Co jest gorsze: zła wola czy ignorancja? Transseksualna nastolatka z Jeleniej Góry nieczęsto spotyka się ani z jednym, ani z drugim. Jest w szkole lubiana, uczy się przyzwoicie i od 3 lat większość nauczycieli nazywa ją Ireną. To nie fanaberia: fakt, że mimo męskich cech płciowych mentalnie jest kobietą, został potwierdzony przez specjalistów i zapisany w całej teczce orzeczeń z adnotacjami, żeby zwracać się do niej wybranym imieniem. Mimo to, pod koniec nauki w podstawówce, wicedyrektorka szkoły postanowiła utrudnić jej w tej kwestii życie.
Pismo do dyrekcji
To podanie ósmoklasistów brzmi inaczej niż wszystkie szkolne pisma.
"Zwracamy się z prośbą o możliwość podpisania zdjęcia do tablo naszej koleżanki tak jak ona sobie życzy, czyli wybranym przez nią imieniem żeńskim (Irena). Nasza koleżanka Irena jest z nami od pierwszej klasy i nie wyobrażamy sobie, żeby została "usunięta" z grona uczniów SP nr 8. Irena codziennie zmaga się z wieloma trudnościami, w tym nietolerancją. Czy nie można jej zrobić chociaż takiej przyjemności, aby szkołę podstawową skończyła z takim imieniem, jakie jej odpowiada?
Wszyscy uczniowie naszej klasy od kilku lat zwracają się do Ireny tak, jak ona sobie tego życzy. Większość nauczycieli akceptuje ją taką, jaką jest. Nie chcemy, aby zabrakło jej wśród nas na tablo lub, żeby była na nim podpisana imieniem, które ją dręczy odkąd pamiętamy. Ostatnimi czasy dużo się mówi o tolerancji dla LGBT+, więc uszanujmy te tzw. inności wokół nas. Mamy nadzieję, że nasza prośba zostanie pozytywnie rozpatrzona" – napisała Amelka, najlepsza przyjaciółka Ireny.
Pismo podpisali wszyscy uczniowie z ich klasy, którzy tego dnia byli w szkole.
Płeć biologiczna
Irena ma 15 lat i właśnie kończy integracyjną podstawówkę. Nie chodzi do niej dlatego, że jest transpłciowa; ma inne – z edukacyjnego punktu widzenia ważniejsze – problemy. Jednym z nich jest autyzm, mimo którego uczy się nieźle. Ma średnią 4.5.
Urodziła się jako Tymek, mama wychowywała ją sama. I choć dziewczynka od początku lubiła stereotypowo żeńskie aktywności ("rozpłakała się, kiedy dostała w prezencie plastikowy samolot, wolała Hello Kitty i kucyki Pony"), w przedszkolnej grupie miała same koleżanki i nigdy w życiu nie pozwoliła sobie ściąć włosów, jej rodzina nie zwracała na to szczególnej uwagi. Autyzm był najważniejszym problemem, dziecko trzeba było wozić do rozmaitych specjalistów i całą energię wkładać w jego rozwój.
Od kilku lat jasne jest, że Irena nie utożsamia się ze swoją płcią biologiczną. Prawie wszyscy w jej otoczeniu to zaakceptowali, choć zdarzały się sytuacje, że była wyzywana od "gejów i peda*łów" i szykanowano ją, bo myła ręce w damskiej toalecie. Mimo że życzliwych ludzi – zarówno znajomych ze szkoły, jak i ich rodziców – ma wokół siebie więcej, farmakologicznie leczy się na depresję.
Nie pomaga fakt, że 2 dni temu pojawił się problem z tablo – pamiątkową tablicą ze zdjęciami absolwentów poszczególnych klas, która z końcem roku ma zawisnąć na szkolnym korytarzu.
"Każde dziecko by tak chciało"
– Przedwczoraj Irena przyszła ze szkoły i powiedziała, że nie może być podpisana na tablo używanym przez siebie imieniem. Myślałam, że to bzdura, przecież to tylko pamiątka, a nie świadectwo czy inny oficjalny dokument! Jeśli moja córka ma w papierach Tymoteusz, ale wszyscy od 3 lat mówią na nią Irena i jest zapisane w orzeczeniach od psychologów, że tak się trzeba do niej zwracać, to przecież nie powinien być to problem! – denerwuje się jej mama.
Na razie niepełnoletnia Irena nie może oficjalnie zmienić płci ani imienia. Jedyne co w świetle prawa może zrobić jej prawny opiekun, to złożyć wniosek o zmianę imienia na neutralne płciowo. – Sęk w tym, że moje dziecko nie chce być żadną Alex, chce być Ireną. Taka zmiana mijałaby się z celem, tym bardziej że za 3 lata znowu musiałaby zmienić imię – tłumaczy mama dziewczynki.
Po rozmowie z wicedyrektorką okazało się, że problem z podpisem na tablo jest realny, bo w dokumentach Irena jest Tymkiem, "a tak być nie może i kto to widział". Mama 15-latki udała się więc do Wydziału Edukacji na jeleniogórskim rynku. Tam dowiedziała się, że problem jej córki jest wydumany i żadne orzeczenia tej opinii nie zmienią. Że "każde dziecko by tak chciało", a jak to się mamie nie podoba, to zawsze może zdjęcia swojej córki na tablo po prostu nie dawać.
Na szczęście za Ireną wstawili się koledzy, a facebookowy post jej mamy o całej sytuacji udostępniło już tysiąc osób. Dotarło to nawet do Przemysław Staronia, Nauczyciela Roku 2018. – Punkty dla 8B przyznane, są w czołówce Pucharu Domów, pozdrawiam gorąco! Minister Magii – napisał ulubiony nauczyciel sopockich licealistów.
"Nie czuję się chłopakiem"
Dzięki rozgłosowi prawdopodobnie sprawa zakończy się dla Ireny pozytywnie – nikt nie chce być kojarzony z dyskryminacją. W pierwszym odruchu to dzieci jednak okazały się mądrzejsze i bardziej empatyczne od dorosłych – co zresztą wyszło już w pierwszej klasie:
– Na początku szkoły Irena kazała do siebie mówić "Mario" i nawet tak podpisywała się na klasówkach. Dzieciaki od razu to zaakceptowały – chciała, żeby się do niej tak zwracać, to tak się do niej zwracali bez zbędnych ceregieli. Wtedy to wyglądało tak, jakby po prostu nie lubiła nadanego sobie imienia. Dopiero kiedy miała 12 lat, powiedziała, że nie czuje się chłopakiem. Pierwsze, co zrobiłam, to zawiozłam ją do psychologa.
Po jakimś czasie dowiedziałam się, że mój, jak dotychczas myślałam – syn – czuje się kobietą. Zostało to potwierdzone przez sztab specjalistów, mam odpowiednie orzeczenia, z adnotacjami, żeby zwracać się do niej jak do kobiety. I tak została Ireną, choć przed nami jeszcze długa droga, żeby została nią prawnie i biologicznie – mówi mama Ireny, Magda.
Dzieci z klasy Ireny pojęły to w lot. Te z klas równoległych zadawały pytania, nie do końca rozumiały, co się dzieje. Już kilka lat temu mama nastolatki postanowiła zaprosić do szkoły seksuologa, który przeprowadzi z dziećmi pogadankę, mającą rozjaśnić wszelkie wątpliwości. Wicedyrektorka – ta sama, która uważała, że żeńskie imię na tablo to wymysł – się na to jednak nie zgodziła. Koniec bajania, czas się wziąć za naukę.
Teraz mama dziewczynki ma wystosować podanie do dyrekcji z adnotacją do informacji Wydziału Edukacji i dołączyć odpowiednią dokumentację medyczną ("co jest absurdalne, bo szkoła od kilku lat całą dokumentacją dysponuje"). To i tak początek drogi: teraz Irena musi się jeszcze dostać do szkoły średniej. Wybrała profil klasy psychologiczno-socjologiczny – chce w przyszłości zająć się krzewieniem tolerancji w szkołach. Nie tylko tej dotyczącej osób transpłciowych; każdej.
Potem musi pozwać rodziców (za "wybranie jej nieodpowiedniej płci") i w ten sposób prawnie zostać kobietą. Następnie czeka ją operacja, która kosztuje ponad 40 tysięcy złotych i przeprowadza ją podobno tylko jeden lekarz w Polsce. Irena od dawna odkłada na nią każde pieniądze otrzymane na święta czy urodziny.
Pomóc dziewczynce może też zrzutka, którą zorganizował kolega jej mamy na swoje 50. urodziny. Na razie uzbierał 7 tysięcy, a całość uzyskanej kwoty zostanie przekazana na Fundację Dzieciom Pomagaj z adnotacją, że to pieniądze przeznaczone na pomoc Irenie. Nastolatce, która uważa, że jej życie jest jak stosunki Korei Południowej z Koreą Północną ("ja jestem Południową, ale hormony we mnie są jak Północna i wypierają ze świadomości moje istnienie").
– To moje serce, moje jedyne dziecko. Kiedy się dowiedziałam, że czuje się kobietą, nie płakałam. Nie miałam już czym, już diagnoza autyzmu mnie położyła. A jak leżysz, to już nie czujesz uderzeń – mówi jej mama. I podkreśla, że o swoje dziecko zawsze będzie walczyć.