nauczycielka w przedszkolu z dziećmi bawi się i śpiewa
Nauczycielki w przedszkolu na ostatnią chwilę informują o stroju galowym. fot. Patramansky/storyblocks.com

Dzień Niepodległości w szkole i przedszkolu to wyjątkowe wydarzenie, ale czasem stresujące dla rodziców. Gdy o stroju galowym dowiadujemy się w ostatniej chwili, trudno uniknąć nerwów. Czy naprawdę o to chodzi w świętowaniu 11 listopada?

REKLAMA

Dzień Niepodległości w szkole i przedszkolu

Obchody Dnia Niepodległości w szkołach i przedszkolach bywają niezwykle uroczyste. Dzieci śpiewają hymn Polski, mówią patriotyczne wierszyki i śpiewają wojskowe piosenki, a wszystko to w podniosłej atmosferze. Od nauczycieli moich synów też co roku dostaję informację o tym, że dzieci w szkole i przedszkolu mają być ubrane na galowo, że będzie w placówce akademia itp.

W tym roku sytuacja jest o tyle utrudniona, że 11 listopada wypada we wtorek, a poniedziałek 10 listopada większość placówek ustanowiła dniem wolnym. W związku z tym wiele miejsc zdecydowało się na obchody 11 listopada już 7 listopada w piątek. Tak było u starszego syna, ucznia szkoły podstawowej: dostałam w Librusie wiadomość od wychowawczyni z prośbą o ubranie uczniów tego dnia na galowo.

Młodszy syn chodzi jeszcze do przedszkola, więc informacje między nauczycielami a rodzicami są przekazywanie mniej formalnie: albo na grupie na Messengerze przez innych rodziców, albo dosłownie w drzwiach sali. To w przedszkolu właśnie miała miejsce sytuacja związana z Dniem Niepodległości, która doprowadziła mnie do białej gorączki.

Świetnie rozumiem, że czasami panie są zabiegane, mają 25 przedszkolaków pod opieką i nie zawsze udaje im się ze wszystkimi rodzicami porozmawiać o tym, co ważne. Ale moje dziecko ostatnio dwa tygodnie było chore i po tak długiej nieobecności poszło do przedszkola pierwszy raz w środę. Po całym dniu pobytu syn został po południu odebrany. Panie nawet skomentowały, że po tak długiej nieobecności to był dla niego całkiem udany dzień. Nie powiedziały nic więcej.

Awantura o galowy strój

Kolejnego dnia rano do przedszkola zaprowadziła go babcia. W wejściu do sali usłyszała, że moje dziecko nie może dziś zostać, bo nie ma na sobie stroju galowego. Rozumiecie? Dzień wcześniej nikt o tym nie wspomniał, kiedy odbierałam syna. Żaden z rodziców nie wspomniał o tym nawet słowem na grupie. Pani tłumaczyła się, że mówiła rodzicom wcześniej. Cóż, mi nie powiedziała.

Skończyło się tak, że babcia musiała zostawić dziecko w przedszkolu, jechać specjalnie z powrotem do domu po strój galowy i przywieźć mojemu synowi odpowiednie ubrania. Bo 6 listopada (choć wszystkie inne placówki robiły to dopiero 7 listopada, zgodnie z zarządzeniem MEN) akurat przedszkole mojego syna obchodziło Dzień Niepodległości.

Plusem całej tej sytuacji był fakt, że byłam wtedy w pracy poza naszym miejscem zamieszkania i to nie mnie panie odmówiły przyjęcia dziecka do grupy przedszkolnej z powodu nieprawidłowego stroju. Byłam tak wściekła, że cieszę się, że jednak to nie ja prowadziłam wtedy z nimi rozmowę. Bo nie wiem, co bym im powiedziała.

Najbardziej w tym wszystkim było mi jednak szkoda 5 -letniego syna, który nie rozumiał, dlaczego ktoś robi problem z powodu jego ubranka. Sam mi potem przyznał, że czuł się, jakby to była jego wina. Zawsze ceniłam jego opiekunki, uważałam je za ciepłe i profesjonalne pedagożki, ale ta sytuacja bardzo mnie zasmuciła. Poczułam, jakby przepisy i ustalenia były w tym wszystkim ważniejsze niż samopoczucie dziecka.

Nauczyciele mogliby pomyśleć o rodzicach

Co do takich wiadomości na ostatnią chwilę, to mam jeszcze jedną refleksję. Otóż ostatnio kolega z pracy również narzekał, że wieczorem dzień przed akademią nauczycielki wysłały prośbę o ubranie dzieci w specjalny sposób. Gdyby chodziło o strój galowy to w porządku – każdy rodzic zazwyczaj jest przygotowany i ma w domu biało-czarne lub biało-granatowe ubranie na takie okazje.

Tu panie jednak poszły o krok dalej – góra stroju miała być biała, ale dół... czerwony. Tak, żeby dzieci nawiązywały ubiorem do kolorów polskiej flagi. No absurd. Już widzę, jak rodzice wszystkich przedszkolaków mają w domu czerwone spodnie i spódniczki, i to jeszcze takie bardziej eleganckie, bo przecież nie założymy do koszuli dresowych spodni, prawda?

Dlatego chciałabym na koniec zaapelować do nauczycieli i wychowawców: informujcie rodziców o takich rzeczach z wyprzedzeniem. Nie dzień przed, nie późnym wieczorem w przeddzień akademii. Zawsze z odpowiednim marginesem czasu, który pozwoli spokojnie się przygotować.

Rodzice naprawdę chcą współpracować, zależy im na tym, żeby dzieci wyglądały odświętnie i czuły się częścią szkolnych uroczystości. Ale wielu z nas łączy pracę zawodową, obowiązki domowe, opiekę nad dziećmi, często młodszym rodzeństwem czy starszymi rodzicami. W tym natłoku zadań taka informacja przekazana z wyprzedzeniem to nie fanaberia, tylko zwykły wyraz szacunku i zrozumienia.

Niech dzień przed uroczystością będzie już tylko przypomnieniem — a nie momentem, w którym dopiero dowiadujemy się, że nasze dziecko bez odpowiedniego stroju nie może wziąć udziału w wydarzeniu, które przecież miało być dla niego radosnym przeżyciem.

Czytaj także: