O pokoleniu zetek mówi się, że są bardzo świadome, dbają o swój dobrostan i stawiają na samoopiekę. Nasza czytelniczka twierdzi, że za tym idzie niestety brak empatii i chęci pomocy nawet najbliższym krewnym. Przeczytajcie o sytuacjach z udziałem 20-latków, których świadkiem była Weronika.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nasze doświadczenia sprawiają, że wyrabiamy sobie pozytywne i negatywne opinie w różnych kwestiach. Weronika postanowiła podzielić się tym, jak widzi współczesne pokolenie nastolatków i 20-latków: "Ostatnio ciągle czytam o pokoleniu zet i porównaniach między nim a np. milenialsami. Podkreślacie, że ta generacja jest zupełnie inna niż poprzednie, bo urodziła się w czasach, kiedy internet, smartfony i różne technologie stawały się powszechne i dostępne dla wszystkich.
Wcześniejsze pokolenia wychowały się analogowo i to przede wszystkim je odróżnia. Zetkom przyszło jednak dorastać też w czasach, kiedy wreszcie głośno mówimy o dbaniu o emocje i zdrowie psychiczne, staramy się skupiać na samoopiece i inwestowaniu w swój rozwój. To wszystko sprawia, że generacja Z jest niezwykle świadoma, ale również otwarta i pilnująca swojego dobrostanu.
Wszystko fajnie, ale mam poczucie, że gdzieś w tym wszystkim ci młodzi zgubili wiele cech, których nie brakuje starszym pokoleniom. Mam na myśli przede wszystkim bezinteresowność, empatię, uczynność. Tyle się mówi o naszym narodzie w kontekście właśnie bycia pomocnym, empatycznym – przecież kiedy trzeba było, szturmem ruszyliśmy pomagać Ukraińcom, którzy uciekali przed wojną".
Nie są chętni do pomocy
"Okazuje się jednak, że w codzienności, kiedy jest spokojniej, tej empatii i chęci pomocy jest jakoś mniej. Szczególnie właśnie u młodych. Przykro mi, że będę generalizować, ale mam w swoim otoczeniu dwie młode osoby w okolicach 20 lat i obie mnie tak samo zawiodły, jeśli chodzi o pomoc drugiemu człowiekowi. Może nie wszystkie zetki są takie same, ale trochę mam poczucie, że brak empatii wynika u nich nie tylko z wychowania wyniesionego z domu.
To też ogólne przeświadczenie młodych osób z tej generacji, że to one są najważniejsze i często widzą tylko czubek własnego nosa. Wydaje mi się, że to może być efekt dbania o ich komfort psychiczny i emocjonalny. Uczyliśmy ich, żeby nie przekładali dobra innych ponad swoje, żeby nie mieli potem problemów z 'byciem za grzecznymi'. Teraz wiele młodych ma poczucie, że najważniejsze jest ich dobro, bez zważania na otoczenie. A prawda jest taka, że nasza wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej jednostki" – zaznacza nasza czytelniczka.
"Najważniejszy jest czubek własnego nosa"
Kobieta opowiedziała o dwóch sytuacjach ze swojego otoczenia z udziałem 20-latków. "Ostatnio mąż mojej sąsiadki trafił do szpitala po zawale serca. Karetka zabrała go do najbliższego miasta i mężczyzna od tygodnia jest na oddziale kardiologii. Mieszkamy na wsi, do której latem nie dojeżdżają prawie żadne autobusy (bo jest okres wakacyjny), a ta pani nie ma samochodu i prawa jazdy.
Przez cały tydzień nie miała więc jak pojechać do męża, żeby odwiedzić go, zawieźć mu piżamę itp. Jej dzieci pojechały akurat na wakacje i żadna najbliższa rodzina jej nie pomogła. Sama zaproponowałam jej, że zawiozę ją do szpitala, kolejnym razem zawiózł ją tam mój mąż. Podczas podróży ze wstydem opowiedziała mi o dwójce wnuków, które nie są na wakacjach, a i tak nie mają czasu pomóc starszej kobiecie. Kiedy zadzwoniła do wnuka, wykręcił się chorobą i złym samopoczuciem.
Tego samego wieczoru dowiedziała się przypadkiem od jego dziewczyny, że świetnie się bawią podczas wyjścia na miasto. Wnuk wcale nie był chory, po prostu nie chciało mu się jechać ze starą babcią. Innym razem wnuczka zadzwoniła w ostatniej chwili, że nie zawiezie jej do dziadka, tłumacząc się pracą. Później kobieta przypadkiem spotkała ją w sklepie, jak robiła zakupy z koleżankami i wcale nie wyglądała, jakby była w pracy.
To było wtedy, kiedy zawiozłam ja do szpitala, a potem zaproponowałam, że zrobimy jeszcze zakupy w markecie, żeby nie musiała z wiejskiego sklepu dźwigać sama ciężkich siatek. Te historie o młodych sąsiadka opowiadała z żalem i smutkiem, tym bardziej że to jej własne wnuki. Bardzo to przykre, że młodzi nie mają za grosz empatii dla najbliższych krewnych i przekładają nad pomoc im swój komfort czy lenistwo" – kończy ze smutkiem nasza czytelniczka.
A jakie wy macie zdanie na temat podejścia młodego pokolenia do pomocy? Też wydaje wam się, że zetki nie mają empatii? A może uważacie, ze to kwestia wychowania i przyzwyczajeń wyniesionych z domu, a nie tendencji całego pokolenia? Czekam na wasze opinie: martyna.pstrag-jaworska@mamadu.pl lub: mamadu@natemat.pl.