Nauczyciel widzi problem w rodzicach
Piszę do waszej redakcji, bo w weekend spotkała mnie sytuacja, która sprawiła, że najpierw byłam w szoku, potem wściekła, a teraz po prostu nie mogę przestać o tym myśleć. Otrzymałam wieczorem maila od nauczycielki języka polskiego w liceum mojej córki. Nie była to typowa wiadomość o ocenach czy z przypomnieniem o jakichś planach związanych z nauczaniem przedmiotu. Nauczycielka napisała coś, co mnie naprawdę oburzyło.
Wiadomość zaczynała się od tego, że jest już zmęczona walką – walką z uczniami, którzy, jak to określiła: "są w trudnym wieku i za wszelką cenę chcą postawić na swoim", ale też z rodzicami, którzy, jej zdaniem, nie angażują się w wychowanie swoich dzieci. Wprost napisała, że rodzice powinni bardziej skupić się na rozmowach z nastolatkami, bo brak ich obecności skutkuje tym, że młodzież nie czyta lektur, nie chce rozmawiać o tematach lekcji, a "jedyne, co ich interesuje, to TikTok, kolorowe włosy i paznokcie oraz chamskie odzywki do siebie nawzajem i do nauczycieli".
Przyznam szczerze, że nie mogłam uwierzyć, że polonistka, osoba dorosła i odpowiedzialna za edukację młodych ludzi, tak generalizuje i wrzuca wszystkich do jednego worka. Czy naprawdę każda dziewczyna z kolorowymi włosami i pomalowanymi paznokciami jest ignorantką, która nie czyta książek? Czy każdy nastolatek na TikToku to od razu gbur i leń? Oczywiście, są wśród uczniów osoby, które nie angażują się w lekcje, ale czy winą za to można obarczać wyłącznie brak obecności rodziców? A może to właśnie sposób prowadzenia lekcji nie zachęca do aktywności?
Nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka
Rozmawiam z moją córką, wiem, jakie ma zainteresowania, co ją martwi i jakie są jej pasje. Wychowałam ją tak, że nie są dla niej najważniejsze paznokcie i fryzura, tylko to, co ma w głowie. Nie można jednak krytykować młodych za to, że część z nich skupia się na wyglądzie. Tak to już jest, mając "naście" lat. Dla nastolatków wygląd jest ważny, to element ich tożsamości i sposobu wyrażania siebie. Czy to oznacza, że jeśli dziewczyna pofarbowała włosy na różowo, to od razu trzeba ją skreślić jako osobę, która nie dba o naukę? Przecież to absurd!
Rozumiem, że nauczycielom jest trudno, że młodzież się zmienia i że czasy nie są łatwe. Ale czy naprawdę rozwiązaniem jest wypisywanie do rodziców wiadomości pełnych frustracji i narzekania? Zamiast dzielić się negatywnymi opiniami, może lepiej spróbować zrozumieć tych młodych ludzi, ich świat i sposób myślenia? Może to właśnie nauczyciele powinni bardziej się postarać, by zainteresować uczniów swoimi lekcjami, zamiast z góry zakładać, że nikt nie czyta i że jedyne, co się liczy, to media społecznościowe.
Nie zgadzam się na takie szufladkowanie. Nie zgadzam się na obwinianie rodziców za wszystko, co dzieje się w szkole. Może czas przestać patrzeć na młodzież z pogardą i spróbować ich naprawdę wysłuchać? Ja swojego dziecka słucham i jakoś w naszych kontaktach nie widzę tych problemów, które wytyka młodzieży tamta polonistka.