Niektórzy z nas oferowany przez hotele pakiet all inclusive błędnie interpretują jako synonim luksusu. A przecież, jak wyjaśnia w rozmowie z WP Kobieta Marzena German, ekspertka ds. turystyki Wakacje.pl, to po prostu trzy posiłki, przekąski i napoje w cenie. Niezaznajomieni z ofertą Polacy mają jednak inne wyobrażenie, a potem dochodzi do awantur.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Polacy w zagranicznych resortach to podobno gbury, pijusy i awanturnicy. Niestety, ale sami sobie przyklejamy te łatki, bo w rankingu najgorszych turystów przygotowanym przez brytyjską agencję badawczą YouGov nie ma nas nawet w pierwszej dziesiątce.
Narzekać to my jednak lubimy. Widać to w historiach, które od początku wakacji zalewają polskie media, widać to też w mailach, które same do nas wysyłacie. Tylko w ostatnim tygodniu pisałyśmy o tym, że:
zdarza się, że na all inclusive brakuje jedzenia, bo kucharze nie są w stanie nadążyć z karmieniem wygłodniałych urlopowiczów
podążamy za tłumem i wybieramy wakacje w miejscu, do którego wcale nie chcemy jechać, ale wydaje nam się modne.
Narzekamy, ale i tak jeździmy
Widać to w historiach, które słyszę od znajomych wybierających tego typu wakacje. "Słuchaj, jaki cyrk, sąsiedzi z pokoju obok urządzili awanturę rezydentce, bo facet poszedł o 24:00 do restauracji i nie został obsłużony, a to przecież all inclusive jest. Okazało się, że typ nie przeczytał w ogóle oferty. Wstyd mi było, co, czytać nie umiał czy co?" – opowiadała mi ostatnio zażenowana koleżanka.
Niby narzekamy, a jednak gros Polaków co roku wybiera właśnie taką formę wakacji. Jak tłumaczy Marzena German w rozmowie z Aleksandrą Lewandowską z WP Kobieta, powód jest jeden: finanse.
– Dzięki temu, że za całe wyżywienie z napojami, przekąskami, ale i dostępem do oferty sportowej i animacyjnej płacimy już w Polsce, możemy lepiej kontrolować budżet. Do tego dochodzi wygoda – na basen czy na plażę nie musimy zabierać portfela, karty czy martwić się brakiem internetu – mówi specjalistka ds. turystyki z Wakacje.pl.
Nie znają oferty i pojawiają się pretensje
Problem w tym, że nasze wyobrażenia mogą mijać się z rzeczywistością. To, że hotelarzom zdarza się oszukiwać klientów, to jedno – ostatnio o swoich przykrych doświadczeniach na all inclusive opowiedział Sewcio znany z "Pamiętników z wakacji". Jednak często jest tak, że oferta jest opisana uczciwie, a po przyjeździe do hotelu pojawia się rozczarowanie. Bywa, że dochodzi do awantur. A wystarczyłoby zapoznać się z warunkami danej oferty.
– Wybierając się na all inclusive, trzeba więc pamiętać, że pakiety mogą się między sobą różnić. Choć popularnie mówimy, że ta forma wyżywienia zawiera w cenie wszystko, to faktycznie odnosi się to do planu: trzy posiłki dziennie, napoje oraz przekąski – wyjaśnia Marzena German. Nie ma tu mowy o fontannach z alkoholem, lokaju na wyłączność i karmieniu winogronami.
– Zakres oferty może być ograniczony godzinowo – np. do godz. 23, ale też rozszerzony na całą dobę w wersji ultra all inclusive. Może obejmować posiłki w restauracjach tematycznych, w których często wymagana jest wcześniejsza rezerwacja, czy dostęp do usługi wellness. Zakres oferty jest każdorazowo dokładnie opisany, dlatego warto przed rezerwacją się z nim zapoznać – uczula ekspertka.
Warto jednak poświęcić chwilę na dokładne zapoznanie się z ofertą, by później uniknąć rozczarowań.