Trwa sezon infekcyjny, zapisanie dziecka do pediatry na ten sam dzień graniczy z cudem. Szczególnie jeśli zależy ci na wizycie na NFZ, bo masz trójkę chorych dzieci i nie stać cię na to, by w prywatnym gabinecie i aptece zostawić ponad 600-800 zł. Bywa też tak, że numerków do pediatry nie ma, a w kolejce-widmo nie znajdziesz połowy zapisanych na dany dzień. Oto jak przychodnie nie radzą sobie z zapisami chorych dzieci do lekarzy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W sezonie chorobowym w przychodniach naprawdę ciężko dostać się na wizytę u lekarza - zbyt mało jest miejsc zapewnionych z NFZ, a zbyt wielu chorych.
Jeśli nie uda ci się pójść i stanąć w kolejce osobiście jeszcze przed otwarciem przychodni, często nie ma szans, by dodzwonić się i zapisać telefonicznie.
Rodzice chorych dzieci mają zadanie utrudnione, bo nie zawsze mają z kim zostawić maluchy, by osobiście udać się do rejestracji. Potem często się okazuje, że w kolejce mnóstwo jest pacjentów-widmo, którzy nagle rezygnują z wizyty.
Dostać się do lekarza w sezonie infekcyjnym to cud
W sezonie chorobowym ten scenariusz zna każdy rodzic. Próbujesz od samego świtu dodzwonić się do przychodni, by zapisać do pediatry kaszlące i gorączkujące dziecko. Pełna obaw sięgasz po telefon, wybierasz numer i czekasz. Czekasz, czekasz i czekasz. Okazuje się, że automat po długim czasie łączy cię z rejestracją w przychodni i... No właśnie, słyszysz, że nie ma już numerków do lekarza na ten dzień. Albo automat jeszcze przed połączeniem z żywym człowiekiem mówi ci, że jesteś 30. w kolejce, co w ogóle brzmi absurdalnie.
Ostatnio w rozmowie z innymi matkami temat zapisów do przychodni i prób dostania się do lekarzy wypłynął sam, bo – jak wiadomo – wszystkie dzieci teraz chorują na potęgę i każdy staje na głowie, żeby swoje maluchy do pediatry jakoś zapisać. Nie każdy ma możliwość, by pójść na prywatną wizytę i zapłacić za nią 150-200 zł. Szczególnie jeśli masz więcej niż jedno dziecko i do kosztów wizyty dochodzi jeszcze ok. 200 zł za lekarstwa w aptece.
O tym w rozmowie wspomniała Kasia: - Do naszej przychodni naprawdę ciężko się dostać. Telefon odbierają te same osoby, które zapisują fizycznie w rejestracji, więc jeśli w przychodni jest duża kolejka, to po prostu nie odbierają telefonu. Później, gdy robi się mniej ludzi do zapisów i zaczynają zapisy telefoniczne, to najczęściej do wybranych lekarzy już w ogóle nie ma miejsc.
W mniejszych miejscowościach dodatkowym problemem jest też mała liczba pediatrów: - Bywa tak, że na mniejszą miejscowość czy wieś przypada tylko jeden lekarz i tak też jest u nas. Jeśli się do niego nie dostaniesz, musisz iść prywatnie. A koszt takiej wizyty to 160 zł. W moim przypadku razy 3, bo mam troje dzieci i najczęściej chorują wszystkie na raz" – kontynuuje Kasia.
Zapisy do lekarza: jak nie osobiście, to może przez telefon?
W innych przychodniach problem zapisów próbuje się czasem rozwiązać oddzielną infolinią, którą uruchamia się równocześnie z zapisami w rejestracji. Tylko system komputerowy - jak to maszyna - czasem zawodzi i zdarza się, że 2 oddzielne osoby (jedna na infolinii, druga w przychodni) zapisuje dwóch różnych pacjentów na tę samą godzinę.
O takiej sytuacji opowiada Kamila: - Potem dochodzi do dantejskich scen w poczekalni. Jeszcze młode mamy są zazwyczaj dla siebie wyrozumiałe, widzą chore dzieci i rozumieją, że wszystkie jedziemy na tym samym wózku, że czasem trzeba poczekać. Ale zdarzają się i tacy pacjenci, co wykłócają się o każdą minutę opóźnień i nie rozumieją, że jeśli godziny się przesunęły, to oni także muszą poczekać w kolejce.
