
Co roku temat obecności dzieci na weselach budzi skrajne emocje. Tym razem jednak dyskusję wywołało nie samo niezapraszanie maluchów, ale zaproszenie... psów. Kontrowersyjny dopisek na ślubnym zaproszeniu podzielił internautów i na nowo odgrzał spór o miejsce dzieci w przestrzeni publicznej.
Dzieci są be, ale pieski zapraszamy
Co roku, wraz z rozpoczęciem sezonu ślubnego, jak bumerang powraca temat zapraszania dzieci na wesela. Obecność kilkulatków na tego typu imprezach wywołuje skrajne emocje. Ludzie dzielą się na tych, którzy bronią obecności maluchów, traktując wesele jako rodzinne wydarzenie, oraz na tych, którzy są temu przeciwni – zwracając uwagę na alkohol, zabawy dla dorosłych i często brak odpowiednich warunków do odpoczynku dla najmłodszych.
Dzieci przeszkadzają społeczeństwu w tak wielu miejscach, że kolejne dyskusje o ich obecności na ślubach czy weselach wydają się zbędne. Ostatecznie to para młoda decyduje, kogo zaprasza na swoją uroczystość, i jeśli nie życzy sobie obecności dzieci, należy to uszanować.
Ostatnio jednak w sieci pojawiło się zdjęcie pewnego zaproszenia ślubnego, które ponownie wzbudziło emocje i odświeżyło temat. W zaproszeniu znalazł się bowiem dopisek: "Jeśli macie pieska, to cudownie się składa. Możecie zabrać go ze sobą. Zapewniamy psią strefę wraz z animatorem".
Sama nie jestem pewna, czy taki dopisek można potraktować całkiem poważnie. Być może opiekunowie psów poczuli się dzięki niemu mile widziani, choć wielu z nich zapewne bez problemu zostawiłoby swojego pupila na kilka godzin w domu lub powierzyło opiekę komuś zaufanemu. Mnie ta wzmianka – zwłaszcza o "psiej strefie" i "animatorze" – wydała się raczej kpiną z rodziców małych dzieci. Może się bowiem wydawać, że skoro państwo młodzi wprost nie zapraszają dzieci, a serdecznie witają psy, to zwierzęta traktują wyżej niż ludzi.
Hejt na dzieci wciąż kwitnie
Rozumiem i szanuję prawa zwierząt, jednak w tej sytuacji nie chodzi o walkę o ich dobro, lecz o wyrażenie krytycznego stosunku do dzieci. Najbardziej oburzające okazały się jednak komentarze internautów. "Mam nadzieję, że bez dzieci – po co pieski denerwować?" – napisał jeden z nich. Czytając kolejne odpowiedzi, trudno oprzeć się wrażeniu, że to nie była ironia. Rozpętała się nieprzyjemna dyskusja, w której niektórzy przekonywali, że zwierzęta da się wytresować, a dzieci wielu rodziców nie potrafi wychować.
To mnie smuci. Każdy ma prawo do własnych wyborów: może chcieć mieć dzieci lub nie. Jednak hejt na dzieci to zupełnie inna sprawa. Maluchy nie zawsze są "niewychowane" czy "wchodzące na głowę". Odpowiedzialność za ich zachowanie w dużej mierze spoczywa na rodzicach – to oni powinni stawiać granice i rozumieć, czym naprawdę jest wychowanie bez przemocy, a nie brak wychowania w ogóle. Dzieci jednak są tylko dziećmi – uczą się dopiero pracy z emocjami i mają prawo do płaczu, krzyku itp. Każdy z nas w dzieciństwie także był głośny, płakał i przeżywał emocje intensywniej niż dorośli.
Nie wydaje mi się również, że psy czułyby się dobrze wśród głośnego tłumu gości pod wpływem alkoholu. Trudno sobie wyobrazić, aby pies, nawet pod opieką animatora, czuł się komfortowo w towarzystwie innych zwierząt przez wiele godzin. Zwierzaki mogą różnie reagować na siebie nawzajem – a animator nie rozwiąże wszystkich potencjalnych konfliktów. Wydaje mi się, że z kilkorgiem małych dzieci jednak animatorowi byłoby łatwiej i spokojniej.
Podsumowując, ten dopisek na zaproszeniu mnie osobiście oburza. Jednak zdaję sobie sprawę, że jeśli trafia do grupy odbiorców, która ma zwierzaki, a nie ma dzieci, może zostać odebrany jako miły gest – i to również jest w porządku. Myślę po prostu, że warto dać każdemu żyć po swojemu: pozwolić opiekunom psów traktować swoich pupili jak dzieci, jeśli tak chcą, ale jednocześnie szanować rodziców i ich pociechy – niezależnie od tego, jakie mają podejście do wychowania.
