Nauka samodzielności od małego to inwestycja w przyszłość dziecka. Dzięki niej kilkulatek, a potem nastolatek, będzie czuł się pewnie, stając przed takimi wyzwaniami jak zrobienie obiadu czy dotarcie do szkoły komunikacją miejską. Zobaczcie, co o samodzielności współczesnej młodzieży napisała Joanna.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Jestem matką, która zawsze w stosunku do dzieci była wymagająca. Nie wiem, czy za dużo wymagałam, czy w sam raz, ale priorytetem było dla mnie, by moje pociechy były nie tylko empatyczne i mądre, ale przede wszystkim samodzielne i zaradne. Nic mnie tak nie irytuje, jak nastolatki, które rozkładają ręce, bo czegoś nie potrafią. Za mnie nikt nic w życiu nie robił i uważam, że liczenie na samego siebie i swoje umiejętności to podstawa" – opowiada w wiadomości do redakcji Joanna.
"Zaradność i samodzielność dają dzieciom pewność siebie, więc według mnie to po prostu inwestycja w ich przyszłość. Moja 14-letnia córka i 10-letni syn są już całkiem samodzielni i uważam, że to dzięki mojej pracy z nimi, gdy byli mali, dziś mam totalny luz jako ich opiekunka. Dzieciaki razem ze mną gotują, sprzątają, są w stanie zrobić właściwie wszystko dookoła siebie.
Gdy słyszę od koleżanek z pracy, że zawożą autem swoje nastoletnie dzieci do szkoły na drugi koniec miasta, nóż otwiera mi się w kieszeni. Moje świetnie ogarniają komunikację miejską, która dowozi je praktycznie pod szkolną bramę i nigdy nie miały problemu z samodzielnym dotarciem do placówki. Uważam, że robię im w ten sposób przysługę, bo potem jako 20-latki nie będą płakały, że nie umieją zrobić obiadu albo że potrzebują mojej obecności na rozmowie kwalifikacyjnej w pracy".
Gotowanie bez pomocy mamy
Kobieta opowiada o sytuacji, której była świadkiem w swoim domu: "Ostatnio jednak zwątpiłam w pokolenie moich dzieci. O ile córka i syn są zaradni, o tyle ich rówieśnicy to dzieciaczki błądzące we mgle. Ostatnio u córki była jej koleżanka z klasy i kiedy spędziłam z dziewczynkami trochę czasu w naszej kuchni, ręce mi opadły. Zaczęło się od tego, że wróciły ze szkoły razem, bo umówiły się na wspólną naukę do klasówki.
Były głodne, więc powiedziałam córce, żeby odgrzały sobie makaron, który był w lodówce. Miałam zobowiązania zawodowe i musiałam w ciągu 2 godzin przygotować projekt do pracy, więc poprosiłam je o samodzielne naszykowanie sobie jedzenia. Słyszałam, będąc w pokoju obok, jak w kuchni koleżanka córki komentowała to, że Julka tak dobrze ogarnia gotowanie. Słychać było, że nastolatka jest pod wrażeniem".
Nie umie zrobić kanapki
"Dziewczyny zjadły i poszły do pokoju córki się uczyć. Po jakimś czasie, kiedy ja też już skończyłam pracę, nastolatki przyszły z powrotem. Po Magdę, tę koleżankę, za niecałą godzinę miała przyjechać mama, więc dziewczyny chciały jeszcze coś przekąsić. Zaproponowałam im, żeby zrobiły sobie kanapki. Na to zdziwiona nastolatka spytała: 'Ale same?'. Nie bardzo rozumiałam, o co jej chodzi i gdy spytałam, odrzekła, że jej jedzenie zawsze robi mama.
Totalnie mnie zamurowało. Żeby 14-latce każdy posiłek szykowali rodzice?! Jak to pokolenie ma być odpowiedzialne i samodzielne, skoro prawie dorosła dziewczyna nie umie posmarować kromki pieczywa masłem i położyć na niej sera i warzyw? Za moich czasów takie rzeczy robiły już przedszkolaki na zajęciach technicznych. Ta sytuacja upewniła mnie w tym, że dobrze robię, ucząc dzieci życiowej zaradności" – komentuje Joanna.