Przedszkolne realia
Każdego dnia odprowadzam dwójkę moich dzieci do przedszkola i podczas przebierania w szatni wielokrotnie mam okazję słyszeć różne słowa, które rodzice kierują do dzieci, i obserwować ich zachowania. Nie ukrywam, że wiele z tych sytuacji bywa inspiracjami do moich artykułów, daje początek refleksjom na temat rodzicielstwa, wychowania dzieci i opieki nad nimi.
Ostatnio rozmawiałam z mamą dziecka, które jest w grupie z moim synem. Taka luźna rozmowa o przedszkolakach i realiach przedszkolnych. Zaczęło się od tego, że jedna z nauczycielek odchodzi na emeryturę i wszyscy bardzo będziemy za nią tęsknić w przyszłym roku: zarówno dzieci, jak i rodzice. To niezwykle ciepła, uśmiechnięta pedagożka, która ma świetne podejście do dzieci i włożyła ogrom serca w pracę z nimi przez kilka ostatnich lat.
Mama chłopca przyznała, że nie umie sobie wyobrazić, jak będzie w przyszłym roku wyglądało chodzenie jej dziecka do placówki. Wspomniana pani ma wśród dzieci autorytet, posłuch, maluchy ją uwielbiają i chętnie współpracują z nią. Obie doszłyśmy do wniosku, że wrzesień 2024 może być ciężki dla naszych kilkulatków, szczególnie że ich grupa jest wyjątkowo wrażliwa i zżyta z nauczycielką.
Nauczyciel jest autorytetem
W trakcie naszej rozmowy znajoma podała przykład tego, jak jej syn czuje respekt do wspomnianej nauczycielki. Opowiedziała o tym, że żałuje jej odejścia na emeryturę, bo to jedna z niewielu osób, których jej syn naprawdę słucha. Przytoczyła sytuację, że kiedy chłopiec w domu nie chce sprzątać zabawek lub nie współpracuje z rodzicami w jakiejś innej kwestii, jego mama mówi mu, że zadzwoni do tej nauczycielki.
Wspomniała, że poprosi ją o pomoc, ale też poinformuje, że 6-latek nie słucha się rodziców w domu. Mówiąc wprost: ta mama sięga po wypracowany autorytet nauczycielki, by wesprzeć siebie, bo nie umie poradzić sobie z zachowaniem dziecka.
Poczułam, że to kiepski sposób wychowawczy i postanowiłam jej o tym delikatnie powiedzieć. To nie tylko krzywdzące wobec dziecka, ale również w stosunku do tej nauczycielki i jej relacji z chłopcem. Dziecko bowiem, zamiast autorytetu, będzie czuło strach i będzie bało się wychowawczyni, która w domu stanie się postrachem.
Strach zamiast szacunku
Nauczycielka na pewno odczuje to, że współpraca z chłopcem jest inna, bo zamiast czuć respekt do niej, ale równocześnie sympatię, stanie się dla niego synonimem strachu, czegoś najgorszego. Ucierpi na tym ich relacja, a później możliwe, że wpłynie to także na chęć chodzenia dziecka do przedszkola. Właściwie takie straszenie autorytetem nauczyciela jest złe na wielu poziomach i taki "odcisk" może w dziecku utrzymywać się jeszcze przez długie lata podczas nauki w szkole.
Nie jestem psychologiem, ale uważam, że takimi słowami ta kobieta robi swojemu synowi krzywdę i psuje naprawdę fajną relację, jaką ma on z wychowawczynią. Rodzice, nie straszcie osobami z autorytetem swoich dzieci. Wiem, że czasami brakuje nam narzędzi do wyegzekwowania czegoś od nich, ale są naprawdę inne metody na tę współpracę. Straszenie kilkulatka kimś, kogo szanuje i czuje do niego respekt, sprawi, że zepsujecie tę relację i zaszkodzicie wszystkim, także samym sobie.