"Bądź grzeczny, Mikołaj patrzy" działa na dziecko jak zaklęcie? Uważaj, bo rzucisz na nie zły czar

Ewa Bukowiecka-Janik
Mimo że jest dopiero 16 grudnia, mój 5-letni syn miał okazję już 3 razy osobiście rozmawiać z Mikołajem. Dwa razy w przedszkolu (Mikołajki, zabawa choinkowa) i raz w "fabryce Świętego Mikołaja" (miejskie wydarzenie integracyjne). Po tych 3 spotkaniach z perspektywy mojego syna pierwsze, co liczy się dla Mikołaja, to czy dziecko było "grzeczne". Pytanie o poziom grzeczności pada zawsze na wejściu.
Nie strasz dziecka Świętym Mikołajem! fot. Flickr
Nie wiem, jak mój 5-latek zachowywał się w związku z tym w przedszkolu, ale pytany w fabryce św. Mikołaja, czy był grzeczny, wydawał się nieco skonsternowany.

Wcześniej postawiłam na wersję, że Mikołaj daje prezenty wszystkim dzieciom. Wszystkim po równo. Mikołaj spełnia marzenia, i tyle. Nie ocenia. Dlatego zachowanie trzech różnych Mikołajów nijak miało się do wyobrażeń.

Da się z tego wybrnąć. Z pytań o grzeczność starałam się zrobić nieznaczącą formułkę ("Mikołaj tak mówi, ale..."). Podobnie postępuję, gdy w innych okolicznościach, ktoś ocenia czy mój syn był "grzeczny".


"Być grzecznym" znaczy nie sprawiać problemów. Siedzieć cicho, nie fikać, nie zadawać trudnych pytań. Nie mówić "dupa", nie śmiać się z żartów o sikaniu i "ładnie" jeść obiadek. Ale też nie wyzywać kolegów, nie zabierać im zabawek. Nawet jeśli to samoobrona. Eliminuję "grzeczny" ze słownika.

Jednak to nie znaczy, że nie używam autorytetu Świętego Mikołaja...

"Mikołaj patrzy"
Tak czasem mówią rodzice czy dziadkowie, gdy chcą przypomnieć dzieciom, że na gwiazdkowe prezenty trzeba zasłużyć. Byciem "grzecznym". Ja mam inny powód, jednak uważam, że na prezenty trzeba może nie tyle zasłużyć, co zapracować.

Chodzi o postawę wobec rzeczy, które się dostaje. Jako mamie zależy mi, by moje dziecko potrafiło docenić to, co ma. Rozumiem, że trudno doceniać rzeczy, których się nie lubi, które nas nie interesują. Jednak czuję sprzeciw, gdy widzę, jak dziecko nie dba o zabawki i prosi o kolejne.

Dla mojego syna na świecie mogłyby istnieć tylko klocki lego. W liście do Mikołaja poprosił o kolejne zestawy. Zapracowanie na nie w moim odczuciu to szanowanie tych klocków, które już ma – czyli sprzątanie ich z podłogi, wanny, łóżka i każdego miejsca, w którym się bawi. Nie chcę, by mój syn dostawał kolejne drogie prezenty, podczas gdy to, co już ma, leży na podłodze gotowe do wciągnięcia przez odkurzacz.

Kiedy brakuje mi pomysłów, jak zmotywować dziecko do sprzątania, używam złowieszczego: "Mikołaj patrzy". Działa jak magiczne zaklęcie, które niestety ociera się o zły czar. Bo to w istocie groźba, że jeśli nie sprzątnie, Mikołaj nie przyniesie kolejnych prezentów. To nie jest prawdziwa lekcja szanowania swoich rzeczy.

Gdyby Mikołaj istniał, pewnie miałby mi za złe. O ile oczywiście byłby Mikołajem, który kocha wszystkich, nie oceniającym materialistą, który lubi system kar i nagród.

Czego uczy Święty Mikołaj?
A raczej Mikołaj stworzony przez dorosłych. W mojej idealnej wersji, że Mikołaj spełnia marzenia, jest wielka nieścisłość. Te marzenia spełniają rodzice, a raczej mogą spełniać, lecz nie zawsze to robią z różnych powodów.

My póki możemy, wkładamy pod choinkę dokładnie to, co pojawia się w liście, więc wszystko się zgadza. Jednak zanim mój syn pójdzie do szkoły i będzie mógł skonfrontować doświadczenia z rzeczywistością, zamierzam mu powiedzieć, że Mikołaj nie istnieje.

Nie chcę, by pomyślał, że Mikołaj kogoś lubi mniej, bo nie spełnił próśb z listu. Że jednak kieruje się tym, czy ktoś był grzeczny, czy nie. Czy ktoś miał być uległym po to, by coś dostać. Coś materialnego, dużego i drogiego.

Myślę, że z Mikołajem trzeba ostrożnie. Warto, budując magię świąt, postawić nie na jego iście magiczną osobę i legendę (tak jest najłatwiej, gdy dzieci są małe), lecz na świąteczne rytuały, które nic nie kosztują, a czynią prawdziwe święta.