"Tak się kończą lewackie eksperymenty". Oto absurdalny film, który pokochali "prawdziwi Polacy"

Katarzyna Chudzik
Film, który przez ostatnie 4 lata obejrzało 14 milionów widzów, zyskał w Polsce nowe życie. Materiał przetłumaczony jako "Nowoczesna edókacja" został opublikowany na kanale YouTube "Feminizm w dużych dawkach" i stał się "beką objawioną" dla wyznawców dystansu do siebie i wrzucenia na luz.
Ten film dla wielu jest "złotem" YouTube.com
Tych samych, którzy uważają, że szklany sufit nie istnieje, ciężką pracą ludzie się bogacą, a jak się nie bogacą, to niech zmienią pracę i wezmą kredyt. Tych, którzy krzyczą najgłośniej, że #metoo to narzędzie manipulacji i chęć wybicia się, bo gdyby było inaczej, to kobiety (na z d r o w y r o z u m) nie zgłaszałyby przestępstw po kilkunastu latach. Tych, którzy uważają, że niezadowoleni z systemu powinni zaciągnąć się do wojska i zobaczyć panujący w nim reżim, żeby otworzyć zalepione oczy i "jeszcze zatęsknić" za piękną, polską demokracją i wolnością. Tych których ojcowie bili, ale oni są im wdzięczni, bo dzięki temu wyrośli na porządnych ludzi i nie są wobec świata roszczeniowi.
"Nowoczesna edókacja"
Akcja siedmiominutowego filmu dzieje się w szkole, na zajęciach z matematyki. Nauczycielka nie wymaga jednak od uczniów wiedzy. Jeden plus jeden nie wynosi tam dwóch, lecz "multikulturalizm", a trzy razy trzy, to nie dziewięć, lecz "równość płciowa".


Na nagrodę w postaci uczestnictwa w matematycznym zjeździe w Nowym Jorku nie zasługuje najambitniejszy uczeń, który w swoim referacie użył "transformacji Fouriera w metodzie matematycznej w elektronice do analizy EKG pacjentów i skalkulowania ich ryzyka zawału serca”, ale ten który na kartce napisał jedno słowo – w dodatku z błędem. Równość.

Jedzie na konkurs, bo punkty za referat są dzielone równo między uczniów, a indywidualnie dolicza lub odlicza się tylko punkty za uprzywilejowanie. On jest otyłym, transseksualnym Azjatą, który ma włosy pod sutkami, nieprzyjemny zapach ciała i parę innych cech, które sprawiają, że jest mniej uprzywilejowany od innych. Dlatego wygrywa. Bunt jednego z uczniów skutkuje zamknięciem go w skrzyni i triumfalnym obwieszczeniem, iż sprawiedliwość społeczna zwyciężyła.

Prawicowe portale kwitują, że "tak się właśnie kończą lewackie eksperymenty", internauci spod znaku Konfederacji, orła białego i parówek z Lidla twierdzą, że to "prawdziwe złoto".

Tylko PRL i prawo Jante?
Filmowa hiperbola Neela Kolhatkara stała się pożywką dla ludzi, którzy ideę sprawiedliwości społecznej kojarzą albo ze sztandarami PZPR i przyjętą w PRL-u wypaczoną formą komunizmu, albo ze skandynawskim prawem Jante, którego 11 przykazań opiera się na założeniu, że wszyscy są sobie na tyle równi, że każda próba wychylenia się poza szereg jest surowo karana.

"Nie sądź, że jesteś kimś wyjątkowym. Nie sądź, że nam dorównujesz. Nie sądź, że jesteś mądrzejszy od nas. Nie sądź, że jesteś lepszy od nas. Nie sądź, że wiesz więcej niż my. Nie sądź, że jesteś czymś więcej niż my. Nie sądź, że jesteś w czymś dobry. Nie masz prawa śmiać się z nas. Nie sądź, że komukolwiek będzie na tobie zależało. Nie sądź, że możesz nas czegoś nauczyć."

