Nadal często okazuje się, że jesteśmy społeczeństwem, w którym uczy się dzieci, że emocje są złe. Że najlepiej być silnym, nie mazgaić się i zamiatać uczucia i emocjonalne reakcje pod dywan. Uczy się tego wszystkie maluchy (niezależnie od płci, choć od chłopców szczególnie wymaga się "bycia mężczyznami") poprzez proste zwroty, które większość z nas powtarza automatycznie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Nie płacz", "Nic się nie stało", "Zobacz, już wszystko dobrze" to tylko niektóre ze zwrotów, którymi dorośli zwracają się do dzieci, gdy te płaczą, są smutne albo się złoszczą. Mało kto zastanawia się nad tymi automatycznymi zdaniami, a one sprawiają, że krzywdzimy emocjonalnie całe pokolenia dzieci.
Smutna sytuacja na placu zabaw
Na jednym z profili w mediach społecznościowych z okazji Dnia Dziecka pojawił się ciekawy i zachęcający do refleksji post. Autor bloga "Dzieckiem po Oczach", który komentuje na Facebooku rzeczywistość i współczesne wychowanie dzieci, napisał o swoich obserwacjach w kwestii wspierania emocjonalności dzieci.
Post, który wywołał niemałe poruszenie, dotyczył wizyty ojca z córką na placu zabaw. Mężczyzna był świadkiem sytuacji, w której jedna z dziewczynek podczas zabawy uderzyła się w głowę, a jej babcia zupełnie zbagatelizowała to, że dziecko odczuło ból i płakało (pisownia oryginalna – przyp. red.):
"Nagle Ania trafia głową od spodu w zjeżdżalnię. Płacze. Jej babcia siedzi z koleżanką 10 metrów dalej. Ania uderzyła się w głowę i ją boli! – krzyczę do babci. Babcia ratuje sytuację sztandarowym tekstem: Sama się uderzyłaś, więc nie płacz.
Mam ochotę powiedzieć, że to ja jej jednak przywaliłem i czy może w związku z tym popłakać. Ania ryczy. Babcia ryczy, żeby nie ryczała. Ania przestaje ryczeć, a ja pluje sobie w brodę, bo babcia pomyśli, że to jej sukces, a tymczasem przez pół minuty potowarzyszyłem dziewczynce w jej samoregulacji" – czytamy historię w facebookowym wpisie.
Anonimowy autor bloga zaznacza, że najbardziej w tej sytuacji smutna i denerwująca była reakcja babci na emocjonalną reakcję dziecka.
Babcia nie wspiera emocji, bo jej nikt tego nie dał
Nikt nie będzie babci wybielać, ale warto też powiedzieć, że ona sama zapewne była po prostu tak wychowana i nie dostała kiedyś wsparcia od swoich opiekunów, dlatego teraz tak mówi do wnuczki. Jeszcze dwa pokolenia temu dzieciom wciąż się powtarzało, że nie mogą płakać, że to brzydko się mazgaić i trzeba "otrzepać kolanka i wstać z podniesioną głową". Przez to, że tej babci wszyscy tak kiedyś powtarzali, ona również powtarza to swoim dzieciom i wnukom, bez refleksji, że robi o dziecku krzywdę psychiczną i emocjonalną.
Na koniec wpisu znalazło się miejsce na prostą, aczkolwiek dobitną refleksję: "Tak, zdaje sobie sprawę, że wciąż jest wielu ludzi, którzy płacz po balonie, po lekkiej stłuczce, po brudnym bucie, po kropli deszczu na głowie, po zgubionym kamyku; nie przyjmą w ramiona, bo to za słaby powód do płaczu. Bardzo im współczuję. Albo mam ich w de. Albo współczuję im, że de facto są w de. Trzydzieści sekund tulenia bez pie*dolenia. Tyle wystarczy. Wybaczcie wulgaryzm, ale trafnie opisuje te wszystkie werbalne antypłaczne kazania" – kończy swój wpis autor bloga.
Zamiast gadać, przytul
To zakończenie pokazuje dobitnie to, że tak naprawdę niewiele potrzeba z naszej strony, by wspierać dziecko w jego przeżywaniu emocji. Czasem wystarczy dosłownie nic nie mówić i zamiast gadać i narzekać, przytulić płaczące dziecko. Wydaje się to być takim prostym, naturalnym odruchem, a jednak nadal wiele osób, zamiast kucnąć i dać fizyczne wsparcie maluchowi, powie mu, żeby nie płakało, bo inaczej sobie pójdą z placu zabaw.
Autor bloga nazywa je "antypłacznymi kazaniami", które są po prostu zbędne. Zamiast tego warto wspierać dziecięce smutki i bóle: dorosłego, który się uderzy, jakoś nikt nie strofuje, żeby przestał płakać, bo nic się nie stało. Apelujemy o to, by jako rodzice zwracać uwagę na takie drobiazgi. Naprawdę czasem wystarczy przytulić dziecko i w milczeniu przeczekać jego płacz. Maluch, któremu zepsuła się zabawka albo uderzył się w głowę, wcale nie potrzebuje stawiania do pionu i gadania, że jest duży i nie powinien płakać przez taką bzdurę.
Najlepsze w tej sytuacji jest ciche wspieranie go i nauczenie (siebie i jego), że smutek, złość, płacz są w porządku. Naszą rolą jako rodziców i opiekunów jest dawanie maluchowi wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, a te dużo łatwiej osiągnąć właśnie za pomocą gestu. "30 sekund tulenia bez pie*dolenia" – jak to dobitnie napisał autor bloga.