Zostało ci 30 proc. baterii i czujesz niepokój? Słusznie, ludzie cię za to surowo ocenią

Katarzyna Chudzik
– Ludzie nie myślą już o tym, że muszą dotrzeć do miejsca oddalonego o 10 kilometrów lub 10 przystanków. Myślą, że do miejsca docelowego zostało im jeszcze 50 proc. baterii w telefonie – powiedział główny autor przeprowadzonego przez CASS Buisness Schol (City University of London) badania, dr Thomas Robinson.
Masz FOMO czy JOMO? Unsplash.com
Na pewnym poziomie to dość oczywiste. Naładowany telefon zapewnia nam możliwość dzwonienia i wysyłania wiadomości (choćby w razie spóźnienia), płacenia (coraz częściej z domu wychodzimy bez gotówki i karty), sprawdzenia lokalizacji na mapie, podjęcia decyzji, którą trasą pojechać i jaki sklep będzie o danej godzinie otwarty. Poza tym zapewnia nam rozrywkę np. w postaci muzyki – z discmanami w kieszeni mało kto już raczej chodzi, a młodym ludziom trudno wyobrazić sobie jazdę tramwajem bez słuchawek na uszach.

Sęk w tym, że – jak twierdzi naukowiec – sama potencjalna możliwość chwilowej utraty tych udogodnień (czyli rozładowana bateria) wywołuje dyskomfort i niepokój. Pełna bateria sprawia natomiast, że jesteśmy zrelaksowani i mamy poczucie, że możemy iść dokądkolwiek i zrobić cokolwiek, a wszystko będzie pod kontrolą.


Spory udział w takim funkcjonowaniu ma FOMO (Fear of Missing Out) – lęk przed przegapieniem czegoś potencjalnie interesującego, który wpływa na kompulsywne przeglądanie np. mediów społecznościowych.

Czym jest JOMO?
Jest też drugi biegun, który dla wielu staje się coraz atrakcyjniejszy. Mowa o JOMO (joy of missing out), czyli czerpaniem absolutnej radości z bycia tu i teraz, bez wewnętrznego przymusu, żeby sprawdzić, czy gdzieś indziej jest lepiej. Bez konieczności bycia na bieżąco ze wszystkim i w wiecznej gotowości do odebrania telefonu, czy zmiany planów.

JOMO pojawia się najczęściej u wielkomiejskich trzydziestolatków, którzy są już zmęczeni tym, że muszą być zawsze i dla wszystkich dostępni i dobrze poinformowani – chociażby w pracy. Dlatego coraz więcej z nich celowo zostawia telefon w domu idąc do sklepu, wyłącza internet w telefonie na noc i włącza go dopiero po śniadaniu i porannej toalecie, decyduje się na "weekend bez telefonu".

I okazuje się, że świat się nie zawala. Ciągle jest to jednak forma walki za pomocą małych kroków, powiązana z odrobiną niepewności, że coś poważnego może się podczas naszej nieobecności online wydarzyć. Ci jednak, którzy próbują wymuszać na sobie zmiany, na pewno czują mniej niepokoju, kiedy bateria w telefonie niebezpiecznie maleje. I choć warto to praktykować – dla spokojniejszego umysłu i większej samodzielności – to może w tym przeszkadzać jedna obstrukcja.

– Odkryliśmy, że ludzie, którzy mają rozładowane baterie w swoich telefonach, są postrzegani przez innych jako nieprzystosowani do społecznej normy "bycia w kontakcie", a zatem niezdolni do bycia kompetentnymi członkami społeczeństwa – obwieścił dr Robinson.

No i klops.
Źródło: CASS