Wakacje na wsi? Kiedyś to był standard, dziś mało kto tak robi. Dla Ewy to jedno z lepszych wspomnień z dzieciństwa. "Do prababci zjeżdżali się wszyscy kuzyni i było bardzo wesoło. Dziś hasło: 'wakacje na wsi' brzmi tak nudno i obciachowo. Mimo to wysłałam córkę do dalekich krewnych. Jej reakcja dała mi do myślenia" – pisze Ewa.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Wieś? Dla dzieci to farma pod miastem, do której trzeba kupić bilet lub agroturystyka na weekend. Można zwierzątka pogłaskać, ale tak naprawdę ze wsią to nie ma zbyt wiele wspólnego. Moim zdaniem to taka instagramowa wersja na pokaz. Ja spędzałam w gospodarstwie babci całe dwa miesiące i to każdego roku. Trochę trzeba było pomagać, ale wyjazdy te kojarzą mi się głównie z dobrą zabawą z kuzynami.
Nowy pomysł na lato
Ja i kuzyni dorośliśmy, w szkole średniej mieliśmy inne pomysły na lato, potem każdy poszedł w swoją stronę. Spotykamy się co jakiś czas, ale po śmierci prababci też nie było motywacji, by jeździć w tamte rejony. Część rodziny jednak nadal tam mieszka i prowadzi gospodarstwo. Kontakt mamy telefoniczny, ale Pola nigdy tam wcześniej nie była.
W tym roku wakacje to dla nas wyzwanie. Córka poszła do szkoły i nie mamy, jak zapewnić jej opieki na całe lato. Mama zaproponowała więc, że zabierze ją właśnie na wieś do kuzynów. Śmiała się, że w końcu będzie miała motywację, by odwiedzić dawno niewidzianych krewnych.
Pomysł mi się spodobał, choć nie byłam przekonana, jak Pola się odnajdzie w takim miejscu. Dla nas to było oczywiste i nie podlegało dyskusji, że spędzamy tak każde lato. Dziś dzieci są inne.
Nie było nudno
Szczerze mówiąc, myślałam, że po jednym, maksymalnie dwóch dniach zacznie marudzić, że się nudzi. Że będzie dla niej może zbyt specyficznie, by zostać tam aż dwa tygodnie. Tymczasem ona zakochała się we wsi. Ciągle pytała moją ciotkę i wuja o wszystko. Choć w domu nie można się doprosić choćby obsłużenia zmywarki, chętnie pomagała i pytała: czy możne nakarmić cielaki, podebrać kurom jajka, naszykować paszę. Wspinała się na baloty i kąpała się w rzece.
Praktycznie w ogóle nie korzystała z telefonu, nie miała na to czasu, bo całe dnie spędzała na dworze. Już pyta, czy za rok może też tam jechać. Wróciła zupełnie inna, ale przede wszystkim bardzo radosna. Zachwycona ilością bodźców, których doświadczyła, dźwiękami, smakami, zapachami i fakturami. Tak sobie pomyślałam, że właśnie w tym tkwi klucz do dziecięcej radości i nie są do tego wcale potrzebne ekskluzywne hotele all inclusive czy dalekie podróże. Miała dużo swobody i mogła wiele doświadczać.
Czy to atrakcja także dla twojego dziecka? Nie mam pojęcia, ale uważam, że powinno tego spróbować".