzeczowo o swoim odczuciu: „Chcę, żebyśmy się tu w grupie czuli wszyscy bezpiecznie, czy twoje ręce są gotowe aby już się zatrzymać i nie bić? – tłumaczy psycholog.

– Z ust chłopca często padały słowa kierowane w naszą stronę typu: „pi**dolę cię”, „g**no mnie to obchodzi”, „jesteś gówniarz”, „świnia je**na” – opowiada Karolina.

Pytam nauczycielkę, jak radziła sobie z tym, że pięcioletni chłopiec zwraca się do niej takimi słowami, podnosi na nią rękę.

– Wiadomo, że ten zawód wymaga cierpliwości, bardzo chciałyśmy pomóc chłopcu, ale im bardziej próbowałyśmy nawiązać z nim więź, tym bardziej nas odpychał i zamykał się w sobie.

W takiej sytuacji pozostawiałyśmy chłopca samego, by mógł ochłonąć i doświadczyć przestrzeni dla samego siebie. Z reguły to pomagało i po jakimś czasie uspokajał się i przychodził skruszony, przepraszając za swoje zachowanie. Następnego dnia wszystko działo się od nowa – dodaje kobieta.

Psycholog podkreśla, że takie słowa, padające z ust dziecka są znakiem tego, że dziecko nie radzi sobie z własnym gniewem. – Rodzi to pewne myśli, że może w domu jest zezwolenie na eskalację takiej przemocy, że nikt nie stawia dziecku granicy, gdy ono się rozkręca w swojej złości – mówi.

– Rodzice dzisiaj (co jest bardzo pozytywne) przeważnie już wiedzą, że nie wolno dzieci bić. Ale nierzadko dalej nie mają pomysłu, co robić w sytuacjach awaryjnych, więc nie robią nic. Nie biją, ale za to biernie czekają, aż dziecko samo się wyreguluje i uspokoi.

Rodzic musi brać udział w złości swojego dziecka, towarzyszyć mu i pokazywać jak wolno, a jak nie wolno się zachowywać, pokazywać jakimi zachowaniami osiąga się cel, a jakie zachowania od celu oddalają – tłumaczy Katarzyna Kucewicz.

Nauczycielki na bieżąco informowały mamę chłopca o sytuacjach, które dzieją się w przedszkolu, jednak jak podkreśla psycholog „rodzice często wypierają fakt, że ich dziecko może sprawiać problemy”. Jak zareagowała mama Kuby?

Mama po stronie synka

– Początkowo, kiedy próbowałyśmy mówić rodzicom o zachowaniu chłopca, byli zdezorientowani i zdziwieni. Nie wiedzieli, skąd to zachowanie mogło się wziąć i co mogło być tego przyczyną. Z początku wyrażali chęć współpracy z nami, lecz z czasem przybrało to formę jednostronną – podkreśla Karolina.

Rodzice bardzo szybko zaczęli zachowywać się tak, jakby ta sytuacja nie była problemem do rozwiązania, w którym pedagożki chcą pomóc, a konfliktem między nauczycielkami a chłopcem.

– Szczególnie przykre było to, że ja i moje koleżanki wracałyśmy do domu z siniakami albo śladami po ugryzieniach. Szłyśmy do pracy, którą na co dzień bardzo lubimy, ze strachem co dzisiaj zrobi Kuba.

Czy zdążę go złapać, zanim chwyci za krzesło i rzuci nim we mnie albo inną nauczycielkę? Czy zauważę, zanim popchnie kolegę, a ten się przewróci i rozwali sobie głowę? Przecież ja za to odpowiadam. A co dostałam od rodziców w zamian? – pyta rozżalona.

Rodzice Kuby najpierw usprawiedliwiali jego zachowanie niewyspaniem się, zaczepkami ze strony kolegów z grupy, co miało być formą prowokacji. – Mimo że to ja byłam na sali i widziałam, że agresywnie zachowuje się Kuba, a nie koledzy – tłumaczy Karolina.

Wreszcie rodzice stwierdzili, że jest to wina… nauczycielek! Mama zasugerowała, że panie „robią dziwne mini i krzywo się patrzą” dokuczając jej synowi. Tłumaczyła także, że używane przez Kubę bluźnierstwa i wyzwiska usłyszał w radiu, telewizji, na pewno nie w domu.

„Normalne dziecko nie potrzebuje psychologa”

Nauczycielki od początku sugerowały mamie współpracę z psychologiem, ale ona odbierała to wręcz jako coś obraźliwego, przyznanie, że z jej dzieckiem jest coś nie tak, nie jest, jak inne dzieci. To pokazuje, że nadal w Polsce jest dużo do zrobienia w kontekście normalizacji korzystania z pomocy psychologów.

Katarzyna Kucewicz podkreśla, że warto poszukać pomocy, bo złość dziecka może być objawem różnych zaburzeń, chorób. Częściej jednak agresja dziecka jest powiązana z zachowaniem rodziców, więc skorygowanie stylu wychowania może wiele zdziałać.

