
Podróżowanie z dzieckiem bywa wymagające, zwłaszcza gdy to ma niespożytą energię. Historia z pociągu, opisana przez Macieja Makselona, pokazuje jednak, że czasem wystarczy jeden życzliwy gest, by całkowicie odmienić sytuację. To opowieść o empatii, która zawstydziła cały wagon i poruszyła tysiące rodziców.
Podróżowanie z dzieckiem bywa wymagające
Co jakiś czas w mediach społecznościowych spotykam wpisy dotyczące dwóch perspektyw związanych z wychowaniem dzieci. Są to wypowiedzi o tym, jak to rodzice z dziećmi w przestrzeni publicznej są hejtowani i źle traktowani. Albo takie, w których pokazuje się, że rodzice sami zasłużyli sobie na kiepskie traktowanie, bo dali dzieciom wejść sobie na głowę i nie wyznaczają im granic oraz nie wyciągają konsekwencji z ich działań.
Takie historie nie zawsze są oczywiste – czasami ich zakończenie może zaskoczyć wszystkich – tych, którzy o nich czytają, ale i samych uczestników. O jednej z takich historii podczas jazdy pociągiem napisał na Facebooku Maciej Makselon, twórca cyfrowy, znany w sieci jako influencer związany z komunikacją i językiem polskim.
"Wracam ze Śląskiego Festiwalu Nauki pociągiem. [...] człowiek w rzędzie za mną ma na imię Kordian. Skąd wiem? Bo jest to człowiek z gatunku małych, głośnych i ruchliwych. Na tyle ruchliwych, że matka (jego, nie moja) co chwilę krzyczy do niego 'Kordianek! Kordianek! Kordianek, przestań mi wchodzić na głowę!'.
Dodam od razu, że to 'wchodzenie na głowę' nie jest tu figurą retoryczną. Młody po prostu cały czas próbuje się wspiąć na matczyną czaszkę, co osobiście uważam za piękną historię o konsekwencjach życiowych wyborów" – zaczyna żartobliwie wpis Makselon.
W dalszej części wpisu opowiada o tym, jak chłopiec, mówiąc wprost, "trochę łobuzuje", a wielu pasażerów w jego otoczeniu zaczyna już mieć dość głośnego i nieodpowiedniego zachowania.
Czasami kluczem do sukcesu jest pomoc obcej osoby
Takie sytuacje w pociągu czy komunikacji miejskiej nie są niczym nowym – zdarza się, że dzieci są zmęczone, znudzone, a rodzice zupełnie nie umieją znaleźć rozwiązania, które zajmie dziecko, choć na trochę. W tym konkretnym przypadku z ratunkiem nadeszła inna pasażerka, choć autor żartuje, że wszystkich mogłoby też uratować wi-fi.
"Zupełnie obca Kordianowi i jego mamie pani nie zaczyna ich upominać/pouczać/łajać, lecz wyciąga z plecaka patyczki, sznurek, zielone skrawki papieru i rolki dwustronnej taśmy. I pyta mamę młodego wspinacza, czy to nie jest przypadkiem czas na zajęcia z artystycznego rękodzieła. Bo jej się wydaje, że należy teraz zrobić choinkę.
Mamie momentalnie szklą się oczy, Kordianowi tak samo szybko rozbłyskują podnieceniem. Ja zbieram szczękę z podłogi, ktoś obok zakrywa usta, konduktorowi uśmiech zaraz rozsadzi policzki" – wylicza twórca. Na koniec dodaje: "[...] bezinteresowne akty człowieczeństwa potrafią doprowadzić do dezintegracji twarzy osób współpodróżujących".
W tej historii zachowanie obcej kobiety wobec matki z dzieckiem to nie tylko wyraz otwartości, empatii i życzliwości. To także potwierdzenie, że czasami naprawdę wystarczy odrobina wyrozumiałości i zmiana perspektywy, żebyśmy wszyscy odczuli, że żyjemy w dobrym świecie.
Takie proste gesty jak pokazanie matce, że da się zająć jej dziecko, tylko potrzeba do tego sposobu, pokazują, że gdybyśmy byli bardziej otwarci i empatyczni, to pewnie wszystkim nam żyłoby się lepiej. Warto więc, zamiast pochopnie oceniać rodziców czy dzieci, zatrzymać się i zastanowić, czy nie mamy w sobie choć odrobiny zasobów, by im pomóc. Czasem to naprawdę więcej warte niż najsurowsze upomnienie.
