"Ta kolonijna moda to wasza wina. Widziałam, co dzieciaki kupują i mnie zamurowało"
Redakcja MamaDu
08 sierpnia 2023, 10:35·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 08 sierpnia 2023, 10:35
Kolonie i obozy to dla dzieci lekcja samodzielności. Gdy rodziców nie ma w pobliżu, są zdane na siebie: same decydują, w co się ubrać, jak często myć zęby czy co włożyć do sklepowego koszyka. Zdaniem naszej czytelniczki Ani ten ostatni punkt jest warty dyskusji, bo pokazuje, gdzie wielu rodziców popełnia błąd.
Reklama.
Reklama.
Nadmorska, turystyczna miejscowość, jeden z lokalnych supermarketów. Środek dnia, środek sezonu. Pogoda nie dopisuje, więc tłumów nie ma – poza kilkunastoosobową grupką dzieci. Musiały przyjechać na obóz lub kolonie. Choć taki obrazek to w okresie wakacyjnym norma, Anię poruszyło zachowanie dzieciaków. Sama jest matką, dlatego postanowiła zaapelować do innych rodziców.
Zachowywały się jak zwierzęta
"Dzień dobry. Spędzamy wakacje nad morzem. Pogoda pod psem, więc snujemy się po mieście i chociaż ten jod wdychamy. W okolicy jest kilka dużych ośrodków, a w nich pełno dzieciaków. Sama byłam kiedyś w jednym z nich na zielonej szkole. Moje dzieci są jeszcze za małe na takie wyjazdy, ale z ciekawością przyglądałam się tym kolonistom i coś mnie zaniepokoiło.
Mianowicie te dzieci, one zachowują się jak spuszczone ze smyczy. Biegają, krzyczą, popychają się, w ogóle nie zwracają uwagi na innych ludzi. Naprawdę, jakby przez całe życie w klatkach mieszkały i w końcu wyszły na wolność. Tu jakiś chłopiec szturcha drugiego, tam jakieś dziewczynki urządzają pokaz tańca. Proszę ja was, to nie cyrk, a sklep, miejsce publiczne, w którym ludzie chcą w spokoju zrobić zakupy! Wychowawców ani widu, ani słychu.
Najbardziej zasmucił mnie widok ich koszyków. Pewnie na koloniach mają wyżywienie, więc wycieczka do sklepu to dla nich atrakcja. W sumie nie dziwię się, bo przy takiej pogodzie naprawdę nie ma co robić... A tak mogą wyjść 'do miasta', a przy tym kupić sobie jakieś przekąski. Tylko że co one kupują! Chipsy, tony chipsów. Żelki. Jakieś batoniki, czekoladki. Słodkie napoje gazowane. I to, co uderzyło mnie najbardziej: napoje energetyczne. Po co takiemu 11-latkowi energetyk?!
Rodzice, sami na to pozwalacie
Nie mam pretensji do tych dzieci, ale do was, rodziców. Może gdybyście bardziej się zainteresowali, gdybyście poświęcali dzieciom więcej czasu, gdybyście z nimi rozmawiali, wiedziałyby, że to nie jest najlepszy wybór.
Zastanawiam się, skąd to się wzięło. Czy teraz wszyscy rodzice powariowali na punkcie zdrowego odżywiania, zakazują dzieciom jedzenia słodyczy, to te potem szaleją, kiedy rodziców nie ma w pobliżu? Czy może odwrotnie, teraz w domach tony przekąsek zalewanych energetykami i colą to codzienność, więc dzieci są nauczone takiego sposobu odżywiania?
Nie wiem, to wasze dzieci, wasza odpowiedzialność. Ja patrzę na moich synów i zastanawiam się, co mogę zrobić, żeby za kilka lat nie wyrosły na takich rozwydrzonych, zapchanych chipsami po kokardę nastolatków. Wam też radzę się nad tym zastanowić, bo nigdy nie jest za późno, żeby naprawić swój błąd".