Coraz więcej dzieci w naszym społeczeństwie ma zaburzenia: nie tylko rozwojowe całościowe (jak autyzm), ale również te dotyczące mowy. Specjaliści apelują do rodziców o bardziej świadomą opiekę i wychowywanie małych dzieci, bo jak twierdzą: "już teraz mamy do czynienia z pandemią".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dzisiejsze dzieci są wychowywane w zupełnie innych realiach niż poprzednie pokolenia – nawet pokolenie zet. Ono bowiem może pamiętać jeszcze echa lat 90. i całkowicie analogowego życie, ale pokolenie alfa jest już tak zanurzone w cyfrowe technologie, że nie ma szans, by nie odbiło się to na jego rozwoju. Dziś dzieci coraz częściej mają problemy z mówieniem pierwszych słów, prawidłową wymową, skupieniem uwagi.
Jest też sporo dzieci, które są diagnozowane w kierunku zaburzeń rozwojowych. Oczywiście możemy tu też mówić o tym, że zaburzenia zawsze były obecne, tylko nie mieliśmy aż tyle świadomości i wiedzy na ich temat, więc najczęściej mówiło się tylko, że "dziecko jest jakieś dziwne". Z drugiej strony dziś, z powodu otaczających nas ekranów i technologii, tych zaburzeń jest po prostu zdecydowanie więcej. Nie mówimy tylko o spektrum autyzmu, ale również np. o zaburzeniach w rozwoju mowy.
Napisał o tym ostatnio na swoim Facebooku Krzysztof Bieniek, logopeda. Mężczyzna prowadzi gabinet logopedyczny MÓW-MOVE w Chorzowie, a w social mediach dzieli się swoimi przemyśleniami na temat pracy zawodowej. W ostatnim poście napisał:
"Ostatnio przeprowadziłem przesiewowe badanie logopedyczne w jednej z grup przedszkolnych. Podzielę się z Wami wynikami:
100% dzieci ma obniżona sprawność mięśni mimicznych i języka;
100% dzieci ma zaburzoną artykulację;
45% dzieci w nieprawidłowy sposób rozdrabniania pokarm;
100% ma nieprawidłowe warunki zgryzowe".
Rodzice nie mają narzędzi i wiedzy
Wyniki przytoczone przez logopedę pokazują, że naprawdę dużo dzieci ma problemy rozwojowe. Część z nich jest w terapii, ale nie wszystkie są nawet zdiagnozowane. Tu mamy przykład rozwoju mowy, który u większości dzieci w wieku przedszkolnym był zaburzony, ale jest też wiele innych zaburzeń, na które rodzice nie zwracają uwagi. Niektórzy problem zauważają, inni zaczynają diagnozę po informacji od przedszkolnych nauczycieli.
Zdecydowana większość kilkulatków ma problemy z prawidłową wymową. Jest to efekt m.in. sposobu żywienia dzieci – wiele maluchów je papki i musy (także te w saszetkach), a wodę popija z butelek z dzióbkami i bidonów przeznaczonych dla starszych dzieci (bo tak rodzicom jest wygodniej: mniejsze ryzyko rozlania napoju). Niestety w tej kwestii rodzicom brakuje wiedzy i świadomości, wielu nie widzi, że ich dziecko coś wymawia źle albo do pewnego wieku w ogóle nie mówi.
Drugim problemem niestety jest system – w Polsce wciąż brakuje logopedów, którzy przyjmują małych pacjentów w ramach NFZ. Rodzice, którzy są świadomi i ich na to stać, skorzystają z terapii w prywatnym gabinecie, za którą zapłacą z własnej kieszeni. Nie każdego jednak na to stać, problemem są też miejsca, bo chętnych na terapię jest wielu.
Logopedzi apelują, by zwracać uwagę na to, by dzieci nie korzystały zbyt długo ze smoczków i uczyły się pić z otwartych kubeczków zamiast z "niekapków". Wciąż powtarzają się również apele o to, by dzieci przed ukończeniem 2. roku życia nie miały w ogóle kontaktu z ekranami, bo zbyt wczesne oglądanie bajek i animacji może doprowadzić do zmian w mózgu, które zaburzają rozwój m.in. mowy.