
Spotkanie w rodzinnym gronie
Agata w swojej wiadomości opowiedziała o niedawnej rodzinnej uroczystości, na której była z mężem i dziećmi: "Niecały miesiąc temu byliśmy na rodzinnym spotkaniu – siostrzenica kończyła 18 lat, więc siostra mojego męża postanowiła zorganizować dla rodziny uroczysty obiad w restauracji. Zaproszona była najbliższa rodzina: prababcia, dziadkowie, ciocie i wujkowie jubilatki. Do tego kilkoro dzieci z najbliższej rodziny, dla których szwagierka zamówiła animatorkę.
Taka uroczystość w gronie najbliższych wydawała nam się świetną okazją do spotkania. Niedzielny obiad w restauracji, kiedy nikt nie musi martwić się o nakrycia, ilość jedzenia i zmywanie, może w spokoju porozmawiać z bliskimi, pobawić się z dziećmi, wręczyć chrześnicy męża prezent jest zawsze miłą opcją. Wiecie, taka niedzielna sielanka" – opowiada nasza czytelniczka. Jej spokój jednak zburzyło zachowanie synka:
"Przerwał ją jednak pewien incydent, a mianowicie nasze młodsze dziecko, które obecnie przeżywa bunt 2-latka. Synek jest dość emocjonalny, staramy się z nim dużo rozmawiać, wszystko cierpliwie tłumaczyć. Ostatnio jednak ma sporo wybuchów złości i płacze. Jednym słowem: syn testuje naszą cierpliwość i sprawdza, na jak dużo rodzice mu pozwolą po takiej 'scenie'.
Na pokładzie bunt 2-latka
Na tej imprezie nie było inaczej. Starsza córka, która ma 6 lat, zjadła obiad i poszła się bawić z innymi dziećmi i animatorką. Syn kładł się na stole i marudził. Normalnie bym pomyślała, że to wynika z potrzeby drzemki, ale przed samym spotkaniem Tymek spał. Było jednak dużo ludzi, ciągle w tle coś się działo, więc widać było, że siedzenie przy stole nie jest mu na rękę. Powiedziałam mu, że jeśli zje choć trochę zupy lub drugiego dania, będzie mógł się iść pobawić tak jak inne dzieci" – opowiada Agata. Mama chłopca przyznała, że synek powoli zaczął sprawdzać granicę swoim zachowaniem:
"On jednak bardzo chciał postawić na swoim, a przy tym próbował wchodzić na stół, zrzucał serwetki i starał się na siebie różnymi sposobami zwrócić uwagę wszystkich. Kiedy próbowałam go powstrzymać, wpadł w złość, zaczął kopać i krzyczeć. Chciałam go uspokoić, ale na niewiele się to zdało, więc wyszłam z nim przed restaurację, by ochłonął trochę bez oceniającego wzroku całej rodziny.
Kiedy razem opanowaliśmy emocje (na Tymka dobrze działa dmuchanie mu na twarz i spokojne liczenie oddechów), wróciliśmy do stołu i syn od nowa zaczął popisywanie się, krzyczenie i dokuczanie innym dzieciom. Po kilkunastu ostrzeżeniach i jego kolejnym płaczu wzięłam go za rączkę i wyszłam stamtąd. Postanowiłam przejść się z nim na spacer do pobliskiego parku i z powrotem, żeby uspokoić jego i swoje emocje".
Chce dać wnukom luz
Kobieta była zaskoczona tym, jak na jej decyzję zareagowała rodzina: "Stwierdziłam, że taka izolacja dobrze zadziała na jego przebodźcowanie. Po chwili Tymek bardzo chciał wracać na salę, więc wytłumaczyłam mu, że jego zachowanie nie jest w porządku i musimy trochę odpocząć od imprezy. Starałam się rozmawiać z nim, o tym, dlaczego nie powinien zachowywać się w taki sposób.
Pochodziliśmy jeszcze chwilę i zaczęła do mnie wydzwaniać rodzina. Szwagierka zadzwoniła spytać, czy zapakować Tymkowi posiłek na wynos (co uznałam za bardzo miłe z jej strony). Później sama zadzwoniłam do jubilatki i przeprosiłam za zachowanie syna. Później zadzwonił mąż z informacją, że będą z córką czekać na nas w aucie. Usłyszałam od niego, że teściowa była oburzona moim zachowaniem. Nie rozumiała, jak mogłam wyjść z imprezy tylko dlatego, że dziecko płakało i było przemęczone hałasem i dużą liczbą gości na obiedzie.
Według niej powinnam zostawić syna, pozwolić mu na wszystko, bo wtedy moglibyśmy w spokoju dłużej posiedzieć. Nie chciało mi się z nią dyskutować, ale według niej moje zachowanie to karanie dziecka i izolowanie od rodziny. Na koniec powiedziała, że jestem bezduszna i bez serca. Widzicie państwo? Teraz jakiekolwiek zasady egzekwowane od dziecka to musztra. A jeszcze 5 lat temu była jedną z tych osób, która narzekała na bezstresowe wychowanie..." – kończy swój list rozżalona czytelniczka.