Kocham teksty w stylu: "w tym wieku to ja już dawno…". I faktycznie, porównując milenialsów i alfy, bez wątpienia wyłania się obraz naszego, bardzo zaradnego, pokolenia. Samodzielne chodzenie do szkoły i powroty, bieganie po podwórku czy robienie zakupów to był standard. Dziś mało który 8-latek robi to sam, ale czy to jego wina?
Jako rodzice z pewnością jesteśmy nadopiekuńczy, ale to cena większej świadomości na temat czyhających zagrożeń. Problem jest jednak jeszcze jeden: inne czasy. I choć to może wyświechtane hasło to świat, w którym dojrzewają nasze dzieci, jest o wiele bardziej skomplikowany niż ten, w którym dorastaliśmy my. Zdałam sobie z tego sprawę, gdy wysłałam dziecko po mleko, a ono wróciło z płaczem do domu.
Dobrze pamiętam z dzieciństwa samodzielne wyprawy po sprawunki. To była świetna lekcja samodzielności. Niby trzeba było "tylko" kupić masło, ale to oznaczało samodzielne przejście przez kilka ulic, pilnowanie pieniędzy, skontrolowanie reszty (bo przecież można było sobie za nią coś kupić), a potem jeszcze bezpieczny powrót do domu. Bardzo chciałam tego też dla moich dzieci, tyle że to znacznie bardziej skomplikowane niż mogłoby się wydawać.
2 lata temu odważyłam się, by puścić córkę do osiedlowego sklepu, pierwsza misja: mleko. Wróciła zdruzgotana i rozżalona. Początkowo byłam przekonana, że ktoś sprawił jej przykrość. Problem tkwił jednak w czymś zupełnie innym. Otóż gdy stanęła przed półką, nie miała pojęcia, co ma kupić: różne ceny, marki, procenty, do tego szeroki wybór mleka roślinnego…
To bardzo spostrzegawcze dziecko, ale w tym sklepie nie ma mleka, które zazwyczaj kupujemy, więc nie bardzo wiedziała, co ma wybrać, bardzo ją to zestresowało. Ostatecznie podjęła dobrą decyzję, ale ogłosiła stanowczo, że muszę być w przyszłości bardziej precyzyjna. Tylko jak?
Oczywiście nadal próbuję ją angażować w robienie zakupów, ale to wcale nie jest takie proste zadanie. Przy dzisiejszej mnogości produktów, bardzo różnych składach czy cenach, które nieustanie się zmieniają (i potrafią być kosmiczne!), wysłanie dziecka po jakikolwiek produkt staje się wyzwaniem.
"Ja to w tym wieku już dawno" przestaje być jakimkolwiek odniesieniem. Przecież nikt z nas jako dziecko nie zastanawiał się nad ceną i składem. Co więcej, pani ekspedientka wiedziała, co mama zawsze bierze, a jak zabrakło kasy, zawsze można było donieść.
To mocno pokazuje, że problem wcale nie tkwi w bezradności młodego pokolenia, ale w tym, że dziś to nam trudniej znaleźć okazje do trenowania samodzielności.
Czytaj także: https://mamadu.pl/181679,tak-dorosli-niszcza-dziecieca-zyczliwosc-sytuacja-z-piekarni-dowodem