"Zadzwonili z przedszkola, że mam odebrać syna, bo kaszle. Oszaleli chyba!"
Znowu telefon z przedszkola? Panie przesadzają? Napiszę coś niepopularnego: może tak być. Ta historia najlepszym dowodem.
Reklama.
Znowu telefon z przedszkola? Panie przesadzają? Napiszę coś niepopularnego: może tak być. Ta historia najlepszym dowodem.
Moja córka miała kiedyś przez trzy miesiące chrypkę. Odwiedziłam z nią chyba wszystkich możliwych lekarzy, łącznie z bardzo wiekową laryngolożką, która zwracała się do mnie per "niech mama". I co? I nic, nie wiadomo było, jakieś to poinfekcyjne, nie martwić się, nie zwracać uwagi – słyszałam wszędzie.
Kłopot jednak był, bo nie dość, że jej ciągłe odchrząkiwanie doprowadzało dorosłych domowników (ze mną na czele) do białej gorączki, to jeszcze dziecię chodziło do przedszkola, a ja musiałam się ciągle tłumaczyć przed paniami, że młoda wcale nie jest chora. Raz nawet pani zasugerowała, żebym przyniosła zaświadczenie od lekarza, że dziecko jest zdrowe i nie zaraża.
Ponieważ i tak łaziłam z nią po przychodniach, to nawet przystałam na tę prośbę, ale nasza (przeurocza skądinąd) lekarka popukała się w czoło i powiedziała, że takich zaświadczeń się nie wydaje. Piszę o tym, gdyby od was też kiedyś przedszkole czegoś takiego wymagało: od razu powiedzcie kadrze, że nic z tego. Zaoszczędzicie czas swój i lekarza.
No dobra, chrypa i odchrząkiwanie tak jak się pojawiły, tak i pewnego dnia zniknęły. Przypomniała mi się ta historia, bo dziś moja przyjaciółka poskarżyła mi się przez messenger, że przedszkole do niej zadzwoniło, żeby odebrała syna, bo kaszle. "Chyba oszaleli!", zakończyła swoją wiadomość. I cóż, miała rację.
Zanim się obruszycie, spieszę wyjaśnić, że jej syn niedawno przeszedł zapalenie oskrzeli. Chłopak jest już zdrowy, a kaszel, który go męczy, to typowy kaszel poinfekcyjny. Oskrzela są podrażnione po chorobie, nabłonek dróg oddechowych się odbudowuje, a taki suchy kaszel może trwać nawet do dwóch miesięcy. To tzw. poinfekcyjna nadreaktywność oskrzeli, nie poradzisz. Dobra wiadomość: nie zaraża.
Wszystko fajnie, ale wiadomo, że tłumaczyć się trzeba. Wchodzisz do przedszkolnej szatni, a inni rodzice zabijają cię wzrokiem, bo synuś kaszle. "To poinfekcyjne", tłumaczysz, a oni i tak wiedzą swoją, prawda? Owszem, ale tobie też pewnie się to zdarza, kiedy od innego rodzica słyszysz: "to alergiczne".
Nie pozostaje nam, rodzicom, nic innego, jak uzbroić się w cierpliwość. Czas działa tu na naszą korzyść: ten kaszel/chrypa/katar się skończą. A przede wszystkim – skończy się przedszkole i te ciągłe infekcje. A wtedy będą nowe atrakcje.
Kilka słów całkiem na poważnie. Jeśli u dziecka pojawił się kaszel (i nie jest pozostałością po przebytej chorobie), ma duszności, gorączkę, wymiotuje, ma biegunkę – tak, w takich sytuacjach, nie powinno iść przedszkola, tylko do lekarza, a potem prosto do domu. Podejrzana wysypka? To samo.
A co z katarem? Zdaniem dr. Ernesta Kuchara, jeżeli dziecko czuje się dobrze, nie ma gorączki, a podczas kaszlu lub kichania zasłania chusteczką nos/usta, po czym myje ręce, może uczęszczać do przedszkola. "Jeżeli natomiast nie opanowało jeszcze właściwych nawyków, to dla dobra rówieśników powinno pozostać w domu do czasu ustąpienia objawów przeziębienia", mówił pediatra w mp.pl. Nasza rada? W razie jakichkolwiek wątpliwości, pytaj lekarza.