Ludzie, którym sprawiedliwość społeczna kojarzy się wyłącznie z takimi właśnie zachowaniami, są tymi samymi ludźmi, których ego czuje się nadszarpnięte przez samą myśl o parytetach (nawet jako formę tymczasowego rozwiązania, służącemu normalizacji faktu, że np. mężczyznami rządzi kobieta) i tymi, którzy zajmują się w życiu wyłącznie sprawami, które ich samych bezpośrednio dotyczą.

Ach, Rewolucjo
Szkoda, że z ideałów Rewolucji Francuskiej został tylko pierwszy: wolność rozumiana jako indywidualizm i dążenie do sukcesu w myśl zasady "od pucybuta do milionera", który to sukces przecież – a wie to każdy, kto obejrzał parę amerykańskich filmów! – dostępny jest na wyciągnięcie ręki dla wszystkich.

Szkoda, że zniekształcono postulat równości, twierdząc, że skoro w większości krajów niezależnie od płci, wyznania czy wieku jesteśmy wobec prawa równi, a niewolnictwo zniesiono dobrych parę lat temu, to znaczy, że każdy człowiek ma równe szanse. Mały krawczykoszewczyk z Bangladeszu ma ich zdaniem takie same możliwości, jak dziecko z prywatnej, warszawskiej szkoły. B o m o ż e w y j e c h a ć.

Pierwszy z brzegu przykład, który obala tę tezę: w Indiach na 355 milionów miesiączkujących dziewcząt tylko 12 proc. może pozwolić sobie na używanie podpasek. Pozostałe zalepiają sobie waginę błotem i liśćmi, albo... nie idą do szkoły, co przekłada się m.in. na ich wykształcenie. Nawet jeśli więc taka kobieta trafi w przyszłości do USA, czy Polski, to jej szanse nie ulegną magicznemu wyrównaniu. Musi nadrabiać. Traktowanie jej ulgowo jest w pełni uzasadnione, a my nie jesteśmy temu winni, ale powinniśmy zaakceptować fakt, że jesteśmy "równiejsi". Naszym obowiązkiem jest pomoc tym "mniej równym".

Szkoda też, że trzeci postulat – braterstwa – w ogóle został wymazany z serc i umysłów. Zwłaszcza w Polsce pomoc drugiej osobie niesie znamiona frajerstwa i naiwności, a wsparcie, które mniej uprzywilejowany otrzymuje np. od państwa, staje się powodem do otwartej frustracji, zawiści i obrzucenia bliźnich mentalnymi ekskrementami.

Czy Żydzi mają gazowaną krew?
Jak noce polarne jasnym jest, że film jest przerysowanym sposobem na wyrażenie obawy przed tak zwaną poprawnością polityczną. Jest prześmiewczy, momentami nawet zabawny, ale szkodliwy (ulubione słowo lewaków) społecznie. Wyraża powszechną obawę ludzi, którzy lubią obrażać i wygrywać, że już obrażać i dzielić nie będą mogli.

Czym i kim by jednak byli, gdyby czasem nie mogli rzucić publicznym żarcikiem o tym, dlaczego komary tak ciągną do Żydów (bo mają gazowaną krew) albo o tym, że murzyńskie dzieci rodzą się białe, a potem nabierają koloru kąpiąc się w brudnej wodzie? Czym i kim byliby, gdyby musieli się realnie martwić tym, że chociaż ich zawodowa konkurentka dopiero co wróciła z urlopu macierzyńskiego, to szefowie traktują ją jednak poważnie i to jej zaproponują awans?

Ups, chyba musieliby wtedy zacząć wszystkich jednakowo szanować, może nawet czasem ustąpić temu, kogo droga do tego samego miejsca była trudniejsza. To w kraju, który tyle wycierpiał, jest nie do pomyślenia. Kto walczył w powstaniach? Kto cierpiał w więzieniach? Kto przynosił kobietom jedzenie do garów? W Polsce przecież przez lata najtrudniej mieli biali, heteroseksualni katolicy. To oni byli dyskryminowani, a te przeklęte feministki próbują upokorzyć ich jeszcze bardziej...