Dzieci potrzebują ciebie, jako oparcia, przewodnika i tego, który przedstawi im, jak inaczej można było pokierować tę interakcję.
Dzieci potrzebują ciebie, jako oparcia, przewodnika i tego, który przedstawi im, jak inaczej można było pokierować tę interakcję. Fot. Pexels.com

Każdy, kto ma więcej niż jedno dziecko, zna to uczucie: najpierw cisza, potem podniesione głosy, trzask drzwi albo płacz. I już wiemy – znowu się kłócą. A my? Stoimy między nimi z narastającym napięciem i jedną myślą: "Zaraz wybuchnę albo przynajmniej muszę natychmiast rozwiązać ten konflikt!".

REKLAMA

Jednak jest sposób, który może całkowicie zmienić naszą reakcję – i co ważniejsze, zmienić sposób, w jaki dzieci uczą się radzić sobie z konfliktami. Nie polega on na szybkim rozsądzaniu, krzyczeniu ani wskazywaniu winnych. Wręcz przeciwnie.

Zasada, która zmienia wszystko

Doświadczona pedagożka i trenerka rodziców, dr Siggie, proponuje jedną, prostą, a jednocześnie głęboko transformującą zasadę:

"Nie bierz żadnej ze stron. Nie wybieraj między dziećmi. Dzięki temu podejściu sprawisz, że dzieci widzą, że jesteś tutaj po to, by wysłuchać każdej perspektywy i prowadzić z czułością każde z nich. Dzieci potrzebują ciebie, jako oparcia, przewodnika i tego, który przedstawi im, jak inaczej można było pokierować tę interakcję. Tego, który zobaczy ich prawdziwe potrzeby, bez osądu. Każdej ze stron".

Brzmi prosto? Może nawet banalnie? A jednak dla wielu dorosłych ta zasada stanowi ogromne wyzwanie, bo wychowani jesteśmy w kulturze "kto ma rację – a kto zawinił". To właśnie ten odruch – szybkiego wskazania sprawcy – wprowadzamy często nieświadomie do relacji między naszymi dziećmi. I właśnie on… zaostrza konflikt, zamiast go łagodzić.

Dlaczego nie wybierać jednej strony?

Gdy rodzic opowiada się po jednej ze stron – choćby z najlepszymi intencjami – wysyła dzieciom kilka niebezpiecznych komunikatów:

  • "Muszę walczyć o uwagę rodzica".
  • "Jeśli zrobię z siebie ofiarę, to dostanę wsparcie".
  • "Rodzic kocha bardziej moje rodzeństwo".
  • "Moje uczucia nie mają znaczenia, jeśli nie jestem tym poszkodowanym".
  • Z perspektywy psychologii rozwojowej, to uderzenie w poczucie bezpieczeństwa i spójności relacji rodzinnych. Dzieci nie uczą się wtedy rozwiązywać konfliktów – uczą się wygrywać. Albo przegrywać. I obie opcje zostawiają emocjonalne rany.

    Co możesz zrobić zamiast?

    Zamiast być sędzią, zostań przewodnikiem. Oto kilka konkretnych kroków opartych na zasadzie dr Siggie:

    1. Zatrzymaj się. Nie reaguj impulsywnie. Twój spokój jest pierwszym sygnałem bezpieczeństwa.
    2. Zbliż się fizycznie. Usiądź obok dzieci, zniż się do ich poziomu. Pokaż swoją obecność, nie dominację.
    3. Wysłuchaj obu stron. Z autentycznym zainteresowaniem, bez przerywania. Dziecko, które czuje się wysłuchane, szybciej wycisza emocje.
    4. Nazwij uczucia. "Widzę, że oboje jesteście bardzo zdenerwowani". To prosty krok do walidacji emocji.
    5. Nie oceniaj. Unikaj słów typu "zawsze ty zaczynasz" albo "czemu znów mu to zrobiłeś?". Zamiast tego zapytaj: "Jak myślisz, co moglibyśmy następnym razem zrobić inaczej?".
    6. Pokaż alternatywy. Nie karz, nie rozkazuj – inspiruj. "Czy da się powiedzieć to inaczej, żeby brat zrozumiał, że cię to zabolało?".

    Dzieci uczą się poprzez nas

    W chwilach konfliktu dzieci nie potrzebują arbitrów – potrzebują świadków i przewodników. Potrzebują rodzica, który ich nie porówna, nie wytyczy zwycięzcy, ale zobaczy każde z nich osobno – i razem. Tylko wtedy uczą się nie tego, kto "wygrał", ale tego, jak naprawić relację.

    I to jest najcenniejsza lekcja. Bo życie nie polega na unikaniu konfliktów, ale na tym, by je przeżywać z szacunkiem, empatią i odwagą.

    Zatem następnym razem, gdy usłyszysz z pokoju dziecięcego: "To jego wina!" – nie spiesz się z odpowiedzią. Zatrzymaj się. Usiądź z nimi. I przypomnij sobie zasadę dr Siggie. Bo naprawdę nie chodzi o to, kto miał rację. Chodzi o to, kto był gotów zobaczyć więcej niż tylko swoją stronę.

    Czytaj także: