"To rewolucja, którą niewielu zauważa". Dane o polskich rodzinach nie pozostawiają złudzeń

Alicja Cembrowska
Koniec szkoły lub studiów, praca, ślub, dziecko – klasyczny, dobrze znany model coraz częściej kruszy się w swoich podstaw, a raporty tylko potwierdzają, że coś się zmienia i to dosyć dynamicznie w naszych planach na życie.
W Polsce rodzi się coraz więcej dzieci z nieformalnych związków Prawo autorskie: muzzoff / 123RF Zdjęcie Seryjne
Niewidzialna rewolucja
W ciągu trzech dekad przybywa dzieci ze związków pozamałżeńskich. Okazuje się, że rośnie grupa Polaków, dla których decyzja o potomku nie jest związana z przysięgą w urzędzie lub kościele. Dla porównania w 1990 roku 34 tys. dzieci urodziło się w rodzinie, gdzie rodzice nie byli formalnie związani. Jednak to właśnie wtedy rozpoczęła się rewolucja, którą niewielu zauważyło.

W 2018 roku liczba ta bowiem wzrosła do 103 tys. Szacuje się, że już co czwarte dziecko w polskim mieście i co piąte na wsi, rodzi się w nieformalnym związku. – Zmiany zachodzą lawinowo. Odchodzimy od jednorodnego wzorca małżeństwa i rodziny. Cechą nowej, potransformacyjnej rodziny jest przede wszystkim jej duża różnorodność – tłumaczy prof. dr hab. Krystyna Slany z Instytutu Socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w rozmowie z portalem gazeta.pl.


"Dzieci z nieprawego łoża"?
Zmiany widoczne są w rosnącej liczbie związków nieformalnych i powtórnych, rozwodów, rodzin jednopłciowych i właśnie urodzeń pozamałżeńskich. W dużych miastach jest również spora grupa kobiet, która decyduje się na wychowanie dziecka samodzielnie, bez partnera. Nadal jednak odczuwalna jest presja ze strony innych, dlatego wiele osób wstydzi się przyznać, że na przykład nie ma ślubu. Widoczny jest również syndrom "wszystko zostaje w rodzinie".

Prof. dr hab. Krystyna Slany zwraca również uwagę na szkodliwe sformułowania, takie jak: dzieci "nieślubne", "z nieprawego łoża", "z niepełnych rodzin", "samotnych matek", "panien z brzuchem", "z wpadki", "par żyjących na kocią łapę".

Taka stygmatyzacja dotyka tysięcy osób, bo o ile w latach 90. dzieci z nieformalnych związków stanowiły 6 proc., o tyle obecnie w dużych miastach jest to już 27 proc., a na wsiach 21 proc. W 2000 roku było ponad milion sto tysięcy dzieci urodzonych w związkach pozamałżeńskich. – W XXI wieku czas skończyć z językiem, który wskazuje, że te rodziny nie spełniają jakichś wymogów, standardów, a przez to są gorsze, co jest nieprawdą – podkreśla ekspertka.

Związek partnerski wcale nie taki zły
Co ciekawe, pomimo coraz bardziej konserwatywnej polityki, liberalizujemy się w podejściu do rodziny i jesteśmy otwarci na nowe, zróżnicowane formy organizowania życia. Statystyki CBOS-u pokazują, że 63 proc. Polaków akceptuje decyzje o odłożeniu ślubu na później lub rezygnację z niego. Aż 80 proc. akceptuje natomiast wspólne zamieszkanie, nie będąc małżeństwem.

Badania pokazują, że jesteśmy coraz mniej przywiązani do instytucji małżeństwa, a eksperci są zgodni – nasze obyczaje się zmieniają, chociaż nieraz sami tego nie zauważamy. Najpewniej jednak każdy z nas zna przynajmniej jedną rodzinę, w której para nie ma ślubu, a ma dziecko, jest po rozwodzie lub żyje w patchworku.

Potwierdza to również prof. Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego w rozmowie z "Gazetą Prawną". – Coraz więcej par mieszka razem przed ślubem, ponieważ zwiększyła się akceptacja dla związków partnerskich. Część z nich decyduje się na posiadanie potomstwa.

Badacz dodaje, że "związków partnerskich przybywa, ponieważ przestały być postrzegane jako coś gorszego niż małżeństwo".
Źródło: praca.gazetaprawna.pl, gazeta.pl