Wychowanie dzieci to wspólna praca rodziców i nauczycieli w przedszkolach i szkołach. Minister Czarnek uważa jednak, że to opiekunowie prawni ponoszą winę za trwającą obecnie falę agresji i samobójstw wśród najmłodszych. W jednym z ostatnich wystąpień powiedział wprost, że winą jest "lewacki" sposób wychowania dzieci bez wartości i to, na jak dużo rodzice pozwalają pociechom. Wspomniał też o wulgarnych napisach na czole.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Minister Czarnek po raz kolejny zabrał głos w sprawie rosnącej fali agresji wśród młodzieży i coraz większej liczby samobójstw najmłodszych.
Szef resortu edukacji jest zdania, że w szkołach nie ma tego problemu. Zazwyczaj wszystkie głośne sytuacje dzieją się poza nimi, więc są winą rodziców.
Czarnek podkreślił, że agresja i samobójstwa wynikają z tego, ile czasu i uwagi rodzice poświęcają dzieciom. Zaznaczył, że problemem jest brak wartości i "lewackie" ideologie.
Wszystko to wina rodziców
W ostatnim czasie niepokojąco często dochodzi do różnych niebezpiecznych sytuacji z udziałem dzieci i młodzieży jako inicjatorów przemocy. Równie regularnie słyszymy o rosnącej liczbie prób samobójczych i fatalnym stanie polskiej psychiatrii dziecięcej. Zapytany o ten problemy minister Czarnek jakiś czas temu powiedział, że problem leży w braku autorytetów i upadku wartości rodziny.
W środę (22.03.2023) szef resortu edukacji uczestniczył w spotkaniu z mieszkańcami Szydłowca (woj. mazowieckie), na którym znowu zabrał głos w sprawie prób samobójczych i agresji wśród najmłodszych.
Minister Czarnek został zapytany m.in. o to, jak zmniejszyć tę narastającą falę samobójstw i prób samobójczych, i czy jest jakiś plan, by bardziej pomagać nastolatkom. W odpowiedzi usłyszano, że to zjawisko jest "najtragiczniejsze w ostatnich latach, które nawarstwiają się lawinowo w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat, zwłaszcza po pandemii i wymuszonej izolacji". Zaznaczył jednak, że problem raczej nie leży w szkołach, bo tam agresji i samobójstw nie ma.
– W polskiej szkole awantur prowadzących do tragicznych zdarzeń praktycznie też nie ma. To, co słyszeliśmy w ostatnim czasie, to są wydarzenia z ulic różnych miast, ale rzeczywiście – agresja narasta – wypowiedział się szef MEiN. Cały czas podkreślał też, że rząd przeznaczył miliardy złotych na to, by w szkołach byli pedagodzy specjalni i psycholodzy, którzy jego zdaniem rozwiązują problem.
Wina LGBT i gender
W dalszej części wypowiedzi podkreślił, że kwestie przemocy i samobójstw nie są do rozwiązania tylko przez wizytę u specjalisty, bo problem leży przede wszystkim po stronie rodziców i wychowania w domu.
– Dziecko nie rodzi się w szkole, dziecko rodzi się w rodzinie, na porodówce, a potem jest wychowywane przez rodziców. (...) szkoła nie wejdzie do domu po południu, nie będzie kontrolować komputera czy smartfona młodzieńca czy dziecka w nocy, w weekend, wakacje, w święta – kontynuował Czarnek.
Minister edukacji podkreślał też, że to rodzice pozwalają na przeróżne rzeczy, których efektem jest wyższy poziom agresji lub myśli i czyny prowadzące do samobójstw:
– Po pierwsze wróćmy do rodziny, nie walczmy z rodziną przy pomocy ideologii lewackich, LGBT-owskich, genderowskich, nie zohydzajmy młodym ludziom wartości, rodziny, puszczając na ulice z napisami wulgarnymi na czole – emocjonalnie apelował szef resortu edukacji.
Kontrola czasu i treści na ekranach
Następnie przyznał, że brak ograniczeń telewizji, radia i internetu w przypadku dzieci i młodzieży wpływa na ich zachowania i stwarza najwięcej problemów wśród uczniów. Zachęcał rodziców, by mieli wpływ na to, co i jak długo dziecko ogląda i czyta na ekranach, bo bez tego zatrudnianie psychologów w szkołach nic nie da.