Inna mama dodaje: - W przypadku chorych dzieci to jest jasne, że jest dużo chorych jesienią, lekarze mają za dużo pacjentów, a za mało czasu. Ale jakim cudem ja np. nie mogłam dziecka zapisać na bilans i szczepienie przez ponad 3 tygodnie? Zapisy są prowadzone oddzielnie, bo pediatra przyjmuje tylko dzieci zdrowe. Ale zapisy są tylko w poniedziałki na cały tydzień i to w pierwszej kolejności wpisuje się tych, którzy są osobiście – opowiada Marysia o wizycie w gabinecie tzw. dzieci zdrowych.
Kobieta nie rozumie, dlaczego ze zdrowym dzieckiem, które potrzebuje szczepienia, jest tak samo ciężko się dostać do pediatry, skoro tam nie ma aż takich kolejek jak do dzieci chorych. - Przez 3 tygodnie próbowałam się dodzwonić do przychodni, żeby zapisać córkę na dawkę szczepienia, bez którego trochę bałam się puszczać ją do żłobka. Za każdym razem dodzwaniałam się dopiero po jakiejś godzinie i okazywało się, że na dany tydzień miejsc już nie ma. A którymś razem od zirytowanej rejestratorki usłyszałam, że jak się chce zapisać, to łatwiej by było, gdybym przyjechała osobiście. W końcu zdenerwowałam się i poprosiłam przyjaciółkę, by została o 7.00 rano z moim dzieckiem, a sama faktycznie pojechałam do przychodni i nagle bez problemu zapisałam dziecko. Nawet za bardzo kolejki do tych bilansów nie było! – relacjonuje dalej Marysia.
Kolejki są, ale tylko fikcyjnie
Gdzie indziej nie tylko same zapisy są problemem, ale właśnie też te kolejki. Agata opowiedziała o tym, jak ostatnio próbowała zapisać dwoje chorych maluchów na wizytę: - Dzieci mają 2 i 4 lata, a ja jestem samodzielną mamą, więc zazwyczaj gdy chorują, to zostaję z nimi w domu i próbuję dodzwonić się do przychodni, zamiast jechać i stać z nimi w kolejce przed przychodnią od świtu. Ostatnio, gdy udało mi się dodzwonić po ponad godzinie – bo albo nikt nie odbierał, albo połączenie było zajęte – dowiedziałam się, że na ten dzień nie ma już ani jednego numerka do 2 pediatrów, którzy tego dnia przyjmowali. Pani rejestratorka podpowiedziała mi, żebym przyjechała osobiście, gdy lekarz zacznie wizyty, to może zgodzi się przyjąć mnie z dziećmi, jeśli ktoś się w międzyczasie nie pojawi albo zrobi się jakaś luka między wizytami – relacjonuje swoją ostatnią wizytę w przychodni z dziećmi młoda mama.
Agata opowiedziała, jak udało jej się dostać na wizytę dosłownie przez przypadek: - Przyjechałam z marudnymi i gorączkującymi maluchami, modląc się od progu przychodni, by pediatra zgodził się je zobaczyć. Nawet nie wiecie, jakie było moje zdziwienie, gdy weszłam do holu, a w poczekalni pod gabinetami pediatrycznymi nie było ani jednej osoby. Po odczekaniu chwili, by zobaczyć, czy nie przyjdzie może ktoś spóźniony, kto był zapisany na wizytę, weszłam do gabinetu i bez problemu zostałam przyjęta przez lekarza.
Po co więc zajmować miejsca i "blokować numerki", gdy jednak nie wybieramy się na wizytę albo gdy dostaniemy się szybciej w innej przychodni? Ludzie w kolejkach do lekarzy nie myślą. Widzą tylko swój czubek nosa, a że wizyta przepadnie i na to miejsce nie dostanie się nikt inny, kto od rana próbował dziecko zapisać do pediatry, nie obchodzi nikogo.
Mama przez telefon, tata - osobiście w kolejce
Znam też rodziców, którzy obydwoje mają możliwość zostania rano w domu i wtedy jedno próbuje dodzwonić się do przychodni, będąc w domu z chorym dzieckiem, a drugie od bladego świtu idzie stać w kolejce, bo może szybciej będzie, gdy zapisze dziecko osobiście. Mnie również zdarzało się takie rzeczy robić, gdy stałam pod ścianą i wiedziałam, że moje dziecko nie wytrzyma do kolejnego dnia, by dopiero nazajutrz podejmować próby dostania się do pediatry.
Rodzice, a jak jest w waszych przychodniach? Też wiecznie są problemy z zapisaniem dziecka i dostaniem się do pediatrów, których wszędzie brakuje? A może placówka medyczna, w której jesteście zapisani, ma jakiś genialny system, dzięki któremu nikt nie bije się o zapisy do lekarzy?