
Niedźwiedzia przysługa
"Jestem mamą 2-latka, który nieustannie choruje. I choć w tym sezonie ilość infekcji faktycznie przytłacza wszystkich, to uważam, że nie powinno to dotyczyć mojego dziecka. Nie chodzi do żłobka, a problemy zaczęły się dopiero wtedy, gdy to babcia zaczęła się nim opiekować. Uważam, że to ona 'sabotuje' zdrowie Jasia i już nie wiem, jak z nią rozmawiać.
Moja mama jest naprawdę fajną i zaangażowaną babcią. Ucieszyłam się, gdy powiedziała, że na emeryturze chętnie zajmie się wnukiem, a ja mogę spokojnie wrócić do pracy. Wiedziała, że mam dylemat. Nie chciałam go puszczać Jasia do żłobka. Mama fajnie organizuje czas wnukowi, jednak od jakiegoś czasu mam wrażenie, że mój syn ciągle choruje i to waśnie przez jej 'styl' opieki.
Uff jak gorąco
Ja zdecydowanie preferuję zimny chów. Do tej pory Jaś biegłą w krótkim rękawku i na bosaka po mieszkaniu. Jestem tą mamą, która uważa, że przy 10 stopniach czapeczka to przesada. Nie ma także złej pogody na spacer, wystarczy się odpowiednio ubrać.
Według mojej mamy Jaś ciągle marznie... Odstawiam dziecko ubrane tak, jak uważam, że będzie w sam raz. Jednak, gdy tylko wyjdę, babcia wkłada mu rajstopki, kapcie i obowiązkowo sweterek. Wybierając się na dwór, dokłada kolejną warstwę pod kurtkę. Efekt? Jaś jest wiecznie spocony.
Gdzie podziało się świeże powietrze?
Gdyby tego było mało, absolutnie nie wietrzy mieszkania przez cały dzień, a do tego podkręca kaloryfery. Niejednokrotnie zwracam jej uwagę, że jest za gorąco. Otwierając drzwi, uderza obrzydliwa duchota, a woda leje się po szybach.
Ta się zapiera, że nie chce, by zawiało malucha. Od miesięcy jej tłumaczę, że może wietrzyć pokoje na zmianę, gdy dziecka w nie ma w nim dziecka, ale nie dociera. Wyjaśniam, że szybciej go zawieje i się rozchoruje, gdy będzie tak przepocony. A wilgotne gorące powietrze to idealne siedlisko dla wirusów i bakterii.
Co gorsza, także przestała z Jasiem wychodzić na dwór: 'bo pada', 'bo zimno', 'bo wieje', 'bo ma katar'... każdy pretekst jest dobry, by nie wychodzić. Pytałam, czy to problem dla niej, żeby wyjść, gdy jest kiepska pogoda, bo może jest jej po prostu trudno. Za każdym razem jednak twierdzi, że się boi, że Jaś się rozchoruje. Nie przemawia do niej, że ma dobry kombinezon i powinien się hartować.
Jest ciągle chory
Niestety zauważyłam, że od czasu, gdy Jaś jest pod opieką mojej mamy, ciągle choruje. Łapie mniejsze bądź większe infekcje i jest bardziej apatyczny. Mam wrażenie, że to błędne koło, bo jak jest chory, to jeszcze bardziej go opatula. Nie wiem już jak jej tłumaczyć, by go lżej ubierała, zapewniała mu dostęp do świeżego powietrza i nie sabotowała jego odporności.
Nie widzę chęci zmiany, a co gorsza nawet zaczęła kłamać. Mówi to, co ja chciałabym usłyszeć, a potem od Jasia dowiaduję się, że dalej robi po swojemu.
Gdy ostatnio syn zaczął się po raz kolejny zwijać się z bólu przy 39 stopniach gorączki, zaczęłam się nawet poważnie zastanawiać, czy może jednak żłobek nie byłby lepszym pomysłem. Mam świadomość, że nadal, by chorował, ale już z innych przyczyn...". Macie podobne doświadczenia? A może znalazłyście sposób na "takie" okazywanie troski przez babcię?