
Kiedy dziecko nagle nie chce iść do szkoły, większość rodziców szuka przyczyn w programie nauczania, trudnych zadaniach albo zmęczeniu. Tymczasem prawdziwy powód często ma... imię i nazwisko. To nie matematyka, nie kartkówki i nie oceny – to człowiek, który sprawia, że szkoła przestaje być bezpiecznym miejscem.
Nie chodzi o szkołę. Chodzi o ludzi
Każdy rodzic dobrze zna ten moment: dziecko mówi, że boli je brzuch, że źle się czuje i że nie chce iść do szkoły. Czasem to zwykłe lenistwo, ale jeśli to powtarza się dzień po dniu – coś jest nie tak. I wtedy większość z nas zadaje pytanie: "Dlaczego?". Ale lepsze pytanie brzmi: "Kto?".
Bo za tym "nie chcę iść" często stoi ktoś – kolega, nauczyciel, rówieśnik, a może ktoś ze starszej klasy, kto sprawia, że szkoła staje się miejscem stresu. Dziecko nie powie nam tego od razu. Często nawet nie potrafi jeszcze nazwać tego, co czuje. Czasem się boi. Czasem wstydzi. A czasem myśli, że i tak nikt mu nie uwierzy.
"Wszystko dobrze" – zdanie, które powinno zapalić lampkę ostrzegawczą
Dzieci rzadko przyznają się wprost, że ktoś je dręczy. Zamiast tego mówią: "Nie lubię szkoły", "To nudne", "Nie chcę tam iść". Jeśli zapytasz dlaczego, dostaniesz często pustą odpowiedź. Ale jeśli zapytasz "kto", jest szansa, że dziecko otworzy się choć trochę.
Zdarza się, że jedno dziecko w klasie staje się "tym słabszym", "tym innym", "tym, z którego można się pośmiać". Czasem sprawcą jest rówieśnik, czasem grupa, a czasem… dorosły. Nie każdy nauczyciel potrafi dostrzec przemoc emocjonalną i na nią zareagować.
Zaufanie zamiast przesłuchania
Jeśli twoje dziecko zaczyna unikać szkoły – nie rób z tego śledztwa. Nie wypytuj o każdy szczegół, nie każ mu tłumaczyć się z emocji. Zamiast tego daj mu poczucie bezpieczeństwa. Powiedz: "Wiem, że coś jest nie tak. Nie musisz mówić od razu. Jestem po twojej stronie".
To zdanie otwiera serce. Bo dzieci nie potrzebują rad, tylko naszego zaufania. Potrzebują wiedzieć, że dorosły je ochroni, nawet jeśli prawda będzie trudna.
