- Dzień dobry, potrzebujemy pilnej konsultacji lekarskiej, dziecko ma 39,3 st. C. Jak to nie ma numerków? Nocna pomoc medyczna? Ale przecież jest 8:00 rano! - rozmowa, jakich rodzice odbywają w sezonie infekcyjnym wiele. A przecież przychodnia nie może odesłać cię z kwitkiem, to niezgodne z prawem!
Reklama.
Reklama.
Jedna z podwarszawskich przychodni odmówiła zapisania dziecka do lekarza rodzinnego, choć pacjent miał ponad 39 stopni gorączki. Powód: brak wolnych numerków. Mama pacjenta poskarżyła się Rzecznikowi Praw Pacjenta, ten nie ma złudzeń - To łamanie praw pacjenta. Przychodnia ma obowiązek zarejestrować pacjenta w dniu zgłoszenia - ocenił RPP.
Tyle roboty, że nie ma kto telefonu odebrać
Jak informuje warszawska "Gazeta Wyborcza", mama małego pacjenta próbowała dodzwonić się do przychodni w powiecie garwolińskim. Dziecko miało wysoką gorączkę, jednak telefonu nikt nie odebrał. Kobieta zdecydowała się zabrać dziecko do placówki medycznej.
Na miejscu dowiedziała się, że niestety dziecka nikt nie zbada, bo nie ma już wolnych wizyt tego dnia. Kobiecie polecono udanie się z dzieckiem do przychodni oferującej nocną i świąteczną pomoc medyczną, bo tam wiadomo: kto pierwszy, ten lepszy. Tyle że takie placówki przyjmują pacjentów od godziny 18:00.
Mama małego pacjenta poinformowała o zajściu Rzecznika Praw Pacjenta. Ten nie ma złudzeń: przychodnia złamała prawo.
Odsyłanie pacjenta jest niezgodne z prawem
We wnioskach z interwencji RPP Bartłomiej Chmielowiec napisał: "Działanie przychodni było nieprawidłowe. Przychodnia powinna poinformować matkę o zasadach rejestracji, ocenić stan zdrowia dziecka i umożliwić rejestrację dziecka na wizytę. Przychodnia nie może również odsyłać pacjenta, by skorzystał z nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej".
Rzecznik zaznacza, że przychodnia, która ma podpisany kontrakt z NFZ, ma obowiązek rejestrować pacjenta na wizytę w dniu, kiedy zgłosi on taką chęć. Na kolejne dni można to zrobić, tylko jeśli tak ustali z pacjentem.
W sytuacji, kiedy chorych jest więcej niż numerków, przychodnia ma obowiązek określić odpowiedni sposób postępowania, w którym zostanie ustalona kolejność wizyt u lekarza.
Ale numerków się nie dodrukuje
Choć przepisy mówią jasno, jak powinna wyglądać idealna sytuacja, to w wielu miejscach zwyczajnie nie da się ich wprowadzić w życie. "Problemem jest to, że tworzymy pewne regulacje prawne na potrzeby optymalnego modelu opieki i najwyższej gwarancji bezpieczeństwa, ale nie zawsze idzie to w parze z dostępnymi zasobami i możliwościami zrealizowania tych założeń. Dostępność lekarzy po prostu nie zawsze jest wystarczająca" - mówiła GW dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektorka Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego.
Dr Gałązka-Sootka przyznaje, że sama nigdy nie spotkała się z odmową. Często w przychodniach słyszymy, żeby przyjechać z dzieckiem, że lekarz zobaczy gorączkujące dziecko między pacjentami, czasem odbywa się teleporada albo pojawia się sugestia, że w sytuacji nagłego pogorszenia stanu pacjenta trzeba wybrać się na SOR.
Rozmówczyni warszawskiej"Gazety Wyborczej" zwraca uwagę, że w przypadku, kiedy przychodnia notorycznie łamie zasadę o wizycie w dniu zapisu, sprawie powinien przyjrzeć się NFZ. "Rolą NFZ jest nie tylko kontrolowanie prawidłowości rozliczania świadczeń, ale również tego, jakiej jakości usługi za pieniądze płatnika są dostarczane ubezpieczonym" - dodała.
Skarga do NFZ? Nie tak szybko
Rzecznik mazowieckiego oddziału NFZ Piotr Kalinowski zaznacza, że w podobnej sytuacji powinniśmy po pierwsze zwrócić się do dyrekcji placówki. Jej działanie może przynieść natychmiastową poprawę sytuacji. Dopiero potem, jeśli sytuacja jest nagminna, warto zwrócić się do RPP lub rzecznika odpowiedzialności zawodowej lekarzy Okręgowej Izby Lekarskiej.
"Pracownicy NFZ nie są upoważnieni do oceny decyzji medycznych podejmowanych przez lekarzy w procesie leczenia" - mówił Kalinowski.
Prawo sobie...
Przepisy są potrzebne i jak najbardziej należy się na nie powoływać, jeśli znajdziemy się w podobnej do opisanej powyżej sytuacji. Jednak problem jest dużo większy. Są w Polsce kilkutysięczne miejscowości, w których jest jeden pediatra albo nie ma go wcale. W wielu miastach nie ma żadnego lekarza o tej specjalizacji w wieku przedemerytalnym.
Ci lekarze codziennie w sezonie infekcyjnym przyjmują kilkudziesięciu pacjentów, często każdy z nich ma te same objawy, w tym wysoką gorączkę. Ile godzin bez przerwy można pracować, biorąc na siebie odpowiedzialność za cudze życie? Jakie kryteria selekcji pacjentów wtedy wprowadzić?
Lekarzy brakuje, pieniędzy na specjalizacje ciągle brak, a w tych najbardziej podstawowych, jak medycyna rodzinna czy pediatria, za kilka lat możemy mieć więcej wakatów niż aktywnych medyków.