Maja Bohosiewicz podzieliła się słabością, którą zna chyba każdy rodzic. Komentarze mogą bawić i... przerażać

Ewa Bukowiecka-Janik
Choć najnowsze zdjęcie Mai Bohosiewicz na Instagramie sugeruje, że będzie to słodki post o tym, że w życiu matki każde zajęcie można przekuć w chwile spędzone z dzieckiem (no, no), to komentarze pod nim pełne są przekleństw. Dlaczego? Maja podzieliła się swoją słabością, którą z autopsji zna chyba każdy rodzic. Te historie rozbawią was do łez.
Przeklinacie przy dzieciach? fot. Instagram
Jak się dowiadujemy, Maja ćwiczy z Anią Lewandowską z ekranu. Treningi niekoniecznie są dla niej łatwe. „I tak oto moje dziecko nauczyło się pierwszego przekleństwa w sekwencji 'no k... nie dam rady już' i teraz pięknie powtarza” - pisze Maja i pyta fanki, w jakich okolicznościach dzieci wysypały je, że klną. Internauci wpadają tam, by po prostu poczytać... „Moja Zosia (siostrzenica) dziś na stacji PKP na cały głos krzyknęła na widok pociągu 'ale zapier**a!'”, „Na uroczystej kolacji z okazji imienin mojej mamy mój siostrzeniec zapytany przez koleżankę mamy (panią dr.) gdzie pracuje jego tata, odpowiedział: 'u pieldolonego Mariusa'”, „Moja córa śpiewa 'miłość miłość w Zakopanem, poje...łem się szampanem'”. „Mój trzylatek bawi się dinozaurami. Tyranozaur: ty jesteś gorszy niż wojna! Triceratops: a ty głupszy niż cipa”, „Mój syn kiedyś nie zdążył do ubikacji i powiedział: 'chu* mnie strzeli z tym sikaniem w majtki'”. I tak dalej...


Choć niektórych może przerazić, że w słowniku małych dzieci są przekleństwa, te scenariusze udowadniają jedno: dzieci powtarzają bezmyślnie i uważają, że to, co robią rodzice, jest bezwzględnie poprawne. I że każde dziecko ma „gumowe ucho”!

Poza tym narzuca się wniosek, że dzieci klną tak samo, jak ich rodzice. Używają przekleństw „inteligentnie” - dokładnie w takich kontekstach, w jakich słyszy się to od dorosłych. Co ciekawe, wśród komentujących nie ma oburzonych!

Czy to oznacza, że dojrzeliśmy do tego, by przyznać, że przekleństwa są częścią języka, który czyni go bardziej emocjonalnym? A może mamy w nosie kulturę osobistą? Na szczęście z komentarzy jasno wynika, że rodzice po prostu mają do tego dystans. Wiedzą, że dziecko, które raz przeklnie, to nie jest dziecko źle wychowane, czy pozbawione manier.

Ponadto rodzice deklarują, że tłumaczą swoim dzieciom, że przekleństwa to „brzydkie słowa”. Choć, kiedy samemu się przeklina takie wyjaśnienie to hipokryzja, co dzieci dobrze rozumieją („Jacek w przedszkolu nie mogąc założyć kapci, mówił pod nosem 'nosz kulwa mać!'... ja do niego 'ciiii, nie mów tak, bo to brzydkie słowo'... on 'dlacego bzydkie???... pseciez ty je wymyśliłaś!!!”).

To jak? Hamujecie się przy dzieciach?