W ostatnim czasie opublikowałam w naszym portalu tekst z własnymi spostrzeżeniami i refleksjami dotyczącymi dawania dzieciom klapsów. Wydawało mi się, że temat był już poruszany wielokrotnie i ludzie wiedzą, jakie są realia. Chodziło o to, że z jednej strony klaps jest prawnie zabroniony i klasyfikowany jako przemoc, a z drugiej nadal wiele osób uważa, że to świetna metoda wychowawcza.
Okazało się, że pod postem na naszym Facebooku pojawiła się lawina komentarzy na temat zasadności bicia dzieci. Byłam kolejny raz w szoku przez to, jak wiele osób nadal uważa, że są gorsze metody wychowawcze niż "zwykły klaps". Postanowiłam więc przyjrzeć się też wypowiedziom rodziców (bo to oni w głównej mierze czytają nasze artykuły) na temat przemocy słownej i krzywdzenia psychiki i emocjonalności dziecka za pomocą wypowiadanych do nich słów. Przeczytałam kilkadziesiąt wypowiedzi pod artykułem o zdaniach, których nie powinniśmy mówić dziecku. Chodziło o słowa, które ranią, wyrządzają krzywdę emocjonalną i psychiczną, i podcinają dzieciom skrzydła.
W sekcji komentarzy pojawiły się zarzuty, że gryząc się w język i nie mówiąc do dziecka, że jest głupie, rozpieszczone czy niegrzeczne rodzice wcale nie dbają o jego dobrostan. "Dziecko trzeba przygotowywać na normalne życie, a nie robić z niego płatek śniegu" – napisała jedna z użytkowniczek. Inna dodała: "Omijanie stwierdzeń jest akceptacją tego, co dziecko robi czy jakie jest. Dziecko musi się nauczyć nazywania wszystkiego, co go dotyczy. Trzeba jednak tłumaczyć dziecku, dlaczego tak go nazywamy i dlaczego pewne zachowania są złe, a inne dobre. Dzieci nie są z waty cukrowej, nie są samą słodyczą, a im wcześniej poznają realia życiu, tym dla nich lepiej.
Wypowiedział się też pewien pan: "Uważam, że słowo 'głupi' faktycznie jest troszeczkę nie na miejscu i może być raniące, ale już np. 'leniwa(y)', 'niegrzeczna(y)', 'rozpieszczona(y)', to tak naprawdę nazywanie faktów po imieniu".
Muszę przyznać, że czytając te komentarze, zrobiło mi się naprawdę przykro. Nie chodzi o to, by zamiatać problem pod dywan i negatywne zachowania dziecka lekceważyć i udawać, że ich nie ma. Chodzi o to, by szukać ich głębszego podłoża. Jak chcemy wychować silne, pewne siebie i znające swoją wartość pokolenie, kiedy podważamy porady specjalistów dotyczące słów, których nie należy mówić dzieciom?
W komentarzach pod artykułem o biciu pojawiła się wypowiedź o tym, że od klapsa gorsza jest przemoc słowna, znęcanie emocjonalne i tłamszenie dziecka. Mnie osobiście wydaje się, że zarówno przemoc psychiczna, emocjonalna, jak i przemoc fizyczna są tak samo złe i nie powinno ich w żadnym wypadku być w wychowaniu dziecka. Nadal mamy jako społeczeństwo lekcję do odrobienia. Ogromna liczba rodziców uważa bowiem, że zdania, o których mowa we wspomnianym artykule, wcale nie są AŻ TAK krzywdzące. W komentarzach czytamy, że mówienie dziecku, że jest:
może być w porządku. Dla wielu osób wszystko zależy od danej sytuacji. Pojawiły się głosy, że być może dziecku 3-letniemu nie powiemy, że jest głupie i leniwe, ale takie słowa skierowane do 10-latka mogą być ok, bo zmotywują je do poprawy zachowania. Nic bardziej mylnego – według psychologów, każdy, kto usłyszy takie określenia pod swoim adresem, będzie jeszcze bardziej zdemotywowany do poprawy.
Zarówno małe dziecko, nastolatek, jak i dorosła osoba będą się czuły źle, wiedząc, że ktoś ich widzi w taki sposób. Nikt nie chce być widziany jako leniwy, rozpieszczony czy zły: przecież to wyłącznie negatywne określenia. Szczególnie jeśli takie słowa w kierunku dziecka wypowie jego rodzic – osoba, której najbardziej ufają, w której obecności powinny czuć się najbezpieczniej na świecie.
Kiedy mówimy dziecku, że jest głupie, leniwe czy złe, projektujemy u niego poczucie, że naprawdę takie jest. Tak po prostu działa jego mózg. Zamiast więc motywować je takimi słowami, sprawiamy, że traci wiarę w siebie i również zaczyna wierzyć w to, że ma tylko negatywne cechy. Mówienie, że ktoś jest leniwy, głupi czy rozpieszczony, nie sprawi, że ta osoba (a szczególnie dziecko) spojrzy na sytuację na chłodno i poczuje motywację do poprawy.
Zamiast zaznaczać negatywy, dużo lepiej na rozwój dziecka działa dmuchanie w jego skrzydła i wspieranie pozytywnych cech. Bardzo smuci mnie to, że nadal wielu rodziców tego nie rozumie. W takich chwilach szczególnie czuję misję bycia redaktorką parentingową – chciałabym przebić tę bańkę i sprawić, żeby coraz więcej osób w naszym społeczeństwie zauważało, że taka postawa wychowawcza jest naprawdę krzywdząca. Mam nadzieję, że w końcu dożyjemy czasów, w których to będzie dla wszystkich oczywiste.