Obrażaliście matki zmęczone "siedzeniem w domu"? Teraz wiecie, jak wygląda ich codzienność

Ewa Bukowiecka-Janik
Epidemia w ostatnich dniach zmusiła cały naród do siedzenia w domu. Singli, pary, rodziców łączy dziś to, że pozbawieni zostali możliwości wychodzenia z domu, odpoczywania poprzez zmianę otoczenia i okoliczności. Wielu z nas musi zmienić nawyki przez okoliczności zewnętrzne. Właśnie to męczy i boli najbardziej. Poczucie bezsilności, niemożność wyrwania się. Czy przypadkiem nie na to samo narzekają zmęczone mamy?
Jak domowa izolacja wpłynie na relacje? fot. 123rf
Przed epidemią wielu grzmiało: co te matki takie zmęczone? Czym można się umęczyć, zostając w domu? Co one tam takiego robią, że padają z nóg i "mają dosyć"? Macie odpowiedź.

Nie, nie chcę porównywać domowej izolacji podczas epidemii do urlopu macierzyńskiego. W końcu życie z dzieckiem nie zniewala. Zresztą, urlop macierzyński może być super, tak jak super może być domowa izolacja. Chodzi o skutki.

Dzień z małym dzieckiem jest dniem podporządkowanym potrzebom dziecka (to oczywiste i naturalne) i czasem to ono uziemia, sprawia, że nie tyle nie da się wyjść z domu, ile nie da się nawet wziąć prysznica. Można się dostosować i przygotować, jak do domowej izolacji, ale trudno przygotować się na emocje, które rodzą się tu i teraz.


Przebywacie non stop w tych samych czterech ścianach. Po kilku dniach już zapewne wiecie, że gdy musicie robić w nich wszystko – łączyć pracę zdalną z opieką nad dziećmi, odpoczywać, dbać o przestrzeń i o siebie wzajemnie – zaczynają drażnić rzeczy, których dotąd nie zauważaliście. Zmienia się perspektywa, totalnie, o 180 stopni.

Gdy ona zostaje z dzieckiem w domu, a on codziennie wychodzi do pracy, to spotkanie po jego powrocie jest jak spotkanie przybyszów z różnych planet. Teraz macie okazję dostrzec jej perspektywę i wiem, że wielu z was już się z tym mierzy. Ona ma to przetrenowane, on doznaje szoku...

Już wiecie, dlaczego mamy "uwięzione" w domach w podskokach lecą na samotną wyprawę do supermarketu, gdy znajdzie się ktoś do pilnowania dzieci. Już wiecie, czemu potrafią całymi dniami spacerować po ulicach, parkach i centrach handlowych. Też byście się wybrali, co?

Nie ma w tym nic złego. To nie oznacza, że nie lubicie swojego życia, że zmęczone mamy nie kochają swoich dzieci. To znaczy tylko tyle, że wszystko wydaje się proste, gdy patrzymy z innej perspektywy.

Łatwo jest dziwić się zmęczeniu "siedzeniem w domu”, gdy kilka razy dziennie zmienia się otoczenie. Widuje ludzi, rozmawia z nimi. Gdy ciężko się pracuje i marzy o swojej kanapie.

Teraz już rozumiecie – dziś potrzeba dbania o własne zdrowie i bezpieczeństwo innych trzyma nas w domach i jeśli jesteście zmęczeni, to możecie przybić piątkę z mamami, które w świecie bez epidemii bywają samotne i uwięzione w domach przez macierzyństwo.

W obu przypadkach sens "siedzenia", podporządkowania się, jest nadrzędny. Dlatego przetrwacie tak długo, jak będzie trzeba. A to czy będzie fajnie, czy nie, czy skończycie jako zmęczeni frustraci czy jako zmęczeni zadowoleni zależy od tego, na co będziecie patrzeć.

Śmialiście się z mam, że najważniejszy jest dla nich "uśmiech bombelka". No, najważniejszy po całym ciężkim dniu, w czterech ścianach z tym małym człowiekiem potrafi serio wiele wynagrodzić. Tak jak teraz dla was najważniejszy może być uśmiech bliskiej osoby, także tej w odbiciu lustrzanym. O ile go dostrzeżecie. Uwaga, łatwo go przegapić ze zmęczenia obecności tejże.

I co? Nie ma w tym nic żenującego, prawda?

Ta sytuacja to wielka szansa! To lekcja empatii i poszerzenia perspektywy. Kiedy "to wszystko się skończy", zanim znów zdziwicie się zmęczonej domem kobiecie, przypomnijcie sobie czasy epidemii. Będzie nam razem lepiej.