Marzyłam o córce. Kiedy ją urodziłam, słowa sąsiadki doprowadziły mnie do łez
Redakcja MamaDu
29 września 2023, 13:39·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 29 września 2023, 13:39
Z sąsiadami to najlepiej na zdjęciu się wychodzi. A nie, to o rodzinie przecież! To co z sąsiadami? Wielu z nas wolałoby chyba w ogóle nie mieć z nimi do czynienia. Na pewno Kasia, która napisała do nas o tym, jak pozornie niewinna uwaga z ust jej sąsiadki, sprawiła jej ogromną przykrość i zmąciła radość z tego, że niedawno urodziła córeczkę. Czy wy też słyszałyście takie zdania?
Reklama.
Reklama.
"Dwa miesiące temu urodziłam upragnioną córkę. Zosieńkę. Zawsze chciałam mieć córkę. Nawet nie mogłam sobie wyobrazić, że mógłby być chłopak. Mąż też marzył o córce, dobrze się dobraliśmy. No i udało się! Dzień, w którym na badaniu USG, lekarz powiedział, że to będzie dziewczynka, był chyba najszczęśliwszym w moim życiu.
Ciążę miałam niestety trudną. Już od połówkowego USG musiałam leżeć, bo skracała się szyjka macicy i było już małe rozwarcie. Potem doszła do tego cukrzyca ciążowa i musiałam sobie sama robić zastrzyki z insuliną. Jakby tego było mało, na koniec przyplątała się cholestaza ciążowa i położyli mnie na patologii ciąży.
Ale dla mojej wymarzonej i wyczekanej córeczki było warto. Zrobiłabym to jeszcze tysiąc razy, żeby tylko móc trzymać ją w ramionach. Poród był w sumie łagodny i szybki, więc tu nie mam na co narzekać. Mąż był przy mnie, przeciął pępowinę.
Zosieńka jest oczkiem w głowie całej naszej rodziny. Świata poza nią nie widzimy. Dziadkowie i babcie też. Malutka po prostu oddycha miłością każdego z nas. Każdy chce się nią zajmować. Mąż jest wspaniały, bardzo uczestniczy w opiece nad małą. Jest właściwie bezproblemowa, ładnie je, przybiera na wadze, nawet sypia całkiem dobrze. Dużo się tulimy i nosimy, chodzimy na spacerki.
I właśnie podczas ostatniego spaceru spotkało mnie coś, co doprowadziło mnie do łez. Sama nie wiem, czy ze smutku, czy złości, ale obstawiam w sumie to drugie. Mamy taką wredną sąsiadkę w bloku, która zawsze się do czegoś przyczepia. A to nie podobało jej się, że robiliśmy remont. A to krzyczała na innego sąsiada, bo postawił przed drzwiami hulajnogę dziecka. Ciągle coś, taka zgorzkniała baba, która nie ma własnego życia.
Tak, wiem, że to niemiłe tak o kimś pisać, ale naprawdę jej nie lubię i mam swoje powody, a teraz nawet jeszcze większe! Otóż na tym spacerze, tuż przed klatką schodową natknęłam się na tę sąsiadkę. Ona jeszcze nie widziała Zosieńki, więc jak mnie zobaczyła z wózkiem, to od razu powiedziała: 'No właśnie słyszałam płacz dziecka, więc domyśliłam się, że pani już urodziła'.
I nachyliła się nad wózkiem i mówi: 'Ładny maluszek. Chłopiec czy dziewczynka?'. Jakby nie widziała, że kocyk i czapeczka są różowe! No to mówię, że dziewczynka. Zosieńka. Na co ona: 'No, ślicznie, ślicznie, to tatuś musi być zachwycony, że córeczka!'. Zatkało mnie. A ja to niby co? Nie? Więc mówię tej kobiecie, próbując się uśmiechnąć, że tak, że oboje jesteśmy zachwyceni.
A ta na to: 'No tak, ale wiadomo, że córeczka to tatusia. To teraz jeszcze pani musi sobie syna zrobić!'. No serio, zaniemówiłam! Coś wymamrotałam i poszłam dalej z wózkiem. Ale aż się cała trzęsłam! Co za wredne babsko! To ja całą ciążę cierpiałam, dbałam i chuchałam o tę moją córeńkę, a tu taki babsztyl mi oznajmia, że ona jest tatusia, a nie moja!
Aż się popłakałam z tej złości. Ludzie są tacy głupi i bezmyślni. A te ludowe mądrości to już w ogóle. I wiem, że to bez sensu, ale teraz jestem zazdrosna, kiedy mąż się małą zajmuje. Tak mi to ta baba zepsuła, że nie wiem. Czuję się, jakbym nie miała prawa tak bardzo kochać córeczki jak on. Wiem, że to bez sensu i zaraz mi przejdzie, ale chciałam się wyżalić i wylać z siebie tę złość na głupią sąsiadkę. Szkoda, że ludzie nie myślą, co mówią!".