Zachowanie rodzin z dziećmi w restauracjach to temat, który w wielu osobach wzbudza wiele emocji. Niektórzy są zdania, że dzieci w restauracji to zło. Inni uważają, że powinny normalnie przebywać z rodzicami w takich miejscach, bo to codzienny element życia. Przeczytajcie historię Beaty, która była świadkiem nieprzyjemnej sytuacji w restauracji z udziałem ojca małych dzieci.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Przez ostatni tydzień byłam na urlopie w górach razem z mężem i dwójką dzieci: 6-letnim synem i 10-letnią córką. To o tyle istotne w tej historii, że sama jestem rodzicem i wiem, jak wyglądają wakacje z dziećmi, jak czasem pójście na jakieś atrakcje czy nawet do restauracji bywa trudne. Szczególnie jeśli ma się dość małe dzieci, które jeszcze same nie są w stanie panować nad swoimi emocjami i zachowaniami" – rozpoczyna swój list nasza czytelniczka Beata.
"Na sam koniec naszych wakacji w Zakopanem, czyli w miniony weekend, postanowiliśmy uczcić udany wyjazd pyszną kolacją w jednej z bardzo polecanych restauracji. Jest to miejsce z klimatem, ale również dość eleganckie, gdzie dania nie są fast foodem, więc i ceny nie są najniższe. Uznaliśmy, że będzie to świetne zwieńczenie wakacji. Nasze dzieci były zachwycone jedzeniem i obsługą, a także góralską kapelą, która przygrywała m.in. na skrzypcach".
Małe dzieci brudzą podczas posiłków
Kobieta opowiada o tym, jak przebiegał wieczór przy jednym z pobliskich stolików: "Miły wieczór zepsuła nam jednak naprawdę nieprzyjemna sytuacja, do której doszło podczas naszej kolacji. Przy stoliku niedaleko nas siedziało młode małżeństwo również z dwójką dzieci, ale były to dużo młodsze maluchy niż moje.
Niemowlak siedział w foteliku do karmienia, starszy chłopczyk mógł mieć około 2-3 lata i zajadał makaron. Przy okazji bawił się też jedzeniem, odgrywał jakieś scenki z użyciem jedzenia. Nie był przy tym głośny, więc patrzyłam na niego z serdecznością.
Młodsze dziecko również w spokoju jadło, choć jak to niemowlak – robiło wokół siebie sporo bałaganu. Widziałam, że po zakończeniu posiłku, pod stołem było naprawdę sporo rozrzuconego jedzenia".
Bezczelność i roszczeniowość
Nasza czytelniczka opowiedziała też, jak na bałagan zareagowała obsługa restauracji i ojciec dzieci: "Kiedy do ich stolika podeszła kelnerka z rachunkiem również zwróciła na to uwagę i poprosiła uprzejmie klientów o uporządkowanie po sobie przestrzeni wokół stolika. Wtedy usłyszałam monolog ojca tych dzieci, który bezczelnym tonem powiedział kelnerce, że chyba to obsługa jest od utrzymywania porządku po klientach.
Następnie dodał, że płaci tak wysoki rachunek, że ktoś mógłby to trochę ogarnąć po jego rodzinie i że kelnerka zapewne zarabia tyle, że może się podjąć tego zadania. Mnie dosłownie zamurowało, gdy to usłyszałam. Kobietę obsługującą tę rodzinę chyba również. Odeszła bowiem od stolika ze łzami w oczach i wróciła po dłuższej chwili z managerem restauracji.
Dalszej wymianie zdań się nie przysłuchiwałam, ale nadal jestem porażona tym, jak ludzie potrafią być bezczelni wobec innych i jak bardzo jesteśmy roszczeniowym społeczeństwem. Sama mam dzieci i nigdy bym nie zostawiła po nas takiego bałaganu, jak tamta rodzina. Byłoby mi wstyd, gdyby kelnerka zastała po mnie taki stolik, a co dopiero domagać się, żeby po mnie posprzątała. Jestem w szoku, że takie rzeczy dzieją się naprawdę..." – kończy swój list zasmucona matka dwójki dzieci.