Tytuł tego tekstu jest przewrotny. Nie znajdziesz w nim kolejnej historii o tym, jak niesamodzielne są współczesne dzieci, jak trudno oderwać je od telefonu czy komputera, jak trudno będzie im w dorosłym życiu. Zamiast tego przeczytasz refleksje matki, która ma dość oceniania innych rodziców i ich dzieci. To właśnie ta ocena wyrządza krzywdę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jakiś czas temu opublikowaliśmy mail nadesłany przez jedną z czytelniczek. Pani Jagoda opisała sytuację, która miała miejsce w nadmorskiej restauracji. Widziała, jak matka wyręczała 12-letniego syna w wybieraniu dania z menu czy krojeniu jedzenia na talerzu. "Pozwól swojemu dziecku na samodzielność. Robiąc coś takiego, wychowasz nieudacznika, a przy tym wystawiasz go na pośmiewisko innych. Naprawdę tego dla niego chcesz?" – apelowała do innych rodziców.
Jednak to wyręczanie dzieci nie zawsze jest odbieraniem im samodzielności. Oczywiście, zdarzają się sytuacje, w których nadopiekuńczy rodzice uniemożliwiają dzieciom rozwinięcie skrzydeł, z nadmiernej troski nie pozwalają im na popełnianie błędów, z których mogłyby wciągnąć lekcję. Zdarzają się też takie, w których rodzic musi pomóc dziecku, "wyręczyć" je. Na przykład wtedy, kiedy 2-latek próbuje sam przekroić bułkę ostrym nożem. Albo gdy mowa o dzieciach z niepełnosprawnościami czy dzieciach nieneurotypowych, niezależnie od wieku.
W odpowiedzi na list pani Jagody napisała do mnie inna mama. Słusznie zwróciła uwagę, jak łatwo oceniać nam innych ludzi, patrząc na nich z boku, nie znając ich historii. Wysnuwać wnioski i dowartościowywać się, widzieć swoje dziecko jako to "bardziej samodzielne", chociaż nie mamy pojęcia, dlaczego to drugie, to, które obserwujemy z oddali, samodzielne nie jest.
Skończmy z ocenianiem innych
"Dzień dobry,
postanowiłam napisać do pani po przeczytaniu artykułu o refleksjach pani Jagody na temat wychowywania dzieci przez innych. Pewnie bez sensu, pewnie takie artykuły dobrze się klikają.
Chciałam jednak zauważyć, że szalenie łatwo jest oceniać z boku i dowartościowywać się kosztem innych. Może opisany w artykule 12-letni chłopiec ma jakiś rodzaj niepełnosprawności, o którym nie wie zatroskana pani ze stolika obok? Sama wychowuję dziecko z niepełnosprawnością, która dla niektórych nie jest widoczna na pierwszy rzut oka i wiem, jak to jest.
Takie oceny są często bardzo przykre. Często rodzice chcieliby, żeby dziecko było samodzielne, ale np. dziecko jeszcze nie jest (może i nigdy nie będzie) na to gotowe. Może też reaguje bardzo nerwowo na różne niedogodności i w restauracji jego mama chce ograniczyć je do minimum? Nie wiem".
W dalszej części wiadomości pani Anna pisze o dowartościowywaniu się kosztem innych: widzimy, jak zachowuje się obce dziecko, a nasze zachowuje się inaczej. W domyśle: lepiej. Jest bardziej samodzielne, ma większą cierpliwość, nie jest tak przebodźcowane, nie jest zmęczone, lepiej kontroluje emocje. Nie jest "niegrzeczne". Być może właśnie dlatego, że jest neurotypowe? Dlatego, że jest pełnosprawne? A może po prostu ma lepszy dzień?
Oceniamy innych na placach zabaw i w sklepach, na nadmorskich deptakach, w restauracjach, na plażach. Oceniamy w internecie – znajomych i nieznajomych, celebrytów. Jednak gdy nas ktoś oceni – czujemy się zaatakowani i zranieni. Rozumiem perspektywę pani Anny, dlatego dołączam do jej apelu: nie oceniajmy innych, nie znając ich historii, trudności, z jakimi się mierzą. Może wtedy to współczesne pokolenie jednak przetrwa?