Też czujesz ten lęk przed powrotem do normalności? Krótka historia o tym, dlaczego dobrze mi w domu

Magdalena Konczal
Kiedy okazało się, że z powodu epidemii koronawirusa wszyscy musimy – w miarę możliwości – pozostać w domach, wielu ludzi odczuwało stres. Jak to teraz będzie? Co z pracą? Co z gospodarką? Co z dziećmi? Co ze światem? Czy tak w ogóle da się funkcjonować?
Lęk przed powrotem do normalności jest naturalny /unsplash
We mnie oczywiście też pojawiały się obawy dotyczące wirusa. Martwiłam się o swoich bliskich. Dbałam o to, by zachowywać wszelkie środki ostrożności. Jednocześnie obok lęku dostrzegłam dziwny spokój.

Nadbagaż oczekiwań


Myśl o tym, że będę mogła zostać w domu i zrezygnować z niemalże wszystkich aktywności była trochę egzotyczna, ale też kojąca. No bo jak to tak? Naprawdę nie będę musiała już biec na autobus, żeby zdążyć na zajęcia czy wymigiwać się od spotkań, kiedy wolę poleżeć w domu i nie robić absolutnie nic?

Właśnie dlatego, kiedy co chwila słyszę informacje, dotyczące różnych ewentualnych powrotów: do szkoły, do przedszkola, pojawia się we mnie lęk. I to dużo większy niż ten, który miałam, kiedy ogłoszono, że "świat jest zamknięty". Kiedy słyszę, że w sklepach czy kościołach może być coraz więcej osób, zaczynam gorączkowo myśleć o tym, co będzie później.


Wcale nie chcę wracać i to nie jest kwestia mojego wygodnictwa. Po prostu całe życie podświadomie marzyłam o czasie, w którym będę zwolniona z większości zobowiązań, wymagań czy aktywności, które zbyt często narzucał mi ten szalony świat.

Teraz wreszcie odetchnęłam, zastanowiłam się nad sobą i stwierdziłam, że moje życie w kwarantannie jest życiem, o którym zawsze marzyłam: bez oczekiwań wobec siebie i innych. Bez nieustannego biegu, w którym sama nie wiem, co jest metą.

Przyzwyczaiłam się do zajęć na uczelni, na które nie chodzę, do ograniczonego kontaktu z ludźmi i do tego, że jestem sama. Bardzo zaprzyjaźniłam się ze swoją samotnością. I wreszcie, kiedy zostałam zmuszona do zrezygnowania ze spotkań ze znajomymi, z kina, teatru czy wypadu do restauracji, dowiedziałam się, że wolę być w domu i że nie ma w tym niczego złego.

Wreszcie zrzuciłam z siebie jakiś nieprzyjemny nadbagaż oczekiwań, który sama sobie wkładałam na plecy. I bardzo się boję, że znów te oczekiwania na mnie spadną. Widmo presji, że muszę realizować się we wszystkich sferach swojego życia: zawodowej, osobistej, zdrowotnej, duchowej i psychicznej znów powraca.

Napawa mnie lękiem myśl, że nie sprostam oczekiwaniom nie tylko swoim, ale także innych. Sama już zresztą nie wiem, które są moje, a które innych. Przeraża mnie myśl, że będę mogła iść do kościoła, a później na herbatkę ze znajomymi. Wciąż wolałabym po prostu zostać w domu i czuć społeczne przyzwolenie, że postępuję tak, jak trzeba.

Ludzie, których nie ma


Kwarantanna to prawdziwy raj dla introwertyków. Lęk ogarnia mnie, kiedy pomyślę sobie, że będę musiała znowu spotykać się z ludźmi. I to wcale nie jest tak, że nie tęsknię za normalnym funkcjonowaniem i spotkaniami z bliskimi. Ale zdarza się dość często, że tęsknota jest zasłaniana przez niepokój, dotyczący tego, że znów zmęczę się z ludźmi, którzy po prostu są obok.

Oczami wyobraźni widzę, jak męczą mnie samą swoją obecnością, a ja znów nie będę miała czasu na odpoczynek, bo przecież trzeba iść raz w miesiącu do teatru, któregoś dnia wybrać się do kina. Na pewno znajdzie się kurs, na który chętnie się wybiorę i wystawa, którą koniecznie będę musiała zobaczyć.

A jeśli zdecyduję się zostać w domu, to przyjdą wyrzuty sumienia, że wszyscy są gdzieś, a mnie nie ma nigdzie. Za moment okaże się jeszcze, że podczas epidemii większość moich znajomych porobiła staże, przeczytała wszystkie zaległe książki, rozwinęła swoje zainteresowania i nauczyła się robić szpagat, a ja siedziałam na balkonie i patrzyłam na drzewa.

Nie chcę tutaj mówić, że wracanie do normalności jest złe, oczywiście jest nieuniknione i na pewno prędzej czy później nastąpi. Chciałam tylko zaznaczyć, że w takiej sytuacji lęk jest uzasadniony i każdy z nas pewnie będzie przeżywał go trochę inaczej.

Ale może to dobra okazja, żeby utrzymać jeszcze kwarantannowy vibe i spróbować zrzucać z siebie niepotrzebne oczekiwania? A przede wszystkim, żeby podejść do siebie z wyrozumiałością. Może takie podejście, chociaż w małym stopniu zniweluje postepidemiczną traumę wszelkich powrotów.