Moi synowie ostatni rok są przedszkolakami równocześnie, bo w przyszłym roku starszy zostanie uczniem szkoły podstawowej. Pod wieloma względami to trudny rok w przedszkolu. 6-latek ma nową salę, więcej obowiązków i wymagań, które trzeba wypełnić, przygotowując się do szkoły. Do tego doszły treningi piłkarskie, wypadające mleczaki, szczepienia i wiele innych drobiazgów, które sprawiły, że pierwszy tydzień przedszkola był wyjątkowo stresujący.
Myśląc w wakacje o początku roku szkolnego, marzyłam o tym, żeby dzieci były wreszcie w placówce, kiedy ja będę w pracy spokojnie piła ciepłą kawę podczas przerwy. Okazało się jednak, że nie tylko powyższe elementy mnie zaskoczyły. Do tego wszystkiego doszedł bunt 4-latka i kryzys przedszkolny, który przyszedł znikąd.
Młodszy syn, kiedy zaczął chodzić do przedszkola, długo się adaptował. Zna to pewnie wielu rodziców przedszkolaków: płacz z powodu rozstania, problemy z drzemką na leżakowaniu, tęsknota za mamą w ciągu dnia, poranne dyskusje o tym, jak długo trzeba będzie zostać w placówce. Dzięki temu, że w przedszkolu zostawali obydwaj synowie, 3-latek po pewnym czasie się przyzwyczaił, ale po każdym chorowaniu, feriach itp. poranne rozstania przez pierwsze 2-3 dni znowu bywały trudne.
Tegoroczny sierpień, kiedy przedszkole było nieczynne, spędziłam na oczekiwaniu na wrzesień. Liczyłam na trochę odciążenia w opiece nad dziećmi w ciągu dnia ze strony cudownych nauczycielek synów. Wreszcie nie trzeba będzie kombinować z opieką cioć, babć i dziadków podczas mojej i męża pracy. Nawet nie wiecie, jaka byłam zaskoczona, kiedy drugiego i trzeciego dnia w przedszkolu młodszego syna dopadł kryzys i moja nadzieja na spokój całkowicie prysła.
Z takim płaczem nie zaprowadzałam go do sali nawet w najtrudniejszych momentach adaptacji zeszłorocznej. Ostatnie 3 dni przytulałam, tłumaczyłam, starałam się roztaczać wokół spokój i cierpliwość. Okazało się jednak, że po wakacyjnej przerwie powroty do przedszkola mogą być tak samo trudne, jak pierwsze dni nowo przyjętych przedszkolaków. Nie pomogło nawet to, że latem syn chodził na dyżury i od czasu do czasu bywał przez te 2 miesiące w placówce.
Wiecie, co zadziałało na płacz i smutki kilkulatka? Metoda, o której przypomniałam sobie za sprawą artykułu w naszym portalu. To prosty sposób z rysowaniem na rączce serduszka, czyli guzika przytulania. Rano przed wyjściem do przedszkola na nadgarstkach swoim i synów rysowałam flamastrem serduszko. Ustalaliśmy, że kiedy w ciągu dnia któreś z nas będzie smutne, będzie tęskniło za "resztą stada" albo będzie potrzebowało wsparcia, dotknie paluszkiem narysowanego symbolu. Wtedy pomyślę o synach, którzy tęsknią i wirtualnie ich przytulę.
Uznaliśmy, że to nasz symbol mocy. I wiecie co? Niby taki drobiazg, ale na własnej skórze odczułam, jak ta metoda magicznie działa na dzieci. Mój syn, który jest bardzo emocjonalny i ostatnie 2 dni wchodził do sali zapłakany i/lub nie do końca zadowolony z zaistniałej sytuacji, nagle wszedł tam dziarskim krokiem z uśmiechem na ustach.
Po całym dniu powiedział mi, że dużo przyciskał serduszko, a ja go zapewniłam, że za każdym razem przytulałam go i myślałam o nim. Ta metoda okazała się zbawienna – polecam ją wszystkim rodzicom, bo pewnie u wielu z was adaptacja przedszkolna trwa i też zmagacie się z porannymi smutkami w przedszkolnych szatniach.