W mniejszych szpitalach miejskich i powiatowych czasem brakuje lekarzy, którzy będą sprawowali dyżur na nocnej i świątecznej pomocy. Z jedną z takich niecodziennych sytuacji spotkała się pewna kaliszanka, która na zbadanie dziecka czekała kilka godzin. Później okazało się, że spóźniony medyk postawił na dodatek błędną diagnozę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W jednym z kaliskich szpitali doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Kobieta z duszącym się i wymiotującym dzieckiem czekała na nocnym dyżurze na lekarza kilka godzin.
Nie udzielono jej pomocy na SOR-ze, a kiedy na tzw. nocowance pojawił się medyk, postawił dziecku błędną diagnozę.
Kobieta dowiedziała się o tym dopiero po tym, jak dziecko zbadał inny lekarz w prywatnym gabinecie. Okazało się, że maluch potrzebuje niezwłocznego leczenia.
Weekendowy dyżur w szpitalu, lekarza brak
Do kuriozalnej sytuacji doszło w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kaliszu. To, co spotkało w miniony weekend jedną z pacjentek kaliskiego szpitala, nagłośniły "Fakty Kaliskie".
Pani Joanna w ostatnią sobotę trafiła na świąteczny dyżur w szpitalu, gdzie szukała pomocy dla chorego dziecka. Wspomina, że przyjechała z dzieckiem do szpitala w sobotę ok. 7:00 i chciała, aby ktoś zbadał jej dziecko, które całą noc dusiło się od kaszlu i wymiotowało. Okazało się jednak, że na dyżurze weekendowym nie było żadnego lekarza, więc kobieta przeszła na Szpitalny Oddział Ratunkowy, by tam poszukać pomocy:
"Dziecko z gorączką, z silnym kaszlem zaczęło mi wymiotować. Udałam się na SOR z prośbą o pomoc innego lekarza, po czym kolejny raz pan z SOR-u zadzwonił na wieczorynkę w sprawie wyjaśnienia, dlaczego nie ma lekarza. Otrzymał odpowiedź, że będzie za pół godziny" – pisze kaliszanka.
Nikt nie chciał pomóc wymiotującemu dziecku
Na SOR-ze dziecku również nie udzielono pomocy, choć kobietą szukającą lekarza zainteresowała się jedna z pracownic oddziału ratunkowego. Pani Joanna opisuje, że została potraktowana wyjątkowo niemiło, a pomoc jej dziecku nie została udzielona. Kazano jej czekać na przyjechanie lekarza dyżurującego na tzw. nocowance, czyli dyżurze świątecznym:
"Zapytała od kiedy jest taki stan dziecka, na co odpowiedziałam, że dziś w nocy dostał silnego kaszlu i temperaturę, a nad ranem zwymiotował, pomijając, że na poczekalni zrobił to 3 razy. Odparła, że wątpi w moje słowa. Skandal. Niech zamkną ten szpital! Dziecko w tak słabym stanie i jeszcze trzeba użerać się z panią, która pomyliła swoje kompetencje! Pozdrawiam serdecznie panią i mam nadzieję, że ktoś zrobi coś z tymi opryskliwymi babami! Mają pomagać, a nie komentować!".
Lekarz dojechał i postawił złą diagnozę
W końcu po kilku godzinach spędzonych z chorym dzieckiem w szpitalu pojawił się lekarz dyżurny, który zbadał dziecko. Postawił diagnozę o grypie żołądkowej, tzw. jelitówce. Zalecił nawadnianie dziecka i przyjechanie jeszcze raz, gdyby był potrzebny zastrzyk hamujący wymioty.
W międzyczasie tata dziecka umówił prywatną wizytę u lekarza, który po wyjściu ze szpitala ponownie zbadał dziecko. Okazało się, że maluch nie tylko został w szpitalu błędnie zdiagnozowany, ale również zlekceważono jego objawy chorobowe. Okazało się bowiem, że dziecko ma zapalenie płuc i koniecznie jest włączenie antybiotykoterapii. Wymioty, które męczyły malucha, mogą być jednym z objawów zapalenia płuc, szczególnie u małych dzieci.
Cała sytuacja była nie tylko niebezpieczna dla dziecka. Pokazuje również, jak w Polsce funkcjonuje wiele mniejszych szpitali, w których nie zachowuje się procedur i odmawia udzielenia pomocy pacjentom wymagającym szybkiej interwencji lekarskiej. W Faktach Kaliskich w sekcji komentarzy pod artykułem inni czytelnicy przyznają, że to nie pierwsza taka sytuacja w tej placówce medycznej. Kobieta w wiadomości do redakcji napisała wprost, że jest wściekła z powodu tego, jak została potraktowana i jej zdaniem placówkę powinno się zamknąć.