Nauka samodzielności jest ważnym elementem rozwoju przedszkolaka. Jednak zachęcanie dziecka do pomagania w codziennych, domowych obowiązkach, ubierania się, mycia zębów czy sprzątania swoich zabawek to co innego niż... prace domowe zadawane w przedszkolu. O takiej praktyce napisała do nas Natalia, mama 5-latka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zgodnie z podstawą programową wychowania przedszkolnego dziecko przygotowane do nauki w szkole: "wykonuje czynności, takie jak: sprzątanie, pakowanie, trzymanie przedmiotów jedną ręką i oburącz, małych przedmiotów z wykorzystaniem odpowiednio
ukształtowanych chwytów dłoni, używa chwytu pisarskiego podczas rysowania,
kreślenia i pierwszych prób pisania". Pierwszych prób!
Przedszkolak nie jest gotowy na pisanie
Przedszkolaki nie są gotowe na samodzielne przepisywanie książek do zeszytu, nawet "Kici Koci". Nie są nawet gotowe na zapisywanie prostych zdań czy słów. Ba, nawet pojedyncze literki mogą sprawiać im trudność – i nie ma w tym nic dziwnego czy niepokojącego.
Rączka 4- czy 5-latka nie jest przygotowana do tego, by zawsze prawidłowo trzymać kredkę czy ołówek i zapisywać literki z perfekcyjnymi "brzuszkami". Jakiś czas temu pisałyśmy o zdjęciu opublikowanym na facebookowym profilu Akademii Junior. Widać na nim porównanie dłoni 5- i 7-latka. Dłoń przedszkolaka nie jest w pełni uformowana, wciąż się rozwija, dlatego najlepszym sposobem, by przygotować malucha do pójścia do szkoły, jest zabawa: kolorowanie, malowanie, robienie wycinanek, lepienie z plasteliny czy masy solnej.
Choć w przedszkolu, do którego chodzi syn naszej czytelniczki Natalii, takie zabawy są codziennością, w tym roku pojawił się jeszcze jeden element nauki: prace domowe.
Chcą uczyć dzieci samodzielności
"Dzień dobry, chciałabym poznać punkt widzenia innych mam i może ktoś się wypowie. Syn jest w starszakach, w przyszłym roku idzie do zerówki. Ma 5 lat. Chodzi do przedszkola od dawna i zawsze bardzo dobrze się w nim czuł, nie mieliśmy jakichś większych problemów z adaptacją. Problemy zaczęły się w tym roku, kiedy pojawiły się zadania domowe.
Nie wiem, czy to jakaś nowość, czy tak było zawsze w grupie starszaków, ale od tego roku syn dostaje raz w tygodniu zadanie domowe. W przedszkolu dzieciaczki mają takie dwa zeszyciki, cienkie, 16-kartkowe. W jednym uczą się literek, w drugim cyferek. A dodatkowo pani przygotowuje im takie jakby karty pracy z poszczególnymi literkami czy cyferkami i takie karty dostają do domu.
To nie jest nic skomplikowanego, jest zawsze duża literka albo cyferka, są strzałki, żeby pokazać, jak trzeba prowadzić ołówek itp. Jest też jakiś obrazek do pokolorowania i kilka linijek do zapisania literki albo jakiegoś słowa. Ostatnio była literka D, więc był taki mały domek i właśnie słowo dom. Na początku syn chętnie rozwiązywał takie karty pracy, ale ostatnio w ogóle nie chce tego robić.
Jak zobaczyłam, jak się męczy, to właśnie tak wtedy pomyślałam, że przecież to jest strasznie głupie i nie będę go do tego zmuszać. Bo to niby ma być taka zabawa, ale po głębszym pomyślunku doszłam do wniosku, że przecież to za wcześnie. Pani nam tłumaczyła na zebraniu w przedszkolu, że to sposób na naukę samodzielności i systematyczności, które będą ważne w szkole. Ale to dopiero za dwa lata!
Widzę, jak Kubuś się męczy, jak cierpi z tym ołówkiem w rączce. Ja tam go do tego nie zmuszam, zawsze pytam, czy ma ochotę rozwiązać zadanie, ale właśnie zauważyłam, że jego ta rutyna męczy. Poza tym to jeszcze maluch, już zdarzyło mu się kilka razy zapomnieć tej kartki do domu i potem się też tym stresował, kiedy inne dzieci przyniosły swoje, pokolorowane i wypełnione, a on swojej w ogóle nie miał, bo gdzieś się zawieruszyła.
Powiedzcie mi, czy to jest normalne i czy może powinnam porozmawiać jakoś z paniami. Dzieci nie są zmuszane do tych prac, to takie dla chętnych bardziej, ale to chyba i tak nie jest normalne".