Ogródek restauracji, w której bawiły się dzieci.
Kelner w restauracji zwrócił rodzicom uwagę z powodu biegających dzieci. fot. Albin Marciniak/East News
REKLAMA

Głośno w restauracji? To moje dzieci

"Byłam ostatnio z mężem i dwójką dzieci w restauracji. Zawsze takie wyjścia napawają mnie lękiem, bo 3- i 5-letnie chłopaki bywają żywiołowe, głośne, a czasem burzliwie się kłócą. Jak to dzieci – czasem się kochają i wspólnie śpiewają piosenki, za 10 minut są wrogami numer jeden i dają sobie ukradkowe kuksańce pod stołem" – rozpoczyna swój list Renata, mama dwójki przedszkolaków.

"Staram się ich za bardzo nie strofować i nie ograniczać, bo wierzę, że dawanie dziecku wolności i wyborów to część wychowania, za które kiedyś mi podziękują. Tym razem poszliśmy w weekend na obiad do restauracji, bo było wyjątkowo upalnie i zupełnie nie mieliśmy ochoty na gotowanie w domu, w którym i tak było dość gorąco. Moje żywiołowe dzieci oczywiście siedziały przy stoliku i coś tam sobie opowiadały po cichu".

To niebezpieczne

Kobieta opowiada, jak w dalszym ciągu przebiegała wizyta w restauracji: "Nagle zadzwonił do mnie ktoś z pracy, więc musiałam na chwilę wyjść z lokalu, żeby odebrać telefon. Cała rozmowa zajęła mi maksymalnie 5 minut, a gdy wróciłam do stolika, moich dzieci przy nim nie było – mąż poinformował mnie, że bawią się w kąciku dla dzieci. Zaczęliśmy więc rozmawiać o różnych rodzinnych sprawach, m.in. o tym, że od września nasz 3-latek idzie do przedszkola.

Omawialiśmy czego jeszcze będziemy potrzebować i co trzeba kupić dzieciom przed 1 września. Tak się zaaferowaliśmy rozmową, że przestaliśmy w którymś momencie kontrolować, co robią dzieci w kącie wyznaczonym do zabawy. Bardzo szybko jednak się ocuciliśmy, kiedy do stolika podszedł jeden z kelnerów. Uprzejmie, ale dobitnie, zwrócił nam uwagę, że dzieci zachowują się nieodpowiednio w lokalu i że jest zmuszony poinformować nas o tym, że to niebezpieczne".

Ryzyko wypadku w lokalu

Mama przedszkolaków przyznaje, że się przestraszyła: "Przerażona zerwałam się na równe nogi. Okazało się, że kilkulatki biegały między sąsiadującymi z kącikiem stolikami. Ganiały się z jakąś zabawką i zaśmiewały do rozpuku. Wydawało mi się to dość niewinne, ale kelner powiedział o jednym aspekcie, o którym nie pomyślałam. Mianowicie, chodziło o to, że bieganie nie tylko przeszkadza gościom, ale jest niebezpieczne.

Podłoga w restauracji wyłożona była śliskimi płytkami, na których łatwo się pośliznąć, a dodatkowo na trasie dzieci chodzili kelnerzy z tacami. Temu, który podszedł do nas, chodziło o to, że najczęściej na tacach są gorące dania, które podczas upadku mogą bardzo dotkliwie poparzyć maluchy. Jeśliby doszło do zderzenia, mogłoby dojść do naprawdę groźnego wypadku.

Przyznaję, że w ogóle o tym nie pomyślałam, bardziej dbając o swobodę i wolność moich dzieci. Przeprosiłam kelnera i poszłam po dzieci. Wróciliśmy do stolika, bo akurat kelnerka przyniosła nasze zamówienia. Podczas jedzenia rozmawiałam z dziećmi i udało nam się dogadać, że bieganie w lokalu nie jest najlepszym pomysłem" – kończy swój list nasza czytelniczka.

Czytaj także: