
Nie chciałam, żeby tak to wyglądało…
"Zatrzymuję samochód na parkingu, tuż obok szkoły. Właśnie przed chwilą zamknęłam drzwi i pożegnałam się z moim ósmoklasistą, który zmierzał do sali egzaminacyjnej. Wydawał się spokojny, ale ja doskonale wiem, co kryje się za tymi pozornie opanowanymi krokami. I tak, ogarnia mnie niepokój. Myślę, że to normalne. Wiadomo, że to ważny moment, egzamin, który zdecyduje o jego przyszłości. Ale dlaczego czuję, że to także test mnie jako matki?
Wiem, że nie da się cofnąć czasu. Kiedy widziałam, jak dorasta, z każdą kolejną klasą czułam, jak zmienia się na moich oczach. Kiedy był mały, starałam się dawać mu wszystko, czego potrzebował, również emocjonalnie. Teraz, kiedy staje na progu dorosłości, zastanawiam się, czy na pewno dobrze to wszystko rozegrałam. Może nie powinnam była tak bardzo stresować się tą 'idealną edukacją'? Może powinnam była mniej martwić się o oceny i więcej cieszyć się wspólnymi chwilami? Pytania w głowie mnożą się w każdej sekundzie. Aż boję się, że zbyt wiele rzeczy mi umknęło.
Jestem tu, ale czy to wystarczy?
Czasem mam wrażenie, że jestem z nim za mało. Wiadomo, że staram się być obecna, ale czasami, on zamyka się w swoim pokoju z książkami, a ja zostaję w kuchni i tylko milczymy. Wydaje mi się, że o wiele za późno zrozumiałam, jak ważne są te drobne gesty. Te, które nie są oceniane w szkole, ale to one kształtują dziecięcą pewność siebie. Czy wystarczyło mu poczucie, że jest kochany i wspierany?
Z każdym kolejnym egzaminem ogarnia mnie strach, że zawiodę go na jakimś etapie. Chociaż staram się tego nie okazywać, wiem, że on czuje mój niepokój. Wierzę, że poradzi sobie, bo wiem, jak bardzo zależy mu na tej szkole, o której marzy. Myślę o tym, co czuje, siedząc teraz w sali egzaminacyjnej. Może on, tak jak ja, ma teraz w głowie tylko jedno: 'Muszę zdać…'.
Chciałabym, żeby to była moja próba, nie jego…
Właściwie, to mam poczucie, że to ja przeżywam ten egzamin bardziej niż on. Chciałabym, żeby nie musiał zmagać się z tą presją, żeby to wszystko było łatwiejsze. Ale to on teraz idzie naprzód, a ja pozostaję z obawą, co z tego wyniknie.
Wiem, że nie jestem jedyną matką, która siedzi w aucie, ryczy i odlicza czas do zakończenia egzaminu. Wiem, że on jest na początku drogi i że dopiero teraz zaczyna rozumieć, jak trudne będą przed nim decyzje i wyzwania. Ale wiem też, że ta droga nie jest tylko jego. To jest nasza wspólna podróż. Kiedy wróci do domu, kiedy weźmie te wyniki do ręki, będziemy razem świętować ten moment, ale także razem oddychać z ulgą.
I wtedy w końcu będę wiedziała, że było warto. Zwłaszcza gdy spojrzę na ten obgryziony z nerwów długopis, który po wszystkim znalazłam na tylnym siedzeniu auta".
(Imiona bohaterów zostały zmienione).