Już nie dzieci, ale jeszcze nie dorośli. Za kilka lat rozpoczną życie na własną rękę, na swoich zasadach. Ci, którzy będą mieli więcej szczęścia, otrzymają wsparcie finansowe od rodziców. Niektórzy będą sami musieli zatroszczyć się o swoje utrzymanie. Czy uda im się przetrwać? Po tym, co zobaczyłam, zaczęłam wątpić.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Podobno jest roszczeniowe, konkretne i nie da sobie w kaszę dmuchać. Pokolenie współczesnych nastolatków doskonale wie, czego chce. Ma obrany cel i dąży do niego, niekiedy nawet po trupach. Z nowymi technologiami jest za pan brat, dorastało w dobie COVID, uczestniczyło w zajęciach on-line. Nastolatki przeszły wiele, tego nie można im odmówić. Jednak coś, co dla mojego pokolenia było czymś oczywistym, dla wielu z nich jest abstrakcją.
Kiedyś
Wystarczyło się trochę nagimnastykować, by 5 zł starczyło na cały tydzień. Kiedy miałam dwa razy tyle, mogłam dużo odłożyć. W szkolnym sklepiku najczęściej kupowałam andruty i oranżadę w szklanej butelce. Wypijałam na miejscu, butelkę zwracałam i zabierałam kaucję. Miałam przeliczony każdy grosz. Kanapki i owoce zawsze brałam z domu. Nie lubiłam przepłacać za słodkie bułki na mieście.
W oszczędzaniu byłam mistrzynią. Podobnie jak część moich rówieśników. Kiedy myślę o tym na spokojnie, odnoszę wrażenie, że moje pokolenie miało to we krwi. Nie mieliśmy kokosów, nie oczekiwaliśmy wiele. Cieszyła oranżada w proszku, a mała paczka chipsów
była rarytasem.
Dziś
Czasy się zmieniły, co nie podlega żadnej wątpliwości. Jest więcej, na bogato, do wyboru. Wystarczy mieć kasę, a można szaleć do woli. Współczesne pokolenie nastolatków żyje chwilą. Nie myśli o tym, co będzie jutro. Tydzień to dla nich wieczność. To, co zobaczyłam w Biedronce, utwierdziło mnie w przekonaniu.
Kolejka do kasy samoobsługowej. Na jej końcu stoję ja. Przede mną grupka nastolatków z koszykiem wypchanym po brzegi. – Ja dziś stawiam. Dostałem kieszonkowe od rodziców. Zaszaleję i wydam całe – powiedział jeden z nich. Pozostali nie kryli swojego zadowolenia.
– Z ciebie to gość – dodał kolega.
– Stary, masz gest – powiedział drugi, poklepując go po plecach.
Lubię takie historie, przyglądam się, zapamiętuję, by potem dzielić się nimi z innymi. Spojrzałam do koszyka. Chipsów 3-4 paczki, cztery butelki słodkiego napoju gazowanego, jakieś żelki i batony. Na samym dnie dostrzegłam jeszcze ciastka.
"Naprawdę jesteś hojny. Nie szkoda ci na to pieniędzy" – pomyślałam. Ugryzłam się w język, by nie powiedzieć czegoś, czego mogłabym żałować. Przecież to nie moja sprawa, nie mam prawa się wtrącać.
Podeszli do kasy. Zaczęli rozpakowywać i skanować produkty. – Stawiam jeszcze lody, mam nadzieję, że mi starczy – powiedział chłopak. Ile zapłacili, nie wiem. Zajęta byłam już wypakowywaniem swoich zakupów. Zniknęli mi z oczu, po wyjściu ze sklepu nikogo nie było.
Niby fajnie, ale…
Mam kilka spostrzeżeń.
Po pierwsze – oszczędność, a dokładniej jej brak. Chłopak wydał całe kieszonkowe, które dostał od rodziców. Przepuścił je na głupoty. Bo chipsów, słodyczy i gazowanych napojów zdrowym odżywaniem nazwać nie mogę.
Po drugie – został z niczym. Nie wiem, czy kasa miała mu starczyć na tydzień, dwa, czy miesiąc. Nieważne. Kiedy będzie jej naprawdę potrzebował, pojawi się problem. Albo będzie musiał prosić rodziców, albo pożyczy od kolegów. Z czegoś będzie musiał oddać.
Po trzecie – znajomi byli zachwyceni. Uśmiechali się, poklepywali po plecach. Tylko zastanawiam się, czy gdyby nie był taki hojny i nie obdarzył ich tyloma prezentami, czy też by miał tylu "przyjaciół"?
Co z tego pokolenia wyrośnie? Jak poradzi sobie w dorosłym życiu, kiedy być może trzeba będzie się naprawdę postarać, by związać koniec z końcem? A może nie sprosta zadaniu?