Obóz sportowy mógł skończyć się tragedią. Mój syn miał szczęście, że wrócił zdrowy
Redakcja MamaDu
09 sierpnia 2023, 13:58·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 09 sierpnia 2023, 13:58
Kolonie i obozy dla dzieci i młodzieży wzbudzają emocje rodziców. Szczególnie jeśli płacą za wakacje syna lub córki sporo pieniędzy, a dzieci muszą próbować przetrwać na wyjeździe w tzw. spartańskich warunkach. Przeczytajcie o tym, jak wyglądał pewien obóz sportowy, na którym był syn naszej czytelniczki.
Reklama.
Reklama.
Obóz sportowy zamiast kolonii
"Mój 10-letni syn gra w szkolnej drużynie koszykówki i dwa razy w roku razem z trenerem i innymi chłopcami jeżdżą na obozy letnie i zimowe. Zawsze są to wyjazdy do jakichś sportowych ośrodków, w których dzieciaki mają dużo zajęć sportowych i różnych aktywności na świeżym powietrzu" – rozpoczyna swój list nasza czytelniczka, która chce pozostać anonimowa.
"W tym roku dzieci pojechały w góry, a konkretnie Góry Świętokrzyskie, gdzie mieszkały przez 10 dni. O tym, co działo się na obozie, wiedziałam już podczas jego trwania, ale zainterweniowaliśmy z innymi rodzicami u organizatorów i wydawało się, że wiele rzeczy, które wyglądały nie do końca tak, jak powinny, zostało poprawionych przez organizatorów".
Stare prycze zamiast łóżek
Mama 10-latka pisze o tym, jakie warunki zastały dzieci w ośrodku po przyjechaniu na obóz: "Dwa dni temu moje dziecko jednak wróciło z wyjazdu i opowiedziało, jak wyglądał wyjazd, za który zapłaciłam ponad dwa tysiące złotych. Okazało się bowiem, że dzieci śpią w starym ośrodku, w którym turyści mogą wynająć pokoje za grosze. W większości nie ma łazienek, jest też wspólna kuchnia i stołówka, trochę jak w zakładach pracowniczych rodem z PRL-u.
Jeśli miejsce jest czyste i zadbane, nawet stare łóżka i pokoje mogą być w porządku – nie uważam, że chłopcom na obozie sportowym potrzebne są warunki jak na wakacjach all inclusive. Problem jednak następuje, jeśli w budynku są stare nieszczelne okna, pleśń na ścianach, a po pokojach wieczorem biegają prusaki. Mój syn podczas pierwszej rozmowy ze mną po dotarciu na obóz przyznał, że fajnie, bo mają pokój we trzech (z dwoma kolegami z klasy).
Problem leżał tylko w tym, że w pokoju jest tylko jedno łóżko. Dwóch chłopców musiało spać na rozkładanych łóżkach polowych, które znam z czasów swojej harcerskiej młodości (nazywaliśmy je kanadyjkami). I jak trzech chłopaków ma zdecydować, który będzie spał wygodnie na łóżku?".
Warunki wołają o pomstę o nieba
Kobieta opowiada też, że po interwencji rodziców trochę się poprawiło: "Dodatkowo, kiedy o takich warunkach usłyszałam od syna podczas jednej z pierwszych rozmów telefonicznych, zainterweniowałam ze znajomymi rodzicami u organizatora. Przestraszeni trenerzy i opiekunowie zapewnili, że dzieci zostaną przeniesione z pokojów z robactwem, a łóżka, na których będą spali, będą nowsze i z prawdziwego zdarzenia.
Oczywiście te warunki zostały wypełnione, bo wytknęłam je organizatorowi wprost. Teraz, gdy syn wrócił, opowiedział, że reszta budynku wcale nie wyglądała lepiej. W łazienkach na korytarzu często brakowało ciepłej wody, a w kątach stołówki widać było ogromny brud i pajęczyny. To nie chodzi więc o to, że ośrodek jest stary, tylko o minimalne zadbanie o czystość, jeśli wynajmuje się go na obóz dla dzieci.
Przecież przebywanie i spanie tyle dni w pokojach z pleśnią na ścianach może negatywnie wpłynąć na zdrowie. Zamierzam sprawę zgłosić na policję i nie zostawię tego. Uważam, że za takie warunki organizator powinien ponieść karę, skoro tak chce oszczędzać na dzieciach..." – kończy swój list mama 10-latka.