Czasami dzieci podczas zakupów zupełnie nie mają ochoty współpracować. Rodzice, będąc z nimi w sklepie, muszą wtedy wspinać się na wyżyny cierpliwości, gdy kolejny raz słyszą płaczliwe: "Kup mi to!". Przeczytajcie opowieść poruszonej czytelniczki, która była świadkiem reakcji matki na płacz dziecka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Byłam ostatnio w dyskoncie na cotygodniowych dużych zakupach. Niestety nie miałam innej możliwości, więc pojechałam tam z dwoma córeczkami w wieku przedszkolnym. Kto kiedykolwiek robił zakupy z dwójką kilkulatków, zrozumie mnie bez słów. Od momentu wejścia do sklepu byłam na naprawdę wysokich obrotach: musiałam upilnować dzieci, odpowiadać na ich pytania i prośby, a przy tym krążyć między alejkami i wkładać do koszyka wszystkie produkty z listy zakupów" – zaczyna swoją wiadomość do redakcji Monika.
"Kiedy udało się znaleźć na sklepowych półkach wszystko, co potrzebne, skierowałam kroki w stronę kasy. Tam okazało się, że niestety jest kolejka, więc będziemy musiały poczekać. W przypadku moich dzieci chwila bez ruchu nie jest możliwa, więc dziewczynki w kolejce zaczęły skakać, chodzić wkoło, a ja coraz bliżej byłam napadu irytacji i nerwów.
Zawsze w takich chwilach staram się je jakoś zająć, żeby nie robiły dookoła siebie zbyt dużo hałasu i nie przeszkadzały innym kupującym. Zaczęłyśmy grać w 'Jaki widzisz kolor' i wyszukiwać w otoczeniu przedmioty w danych barwach – to zawsze zajmuje je chociaż na kilka minut. Modliłam się o to, by ta krótka zabawa wystarczyła nam na czas oczekiwania".
"Ja to chcę!"
Monika opowiedziała o sytuacji, której była świadkiem w kolejce: "Minęła chwila i usłyszałam za sobą płacz dziecka. Instynktownie się odwróciłam i zobaczyłam kobietę z płaczącym maluchem. Chłopiec miał około 4 lat, złościł się, tupał i płakał. Wyglądało na to, że bardzo chce jakąś rzecz, której mama (lub opiekunka) nie chce mu kupić. Trzymali się za ręce, a kobieta przewracała oczami za każdym razem, gdy słyszała: 'Kup mi to!'. Widziałam, że nachylała się nad dzieckiem i coś mu tłumaczyła.
W międzyczasie zaczęłam wyjmować produkty z koszyka na ladę razem z córkami. Kiedy zapłaciłam i pakowałam zakupy, kobieta stanęła tuż obok mnie i czekała na zeskanowanie produktów. Chłopiec nadal się złościł. Nagle jego opiekunka pochyliła się nad nim i przez zaciśnięte zęby powiedziała: 'Uspokój się już. Mam cię tu zostawić i sobie pójść?!'.
Nie straszcie tak dzieci
"Aż mnie zmroziło, gdy usłyszałam te słowa. Sama nie jestem święta, czasami zdarzy mi się krzyknąć na dzieci i zirytować się ich zachowaniem. W życiu jednak bym nie wpadła pomysł, by grozić córkom, że zostawię je gdzieś same. Przestraszyło mnie to. Tak samo, jak pewnie i tego chłopca.
Wiem, że moje dzieci byłyby przerażone, słysząc takie słowa. Sama, będąc dzieckiem, usłyszałam podobną groźbę od bliskiej mi osoby i do dziś noszę tamten strach w głowie i sercu. Ufasz komuś, czujesz się przy nim bezpiecznie, wierzysz, że chce dla ciebie jak najlepiej. A ta osoba w akcie złości na twoje zachowanie mówi, że ma dosyć i zostawi cię na pastwę obcych ludzi i niebezpiecznego, nieznanego otoczenia.
Nawet nie chcę sobie myśleć, co musiało poczuć to dziecko. Apeluję do rodziców i opiekunów: nie mówcie tak do swoich dzieci. To może wywołać u nich lęki i traumę. Wiem, że czasami trudno znosić negatywne zachowania i cierpliwości zaczyna brakować. Pomyślcie jednak o tym, czy na pewno chcecie skrzywdzić psychikę i emocje dziecka" – kończy swoją wiadomość czytelniczka.