– Osobiście uważam, że w wielu przypadkach najważniejsze jest nauczenie rodziców rozumienia i wyczuwania emocji swoich dzieci. Nie dla każdej mamy i taty jest to oczywiste, czasami rodzice traktują dzieci jakby te, nie miały uczuć, myśli, jakby były za młode, by właściwie wyczuć nasz podirytowany ton głosu, albo zniecierpliwienie.

A to nieprawda, dzieci są szalenie odbiorcze, czyli doskonale rejestrują nastroje, jakie mamy wobec nich. Rejestrują czy jesteśmy na nich skupione, czy siedzimy z nosem w telefonie i interesuje nas pogawędka z koleżanką. Poczucie bycia odrzuconym, nieważnym, niekochanym, wywołuje wiele przykrych uczuć. Dorośli sobie w takich chwilach słabo radzą z nerwami, a co dopiero dzieci? – tłumaczy psycholog.

Gdy pedagożki zwróciły się do dyrektorki placówki, ta poleciła im pisać raporty po każdym incydencie, w czasie, którego Kuba stosował wobec nich przemoc fizyczną. Jak powiedziała, by „zabezpieczyć się”, ale także, by pokazywać je mamie.

Mama była w szoku, gdy czytała opisy tych sytuacji, podkreślała, że Kuba nigdy się tak nie zachowuje w domu, a ze starszą córką nigdy nie miała takich problemów. W rozmowie z Mamadu, psycholog podkreśla, że dziecko, które zachowuje się agresywnie, wcale nie musi doświadczać agresji ze strony rodziców.

– Agresja dziecka może wyrażać jego cierpienie. Cierpienie związane na przykład z poczuciem odrzucenia, nieważności, zazdrości. Rodzice czasami nie zdają sobie sprawy, jak raniąca w umyśle malucha jest zignorowana przez opiekuna zazdrość, na przykład o rodzeństwo.

Ile tam jest lęku i cierpienia, gdy dziecko na przykład szarpie swoją młodszą siostrę. Złość już tak ma, że kiedy się pojawia, patrzymy tylko na nią i trudno nam dostrzec, że pod tą emocją kryje się cała masa innych ważnych uczuć – tłumaczy psycholog.

– Pewnego dnia podczas rozmowy z mamą i kolejnych negatywnych informacjach przekazanych z mojej strony odnośnie do zachowania chłopca, a proszę mi wierzyć, że nie lubię przekazywać takich informacji, mama załamanym głosem zapytała mnie, co ma zrobić.

Wszelkie sposoby wychowawcze, które stosuje w domu, nie mają przełożenia na zachowanie w przedszkolu, w domu podobno mają rezultat. Padło nawet zdanie „czy ja mam go już wypisać z tego przedszkola, żeby paniom było lżej?” – opowiada nauczycielka.

– Starałam się zrozumieć myślenie mamy Kuby, gdyż wyobrażam sobie, że musiała odczuwać wstyd i bezradność, ale w naszym przedszkolu zawsze walczymy do końca, a dobro dzieci jest dla nas najważniejsze, więc o usunięciu Kuby z przedszkola nie było nawet mowy – podkreśla Karolina.

Pedagożka poleciła mamie Poradnię Psychologiczną, po kilku spotkaniach Kuba dostał opinię – należy z nim pracować behawioralnie. „Zarówno my, jak i rodzice dostaliśmy konkretne zalecenia, jak pracować z dzieckiem. Pani psycholog powiedziała również, że w takiej sytuacji próby wpłynięcia na zmianę zachowania, mogą wystąpić mocniejsze wybuchy złości, co jest częścią procesu zmiany”.

Mama wie lepiej niż psycholog


– Mama Kuby była zdziwiona otrzymaną opinią, gdyż dla niej oznaczało to zmianę stosunku do swojego syna oraz obowiązkową stanowczość w pewnych kwestiach. Przyznała, że nie do końca zgadza się z zaleceniami pani psycholog i uważa, że źle wpływają na jej syna i są zbyt drastyczne – mówi Karolina.

Jednym z pierwszych podpunktów było to, że chłopiec nie powinien jeść słodyczy. Jednak mama zawsze daje mu batoniki do przedszkola, mówiąc, że „jedna czekoladka nie zaszkodzi”.

– Do Kuby trzeba także przemawiać spokojnie i konkretnie, jego mama po każdym jego wybuchu agresji „pieści się” z nim nawet językowo. „Kosiam cię, mamusia idzie do pracki, niedługo psyjadę do ciebie”.

Widać, że mama chłopca bardzo go kocha i zależy jej na właściwym zachowaniu dziecka. Jednak powiedzeniu dziecku słowa „nie” traktuje jak śmiertelną dla niego karę, zawsze mu ustępuje, bo nie chce, by syn cierpiał z powodu złego nastroju – tłumaczy Karolina.

