Farbować włosów uczniom nie wolno, tak stanowi statut Szkoły Podstawowej w Podhorcach (woj. lubelskie). Kiedy więc uczennica jednej z młodszych klas przyszła do szkoły z zabarwionymi na różowo końcówkami włosów, nauczycielka chwyciła za nożyczki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nauczycielka obcięła uczennicy końcówkę różowego kosmyka. Gdy dowiedzieli się o tym rodzice dziewczynki, powiadomili dyrekcję szkoły, a ta, jak informuje "Tygodnik Zamojski", zgłosiła sprawę do kuratorium oświaty.
"Niewinny żart"
Uczennica wyjaśniała, że zafarbowała włosy szamponetką, a kolor miał zejść po kilku myciach. Farba okazała się jednak trwalsza, niż obiecywał producent, dlatego dziewczynka nie miała innego wyjścia – musiała pójść do szkoły z zafarbowanymi na różowo końcówkami włosów.
Wyjście znalazła nauczycielka, która sprawę nazwała po fakcie "niewinnym żartem" i przeprosiła uczennicę, którą – jak podkreśla – bardzo lubi. Jak czytamy w "Tygodniku Zamojskim", nauczycielka cieszyła się do tej pory dobrą opinią, nie było na nią skarg. Teraz sprawą zajmie się kuratorium.
To złamanie prawa
To kolejna historia o łamaniu prawa i nadmiernej ingerencji szkół w wygląd uczniów. O tym, że takie zachowania nie mogą mieć miejsca, przekonuje walcząca o prawa uczniów aktywistka Alina Czyżewska.
"Jeśli chcemy 'walczyć' z kryzysem psychicznym młodych, to najpierw przestańmy naruszać ich godność. Szkoły robią to masowo", napisała na Facebooku. I przytoczyła argumenty na dowód, że narzucanie uczniom, jak mają wyglądać, jest łamaniem prawa.
Przypomnijmy, że wygląd nie jest tożsamy z ubiorem. Zgodnie z artykułem 99 Prawa oświatowego szkoła może w statucie określać obowiązki w zakresie "przestrzegania zasad ubierania się uczniów na terenie szkoły lub noszenia na terenie szkoły jednolitego stroju (...)". Nie ma tu jednak mowy o wyglądzie. A kolor włosów nie jest strojem. Podobnie jak makijaż czy biżuteria, czyli kolejne rzeczy, z którymi wiele szkół wciąż walczy.
"Walczcie i wspierajcie swoje dzieci w walce"
O tym, że warto walczyć z łamaniem praw dzieci w szkołach, doskonale świadczy jeden z komentarzy pozostawionych pod postem Aliny Czyżewskiej (pisownia komentarza oryg. – przyp.red.):
"Ludziska, miejcie odwagę interweniować i działać na swoich lokalnych 'podwóreczkach'. Presja i siła argumentów ma sens i w końcu przyniesie pożądany rezultat.
Po przeczytaniu artykułu Alina Czyżewska, o którym wspomniano wcześniej, po namyśle i po zgromadzeniu ludzi myślących tak, jak ja zaczęliśmy działania. Trwało to co prawda 3, czy 4 lata, ale nie ustawaliśmy w naciskach i ... udało się. Bzdurne zapisy o wyglądzie, schludności itp zniknęły ze statutu mojej szkoły.
I co się stało? Nic się nie stało. Nie nastąpił żaden ubiorowy armagedon. Po prostu uczniowie i uczennice teraz chodzą do szkoły normalnie, bez strachu, że ktoś się przywali do złej bluzy, kolorowych włosów, czy pomalowanych oczu/ust/paznokci".
Rodzicom, którzy zdecydują się wesprzeć swoje dzieci w tej walce, może przydać się opinia prawna dotycząca ingerencji szkoły w wygląd uczniów, przygotowana na prośbę Aliny Czyżewskiej przez dr hab. Łukasza Gasińskiego i apl. adw. Annę Aranowską. Można ją pobrać i złożyć w szkole.