W przedszkolach i szkołach zaczyna się sezon chorobowy: coraz więcej dzieci kaszle i pociąga zakatarzonymi nosami. Nasza czytelniczka również spotkała w przedszkolnej szatni przeziębione dziecko. Mała dziewczynka niepokojąco kasłała, ale jej mama zdawała się tym zupełnie nie przejmować.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Zaprowadzałam ostatnio syna do przedszkola i byłam świadkiem pewnej sceny w szatni, która mnie wkurzyła nie na żarty. Moje dziecko jest już 5-latkiem, więc mam trochę pojęcia o funkcjonowaniu naszego przedszkola. Zwykle jesienią i zimą, kiedy trwa sezon chorobowy, w placówce wiszą plakaty przypominające o tym, by nie wysyłać do przedszkola chorego dziecka" – zaczyna swój list Kamila, mama przedszkolaka.
"Panie zwracają uwagę, jeśli dziecko ma katar, przeszkadzający mu w zabawach i nauce, i nikt nie atakuje rodziców z powodu chorób dzieci, raczej każdemu zależy po prostu na zdrowiu maluchów. Nauczycielki uprzejmie zwracają uwagę, że dzieci nie czują się dobrze i przydałoby im się poleżeć kilka dni w domu, żeby organizm nabrał sił.
Kiedy sama pierwszy raz w 3-latkach usłyszałam, że Antoś jest zakatarzony, myślałam, że pani mnie atakuje. Nauczycielka była jednak pełna troski, mówiła, że syn kiepsko spał przez to na leżakowaniu i może 2 dni izolacji pomogłyby w wyleczeniu. Poczułam wtedy trochę wstyd, bo sama wiem, że kiedy czułabym się kiepsko, nie chciałabym iść do pracy. W takiej sytuacji większość z nas skorzystałaby z możliwości pracy zdalnej lub wzięła zwolnienie lekarskie".
"Co to za kaszelek?!"
Kobieta opowiada o niedawnej scenie w szatni placówki: "Tymczasem w przedszkolnej szatni spotkałam mamę z małą dziewczynką, która wyglądała, jakby nadal nie do końca się obudziła albo nie radziła sobie z adaptacją. Albo jakby miała początki jakiejś infekcji. Mała była bardzo marudna, mówiła coś do mamy płaczliwym tonem, a kobieta w tym czasie poganiała ją i pomagała szybciej założyć kapcie. Nagle mała zaczęła dość mocno kasłać.
To zdecydowanie nie był kaszel poinfekcyjny tylko taki, który dopiero zapowiada jakąś paskudną chorobę. Najpierw mama go zignorowała, ale kiedy zauważyła, że w szatni nie jest sama, nagle przejęła się kolejnymi napadami kaszlu. Powiedziała wtedy z przejęciem: 'Ojej, a co to za kaszelek?' i chyba myślała, że przekonała mnie, że to nic poważnego. Już pomijając całkiem fakt, że to nie moje dziecko, więc nie zamierzam się wtrącać, to przede wszystkim myślałam o tej dziewczynce.
O tym, że źle się czuje, ewidentnie rozkłada ją jakaś choroba, a jej mama, zamiast ją przytulić i zabrać do lekarza, wysyła ją chorą do przedszkola. A przy tym udaje zdziwienie kaszlem córki. Dla mnie to był bardzo przykry widok, szczególnie gdy sobie myślę o tym, jak ta mała się czuje i że będzie musiała w takim stanie przetrwać cały dzień. Do tego jeszcze inne dzieci z jej grupy pewnie się zarażą, więc nie zazdroszczę też innym rodzicom. Ludzie to w ogóle nie mają wyobraźni i litości" – komentuje mama 5-latka.