"Na polskiej porodówce wcale nie suchy chleb jest najgorszy, a brak empatii, lekceważenie, umniejszanie, opieszałość, procedury ważniejsze niż stan pacjenta oraz przemoc", tak w dramatycznym wpisie na Instagramie popularna influencerka Magda Cygan opisuje swój drugi poród. Całość dopełnia poruszające zdjęcie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kiedy czytam o porodzie jako o "mistycznym doznaniu", "metafizycznej łączności z Matką Naturą" czy nawet "doświadczeniu duchowego orgazmu" (serio!), unoszę brwi w powątpiewaniu. Bliżej mi do narracji takiej jak ta w najnowszym instagramowym poście Magdy Cygan.
Piekło bezradności wobec lekarskiej znieczulicy
"Odczłowieczona i odarta z godności. Tak po raz drugi zostałam mamą.
Na polskiej porodówce wcale nie suchy chleb jest najgorszy, a brak empatii, lekceważenie, umniejszanie, opieszałość, procedury ważniejsze niż stan pacjenta oraz przemoc.
Nie korzystam z NFZ, nie wiem, co mi do głowy przyszło, by uwierzyć, że dziś porodówki są bezpieczne. Syna rodziłam w 2018 roku w szpitalu prywatnym, ze strachu. (...)
W prywatnym szpitalu, gdy rodziłam syna, widziano we mnie człowieka, uszanowano moje odmowy oraz prośby, a w publicznym potraktowano jak rybę bez głosu, którą można zostawić tracącą przytomność, by wiła się w bólu i ślizgała na własnych płynach, bo już nie warto zmieniać podkładów. Na nic moje i męża prośby 'pomóżcie'.
Czuję się oszukana i skrzywdzona. Przeszliśmy z mężem piekło bezradności wobec lekarskiej znieczulicy. Ale to nie nam się wstydzić.
Przeżyłam, przeżyliśmy. Bo człowiek jest w stanie przeżyć wszystko. Moja córka urodziła się lekko podduszona, z obniżonym napięciem mięśniowym. Wiem, że można nam było oszczędzić. Ale nie w tym kraju, nie w tym opresyjnym wobec kobiet systemie (...)".
To nie jest jednostkowe doświadczenie
O tym, że przykre doświadczenia na polskich porodówkach nie są udziałem jednostek, lecz wielu Polek, słyszymy od lat. I chociaż wiele się zmieniło, m.in. dzięki działalności Fundacji Rodzić Po Ludzku i wprowadzeniu Standardów opieki okołoporodowej, łamanie praw pacjentek nadal ma miejsce na oddziałach położniczych. W 2021 roku "Dziennik Gazeta Prawna" informował na podstawie rządowej diagnozy, że 55 proc. szpitali publicznych nie gwarantuje pacjentom prawa do intymności i godności w czasie porodu i po nim, a żadna placówka nie spełnia wymogów standardów okołoporodowych.
Rodzące skarżą się, że muszą prosić się o rzeczy, które im się wg prawa należą, a położne i lekarze na porodówkach często odnoszą się do pacjentek niegrzecznie: – Najczęstszym problemem zgłaszanym do nas przez kobiety jest brak empatii podczas rozmów z personelem medycznym. Szwankuje komunikacja. Kobiety są wyśmiewane, traktowane bez szacunku, muszą znosić niewybredne komentarze – mówiła prezeska Fundacji Rodzić Po Ludzku Joanna Pietrusiewicz.
O tym, że takie doświadczenia nie dotyczą jednostek, świadczą też komentarze internautek pod postem Magdy Cygan:
"Przytulam, przeżyłam to upokorzenie, kiedy rodziłam syna".
"Byłam tam. Rozumiem. Przytulam Cię".
"Straszne czytać takie rzeczy w dzisiejszych czasach... Ale ja mam podobne przeżycia... I nie przesadzam. Ogromny ból, wstyd i nadzieja, że może kiedyś zapomnę. Położne, czy starsze kobiety, czy młode stażystki – ta sama przerażająca pustka i totalna znieczulica".
"Czytam to wszystko i jakbym widziała siebie 5 lat temu".
"Coś strasznego. Niestety właśnie dlatego nigdy nie zdecyduje się na drugie dziecko, bardzo ciężko się to czyta. Wspomnienia wracają…".
To ludzie się liczą, nie szpital
Wśród komentarzy znajduję i taki, który krzepi: "Ja akurat z porodu na NFZ jestem bardzo zadowolona, było idealnie. Czułam się zaopiekowana, bezpieczna, miałam zagwarantowaną prywatność i świetne warunki, a nasza położna była najwspanialsza".
Ja również rodziłam raz w szpitalu państwowym, a raz w prywatnej placówce, która miała umowę z NFZ. Dwa różne doświadczenia, na szczęście żadne tak traumatyczne jak to opisane przez Cygan. Personel na oddziale państwowym był poprawny: robił to, co do niego należało i nic poza tym. Żadnych empatycznych czy ludzkich odruchów, ot, mechaniczne wypełnianie obowiązków.
Na prywatnym oddziale uśmiechy i troska, ale już kiedy pojawiły się komplikacje – pozostawienie rodzącej z jej emocjami samej sobie plus wzbudzanie w niej winy. Może więc to nie tyle miejsce, ile ludzie robią różnicę. Jeśli nie wyjdziemy poza schemat, nie dostrzeżemy w rodzących człowieka, żadne luksusy i status szpitala tego nie zmienią.