Po rozpoczęciu roku szkolnego w szkołach i przedszkolach organizowane są zebrania, żeby ustalić z rodzicami plan pracy z dziećmi. Jeśli rodzic nie może być na takim spotkaniu, a chce porozmawiać indywidualnie z nauczycielem, najczęściej jest odsyłany na tzw. "godziny czarnkowe", czyli dyżury nauczycieli dla uczniów i rodziców. Tylko że te odbywają się w środku dnia i trzeba brać urlop w pracy, by na nie przyjść.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Jestem zszokowana tym, jak w ostatnim czasie funkcjonują placówki edukacyjne. Te zasady, które wprowadza Czarnek, to normalnie postawienie wszystkiego na głowie i traktowanie zarówno uczniów, ich rodziców, jak i nauczycieli jak kogoś bez mózgu. Muszę się podzielić pewną sytuacją, do której doszło w przedszkolu mojego dziecka" – zaczyna swój list Renata.
"Jestem matką dwójki przedszkolaków: 4- i 6-latka, które chodzą do jednej placówki. W tym tygodniu zaczęły się zebrania z rodzicami, żeby ustalić wszelkie kwestie dotyczące organizacji w nowym roku szkolnym. Na szczęście każdy rocznik ma zebrania innego dnia, dzięki czemu udało się uniknąć problemu spotkań o tej samej godzinie u dwójki dzieci. W zeszłym roku właśnie tak było i musiałam mocno kombinować, żeby zaliczyć oba spotkania (na co dzień samodzielnie zajmuję się dwójką dzieci).
W tym roku okazało się, że jest inny problem – u starszego syna zebranie jest w tej samej godzinie, o której mam ważną wizytę u ortopedy. Nie da się jej odwołać, więc postanowiłam umówić się z wychowawczynią dziecka na indywidualne spotkanie, żeby wiedzieć o wszystkich kwestiach, jakie zostaną poruszone na zebraniu".
Godziny czarnkowe
Mama przedszkolaków usłyszała informacje, które ją zaskoczyły: "Kiedy któregoś dnia, odbierając synka, zapytałam nauczycielkę o to, kiedy mogłybyśmy się spotkać, dowiedziałam się, że nauczyciele mogą spotkać się z rodzicami tylko w godzinach czarnkowych. Uważam, że powinnam z nią porozmawiać, bo na ogłoszeniu o zebraniu był dopisek, że jest obowiązkowe. Skoro więc nie mogę być na zebraniu, to rozumiem, że muszę je jakoś odrobić i dowiedzieć się wszystkiego, co zostanie na nim powiedziane.
Godziny czarnkowe w przedszkolu oznaczają mniej więcej tyle, że jedyne godziny, w jakiej wychowawczyni może się ze mną spotkać i porozmawiać, to 11:00 lub 13:00 w środy. Wcześniej jednak trzeba też się na te godziny z nauczycielką umówić, bo czasem przychodzi po kilkoro rodziców, którzy chcą indywidualnie porozmawiać o swoim dziecku, jego zachowaniu w przedszkolu i rozwoju".
To jest chory system
Kobieta jest zdenerwowana, bo przez nieracjonalne godziny dyżurów, ona musi brać urlop w pracy: "Wiem, że nauczyciele te godziny dla rodziców i dzieci zwykle ustalają sobie w czasie okienek (w szkołach) albo gdy kończą zmianę w przedszkolu. Stąd pewnie tak wczesne godziny, bo nauczycielka ma w środy rano zajęcia z grupą mojego dziecka. Dlaczego jednak ma to wyglądać tak, że jeśli chcę się czegoś dowiedzieć o dziecku i pracy przedszkola, to muszę dosłownie brać urlop wypoczynkowy w pracy?
Czy indywidualne spotkania nie powinny polegać na jakimś dostosowaniu się do siebie i elastyczności? Jakoś zebrania dla wszystkich rodziców mogą się odbywać po 16:00, kiedy przedszkole ma pewność, że rodzice będą po pracy. A godziny czarnkowe wciskają w środek dnia, przez co mało kto z nich realnie korzysta. Dla mnie to jakaś kpina, bo teraz muszę brać urlop, żeby pójść do przedszkola na krótką rozmowę z wychowawczynią tylko dlatego, że nie mogę być na zebraniu" – kończy list nasza czytelniczka.