Nasza czytelniczka prosiła o anonimowość, a jedyne, czym się z nami podzieliła o sobie to, że jest świecką katechetką nauczającą w szkole podstawowej. Oto jej list: "Teraz wszędzie głośno jest o sporze dotyczącym lekcji religii w szkole. Biskupi mają swoje racje, Ministerstwo Edukacji Narodowej swoje i żadna ze stron nie umie ustąpić. Chciałabym w tej sytuacji podzielić się swoją opinią, jako wieloletnia świecka katechetka, nauczająca w przedszkolu i szkole podstawowej.
Mieszkam i pracuję w niedużym powiatowym mieście i u nas jednak uczniów chodzących na katechezę nie jest jeszcze tak mało, jak w dużych miastach. Z rozmów z innymi nauczycielami wiem, że problem braku chętnych na lekcje religii zaczyna się w szkole średniej. Tam faktycznie w klasach na ok. 30 osób często jest tylko 5-7 osób zapisanych na religię, a większość chodzi na etykę.
Jeszcze 10-15 lat temu tendencja była zupełnie odwrotna, bo na etykę zbierano uczniów z wszystkich klas, a religia była normalnym przedmiotem, który nikomu aż tak nie przeszkadzał. W przedszkolu, w którym mam zajęcia z 5- i 6-latkami, większość dzieci z grup uczęszcza na zajęcia. Myślę, że to często nie wynika z głębokiej wiary rodziców, tylko po prostu religia jest w ciągu dnia, rodzice nie mają jak wtedy dzieci odebrać, bo pracują. Religia jest więc po prostu dodatkowymi zajęciami dla przedszkolaków".
"W podstawówce dzieci od pierwszej klasy w większości chodzą na katechezy, ale część z nich wypisuje się po przyjęciu Pierwszej Komunii Świętej. Wciąż mam nadzieje, że bezpośrednio nie chodzi o te katechezy czy 'odhaczenie' sakramentu, a raczej o to, że od 4 klasy dzieci mają inny system nauczania, więcej obowiązków, przedmiotów i nauki. Może się mylę, nie wiem.
Chciałabym jednak odnieść się nie do sytuacji w szkole, a do słów pani minister Nowackiej, do której dotarły obawy katechetów dotyczące zmian w szkołach od września. MEN ustalił, że w nowym roku szkolnym dyrekcja będzie miała prawo łączyć klasy w grupy, jeśli w danej klasie będzie mniej niż 7 uczniów chcących uczęszczać na religię".
Kobieta jest oburzona postawą szefowej resortu edukacji: "Katecheci są wzburzeni, bo to oznacza często mniej godzin lekcyjnych, więc i mniejsze zarobki dla nich. Dodatkowo daje mi to poczucie, że jestem nauczycielem gorszego sortu. Na ten problem minister Nowacka poradziła, żebyśmy się przebranżowili. Aż mnie zamurowało, jak to przeczytałam.
Ciekawe, co jej zdaniem mam teraz robić? Nauczać muzyki czy może skończyć całe psychologiczne studia i pracować jako szkolny psycholog, bo w wielu szkołach ich brakuje? A może całkiem powinnam zmienić zawód i pójść pracować jako krawcowa albo kasjerka? Kiedy ma się 20 lat stażu pracy, wcale nie jest tak łatwo się przekwalifikować. Wiem, że czasami wystarczy chcieć, ale ja czuję się dobrze jako nauczyciel religii i nie chcę być nauczycielką WF-u czy innego przedmiotu.
To tak, jakbym powiedziała pani Nowackiej, że ona się nie sprawdza jako minister i może powinna się przebranżowić i iść pracować w drukarni czy gdziekolwiek. Jej się wydaje, że to takie proste się przekwalifikować. Niech to powie komuś, komu brakuje dosłownie kilku lat do emerytury i nie ma już sił i możliwości, by teraz nagle po 50. roku życia odbywać całe studia na zupełnie innym niż mój kierunku" – kończy swój list nauczycielka religii.