Żywienie dzieci w placówkach opiekuńczych takich jak żłobek to temat, który spędza sen z powiek rodziców maluchów. Wielu z nich chce mieć kontrolę nad tym, ile ich pociecha zjadła w ciągu dnia. Tymczasem opiekunki w żłobku najbardziej na świecie nie lubią rodziców, którzy dopytują codziennie o posiłki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kiedy rodzice oddają dziecko do żłobka pod opiekę – bądź co bądź – obcych osób, większość przeżywa ogromny stres. Martwią się, jak maluch odnajdzie się w nowej rzeczywistości, czy będzie współpracował z opiekunkami i czy te będą umiały się nim odpowiednio zająć. Takie myśli towarzyszą wszystkim rodzicom, nawet tym, którzy mają starsze dzieci, idące do przedszkola. To zawsze oddawanie opieki nad swoim dzieckiem komuś obcemu. W miejscu, nad którym nie mamy we wszystkich kwestiach kontroli.
Dziecko, będąc w grupie, musi nauczyć się współpracy, a rodzic odpuszczania i kontroli każdej sfery życia malucha. Bywają tacy, którym wyjątkowo ciężko zaufać paniom i chcą nadal kontrolować wszystko, co związane z ich pociechą. Sama byłam jedną z tych matek, które codziennie dopytują dziecko po powrocie z przedszkola, co jadło, ile zjadło i czy nie jest głodne.
Jakoś kwestia żywienia była dla mnie najbardziej stresująca, bo mój syn, idąc do przedszkola, był raczej niejadkiem. Martwiłam się więc, czy przez cały dzień coś zje, czy panie mu pomogą w jedzeniu zupy i czy przywyknie do innych posiłków niż w domu. Okazało się jednak, że moje obawy były niepotrzebne, bo w przedszkolu posiłki okazały się smaczne, a nauczycielki syna miały takie świetne podejście, że wyleczyły kilkoro przedszkolaków z bycia niejadkami – w tym moje dziecko.
"Zjadł(a) obiadek?"
Mam jednak znajomą, która sama jest opiekunką żłobkową i kiedyś rozmawiałyśmy o tym, czego obawiają się rodzice, oddając opiekę nad dzieckiem innym. Po tym, jak opowiedziałam jej o mojej obsesyjnej kontroli tego, co syn jadł w pierwszym roku bycia przedszkolakiem, ona przyznała, że takich rodziców jak ja jest wielu. I dodała żartobliwie, że to najgorszy typ rodzica, za którym nie przepadają nauczyciele i opiekunowie w żłobku.
To rodzic kontrolujący, który nie umie odpuścić, dopytuje o wszystko i czasami śledzi na internetowych kamerkach, co robią dzieci. Kiedy taka mama lub taki tata odbiera malucha, chce z paniami przeprowadzać cały wywiad na temat tego, co dziecko robiło cały dzień i co (oraz ile) zjadło. Tymczasem opiekunki zajmują się jeszcze innymi dzieci, którym tez muszą poświęcić czas i uwagę, zamiast stać w drzwiach z nadopiekuńczym rodzicem.
Mama, która po południu stoi w drzwiach sali i codziennie dopytuje: "Co zjadł?", "A ile?", "Czy dużo było tej zupki?" to coś, czego panie zatrudnione w żłobku nienawidzą. Wszystkie doskonale rozumieją, że wynika to z troski, ale rodzice muszą zdać sobie sprawę, że oddając dziecko pod opiekę do żłobka, muszą zaufać jego pracownikom. Takie pytania sugerują opiekunkom, że nie umieją dobrze zająć się maluchami, choć starają się robić to najlepiej, jak umieją.
Oczywiście ta rezygnacja z kontroli nie jest łatwa, ale warto poświęcić na to czas. Ciągłe kontrolowanie tego, co i ile zjadło dziecko, też nie jest dobre. Może bowiem prowadzić u niego do zaburzeń odżywiania. Zamiast zmuszać je do jedzenia i chorobliwie pilnować porcji zjedzonych przez nie, dużo lepiej postawić na budowanie pozytywnych skojarzeń związanych z posiłkami.