– Kuba nie do końca rozumie, że jego zachowanie jest złe, a co za tym idzie, nie zna granicy w swoich wybuchach agresji. Tylko jak mamy pracować z chłopcem, gdy jego mama za każdym razem mu odpuszcza? – pyta Karolina.

Zastraszone przedszkolaki

Nie możemy także zapominać o innych dzieciach z przedszkola, które także doświadczyły wybuchów Kuby. Mimo opieki nauczycielek zdarzały się sytuacje, że w czasie zabawy Kuba ugryzł lub popchnął inne dziecko.

– Potem rodzice mówili nam, że ich dziecko boi się chodzić do przedszkola. Uspokajało ich jednak to, że jesteśmy w stałym kontakcie z rodzicami Kuby, a chłopiec jest pod opieką psychologa. Kuba jednak ma tendencje atakowania dorosłych, za każdym razem, gdy proponują mu coś nie po jego myśli – opowiada Karolina.

Nauczycielka podkreśla, że Kuba na ogół wydaje się wyciszony, ale nadal zdarzają się dni, kiedy wpada w agresję. – Raz, gdy sprzeciwiłam się mu na placu zabaw, powiedział, że „weźmie z domu pistolet i mnie zastrzeli”. My naprawdę pracujemy z chłopcem, ale nie wejdziemy mu do domu sprawdzić, czy rodzice stosują się do zaleceń psychologa.

Karolina nie ukrywa też, że Kuba z przyczyn niezależnych od sytuacji i tak niedługo będzie opuszczał ich przedszkole. Nauczycielki starały się mu pomóc za wszelką cenę, ale w pewnym sensie odetchną z ulgą, gdy chłopiec odejdzie. Z drugiej strony obawiają się, czy w nowej placówce jego zachowanie znowu się nie pogorszy.

Nauczycielki mają związane ręce?

Co jednak w sytuacji, gdy Kuba musiałby do danej placówki chodzić jeszcze kilka lat, a rodzice nie współpracowaliby z pedagożkami. Czy nauczycielki zajmujące się agresywnym uczniem, mają związane ręce?

W artykule „Dziecko agresywne w grupie – jakie podjąć działania?” Magdaleny Goetz znajdujemy prawne uregulowania dotyczące takiej sytuacji. – Nie należy dopuszczać do sytuacji, w której dyrektor przedszkola o agresji jednego z wychowanków dowiaduje się od wnoszących skargę rodziców innych dzieci, a nie od nauczyciela – czytamy w artykule.

Nauczycielki, tak jak w przedszkolu Karoliny, powinny więc dokumentować agresywne zachowania dziecka, by mógł się z tym zapoznać dyrektor.

Nauczycielki mają obowiązek pracować z dzieckiem, ale dobrym pomysłem ze strony dyrektora byłoby zapewnienie nauczycielom szkoleń z pracy z trudnymi dziećmi.

„Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy mimo wysokich kompetencji nauczyciel nie jest w stanie wystarczająco skutecznie poradzić sobie z problemami dziecka […]. W takich wypadkach trzeba w pracę z dzieckiem zaangażować więcej osób – rodziców i innych specjalistów” – podaje artykuł.

Teoria a praktyka

Najważniejsze jest oczywiście zachowanie rodziców – to by w domu przestrzegali zasad pracy z dzieckiem. „Najbardziej problemowa jest oczywiście sytuacja, w której dziecko mogło (nieświadomie) nauczyć się, że poprzez wybuchy agresji i złości jest w stanie wymusić na rodzicach określone ustępstwa i decyzje.

Ponieważ zachowania te okazują się skuteczne w domu, dziecko w naturalny sposób przenosi je poza dom, do przedszkola”.

„Aby objąć dziecko pomocą psychologiczno-pedagogiczną, niezbędna jest zgoda jego rodziców lub opiekunów prawnych. Dyrektor powinien powołać zespół specjalistów (wychowawców, terapeutów, psychologów), którzy udzielą pomocy dziecku, powinien także poinformować rodziców o ustalonych dla dziecka formach udzielania pomocy”. W teorii.

W praktyce w wielu przedszkolach brakuje psychologa lub jest on w ograniczonym czasie. Nauczycielki i wychowawczynie mają pod opieką całe grupy (od 10 do nawet 30 uczniów).

Karolina podkreśla, że gdy zostawała z Kubą, podczas jego wybuchów agresji jedna nauczycielka zostawała sama z całą grupą i musiała ich dopilnować przy obiedzie. Chyba każdy rodzic może sobie wyobrazić, jak wygląda opanowywanie dwudziestu pięciolatków w czasie obiadu. Dlatego tak ważna jest chęć rodziców do współpracy z pedagogami.

– Jeśli rodzice nie wykażą żadnej inicjatywy, można zdecydować się na podjęcie kroków
prawnych, na przykład zawiadomić sąd rodzinny o agresji dziecka i braku responsywności jego rodziców – tłumaczy Katarzyna Kucewicz.