Rodzice, obudźcie się! Scena z sali zabaw to dowód, że wychowujemy osamotnionych frustratów

Ewa Bukowiecka-Janik
Co robi rodzic, gdy dziecko rzuca krzesłem w ścianę? A) chwyta telefon i nagrywa instastory, b) mówi: "tak nie wolno", c) krzyczy i daje mu karę, czy może d) bije się w pierś? Znacie odpowiedź? Bo ja niestety tak.
Scena z sali zabaw to smutne świadectwo współczesnego rodzicielstwa fot. 123rf
Byłam niedawno świadkiem niecodziennej, bardzo smutnej sytuacji. Wybrałam się z przyjaciółką i jej córką do sali zabaw. Jest naprawdę wielka, ale tej serii zdarzeń nie dało się przeoczyć.

Festiwal frustracji
W sali odbywały się urodziny pewnego chłopca. Miał na imię Jeremi, na oko 7 lat. Na przyjęcie zaprosił gromadkę dzieci. Urodziny prowadziła animatorka, która co chwilę wymyślała dla dzieci różne zadania: a to bawiły się na zjeżdżalni, a to konkurs w stylu przeciąganie liny, tort i tak dalej.

W tych zadaniach Jeremi musiał być zawsze pierwszy. Przepychał się w kolejkach, rywalizował z własnymi gośćmi o wszystko, zupełnie jakby zaprosił ich tylko po to, by mieć komu pokazać, jaki on ważny i fajny. Naprawdę tak to wyglądało – potrzebował widowni, a gdy tylko był traktowany, jak reszta gości, dostawał szału.


Kiedy animatorka zaprosiła dzieci na zjeżdżalnię, Jeremi wchodził na nią pod prąd. Złośliwie blokował możliwość zjeżdżania, bo nie była jego kolej. Uwagi animatorki zupełnie ignorował. Podobnie jak wszelkie polecenia. Czara goryczy przelała się, gdy zaproszono dzieci na urodzinową piniatę.

Jak wiadomo, jest ona tak skonstruowana, że nie rozpada się po jednym uderzeniu po to, by wszystkie dzieci mogły spróbować ją zniszczyć. Nie jestem fanką tego pomysłu, uważam, że oswaja z agresją, ale nie o tym. Goście Jeremiego mogli uderzyć po dwa razy, a Jeremi trzy, lub więcej. Był faworyzowany, ale to i tak nie zaspokoiło jego potrzeb. Dzieci czekały w kolejce aż animatorka każdego zaprosi do zabawy. Nie Jeremi...

Chłopiec, gdy już miał możliwość uderzyć w piniatę, dostał szału. Zaczął w nią walić kijem al'a bejsbolowym raz, drugi, trzeci i następny... Zupełnie nie słyszał komunikatów, że teraz kolej innych dzieci. Nie widziałam dokładnie kto i jak, ale w końcu została Jeremiemu odebrana możliwość niszczenia piniaty. Wtedy się zaczęło!

Festiwal bezsilności...
7-latek zaczął rzucać dziecięcymi krzesełkami. Dzieci skonsternowane, animatorka też – próbuje odciągnąć ich uwagę i zajmuje je konkursem. A co na to rodzice chłopca? "Jeremku, tak nie wolno", "Jeremku, nie rób tak", ale zamiast patrzeć w tym czasie na dziecko i mówić do niego, oni OBOJE nagrywali tę sytuację telefonami!

Chyba dopiero, jak Jeremi pierwszy raz rzucił krzesłem w dal, ojciec odłożył telefon. Nie zareagował ostrzej niż "Jeremku, przestań", ale przynajmniej się opamiętał i przestał uwieczniać na filmie swą porażkę wychowawczą.

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom i zbierałam szczękę z podłogi. Naprawdę. Rodzice Jeremiego tak bardzo nie zwracają na niego uwagi, że musi rzucić krzesłem, by oni w końcu przestali gapić się w telefony! Wróć, nie rodzice – tata. Ciekawe, co musi zrobić Jeremi, żeby spojrzała na niego jego mama... Pewnie cisnąć krzesłem w nią!

I wiecie co? Dobrze by zrobił! Rodzice, obudźcie się i odklejcie od ekranów! Cały występ w wykonaniu Jeremiego to było wołanie o pomoc! Wołanie o uwagę nie dlatego, że przez chwilę ktoś na niego uwagi nie zwracał i że jest rozpieszczonym bachorem, który wszystko ma, ale dlatego, że on nie ma tej uwagi od rodziców nigdy! Nawet we własne urodziny! A jak nie ma uwagi rodzica, to nie ma nic. Nic innego się przecież nie liczy.

Tak, mam czelność wnioskować to na podstawie jednej sceny z ich życia. Znam ten nieprzytomny rodzicielski ton pełen wstydu i bezsilności: "Jeremku, nie wolno"... Znam też – jak wszyscy – rodziców nieobecnych. Ba, wiem, jak telefon potrafi wciągnąć i sprawić, że rzeczywiście niby siedzimy z dzieckiem na dywanie wśród zabawek, ale tak naprawdę to scrollujemy Instagram lub plotkujemy na Messengerze.

I teraz wyobraźcie sobie, że te emocje, które zaprezentował Jeremi to emocje każdego porzuconego dla ekranu dziecka. Dziecka, które czuje się niedostrzegane i nieważne. I bezsilne, jak jego rodzice, którym trzeba w XXI wieku powtarzać po stokroć, że dzieci trzeba słuchać i szanować! Banał, ale nie dociera. Co się z wami dzieje?